W wyścigu o Grand Prix Włoch po raz kolejny w tym sezonie Valtteri Bottas pojechał strategicznie dla Mercedesa. Fin miał za zadanie blokować Kimiego Raikkonena, co wykorzystał Lewis Hamilton. Dzięki temu brytyjski kierowca na ostatnich okrążeniach był w stanie zaatakować Raikkonena i sięgnął po wygraną na Monzy.
- My zatrudniamy kierowców, a nie służących - rzucił dziennikarzom wkurzony Maurizio Arrivabene po zakończeniu rywalizacji we Włoszech.
Szef Ferrari zdradził, że przeprosił już Bottasa za swoją wypowiedź. - Powiedziałem to pod wpływem emocji i od razu zdałem sobie sprawę, że te słowa wywołają kontrowersje. Dlatego skontaktowałem się bezpośrednio z Valtterim. Przeprosiłem go i starałem się mu wytłumaczyć o co chodziło mi w tej wypowiedzi. Nie chciałem go obrazić i doceniam to, że przyjął moje przeprosiny - powiedział Arrivabene.
W padoku nie brakowało spekulacji, że Ferrari na Monzy nie zastosowało team orders, bo Raikkonen miał już świadomość tego, że po sezonie rozstaje się z zespołem. Arrivabene odrzuca jednak takie plotki. - Po prostu polecenia zespołowe na starcie do wyścigu są niemożliwe. Powiedziałem moim kierowcom, żeby nie zrobili czegoś głupiego - dodał Włoch.
ZOBACZ WIDEO: WP Express: Tenis dla najmłodszych
Szef Ferrari nie zgadza się też z opiniami, by na pierwszych metrach po starcie Raikkonen przeszkodził Vettelowi. - Pojawiały się takie głosy, że pojechał niekorzystnie dla Sebastiana. Zrobił jednak to samo, co zrobiłby Hamilton czy Vettel na jego miejscu. To co później wydarzyło się między Lewisem a Sebastianem nie miało nic wspólnego z team orders lub ich brakiem - stwierdził Arrivabene.
Błąd Sebastiana Vettela w Grand Prix Włoch sprawił, że jego strata do Hamiltona wzrosła do 30 punktów. Niemiec spotkał się z krytyką włoskich mediów, które są zdania, że na własne życzenie pozbawił się szans na tytuł. - Przed nami ciągle wiele wyścigów, więc niewłaściwym byłoby wskazywanie palcem na kogoś za to, że popełnił błąd. Odpowiadam za cały zespół, więc nie ma znaczenia kto to zrobił. Czasem zawini kierowca, czasem zespół. Ktoś jednak za to odpowiada i taką osobą jestem ja - podsumował Włoch.