W zeszłym roku Marcus Ericsson zamykał stawkę Formuły 1. Szwed swoje miejsce w Sauberze zawdzięczał głównie wsparciu firm ze Skandynawii, które uratowały szwajcarski zespół przed bankructwem. Zimą stajnia z Hinwil nawiązała jednak sojusz z Ferrari, co przełożyło się na stworzenie znacznie bardziej konkurencyjnego samochodu.
Dzięki temu Ericsson zaczął częściej punktować, ale jego szybko stało się jasne, że nie uda mu się zachować miejsca w zespole. Sauber w przyszłym roku chce bowiem walczyć o czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów i w tym celu zakontraktował Kimiego Raikkonena oraz Antonio Giovinazziego.
- Trudno mi zaakceptować fakt, że w takiej chwili opuszczam F1. Myślałem, że zostanę w zespole na dłużej, ale też rozumiem powody, jakimi kierował się Sauber. Gdy kierowca takiego kalibru jak Raikkonen staje się dostępny, musisz z tego skorzystać. O nominacji drugiego fotela zadecydowało za to Ferrari. Dla mnie to jasne, ale równocześnie jest to rozczarowanie - powiedział Ericsson.
Szwedzkiego kierowcę boli fakt, że musi opuścić F1 w momencie, gdy miałby okazję wykazać się za kierownicą bardziej konkurencyjnej maszyny. - Byłem tutaj, pracowałem dla ekipy w najtrudniejszych chwilach, gdy była ona na samym dnie, a samochód był najgorszy w stawce. Wtedy kolejni ludzie opuszczali Saubera, a ja zostałem. Zawsze miałem jeden cel. Chciałem pomóc zespołowi wrócić do formy. Nie poddawałem się, byłem optymistą i nie miałem żadnych pretensji do Saubera. Dlatego boli mnie to, że gdy w końcu samochód będzie lepszy, to ja nie będę mógł nim jeździć. Taki jednak jest sport - dodał 28-latek.
W przyszłym roku Ericsson będzie rezerwowym kierowcą Saubera. Równocześnie Szweda będziemy oglądać w IndyCar, gdzie podpisał kontrakt z zespołem SPM.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: strzał w stylu karate. Wyszedł cudowny gol