Kłopoty z prawem Vijay Mallyi są znane kibicom Formuły 1, bo wpędziły w tarapaty Force India i ostatecznie doprowadziły do sprzedaży zespołu Lawrence'owi Strollowi. Indie od dawna domagały się ekstradycji swojego obywatela, który miał zaciągnąć pożyczek na kwotę ponad 1,4 mld dolarów i nigdy nie zamierzał ich spłacić. W ten sposób chciał ratować należące do niego linie lotnicze, Kingfisher.
Hindus od początku nie zgadza się z zarzutami i twierdzi, że sprawa ma podłoże polityczne. Sędzina Emma Arbuthnot uznała jednak, że istnieją dowody na to, że Mallya złożył fałszywe dokumenty w bankach w Indiach. - Mamy podstawy sądzić, że doszło do spisku, który miał na celu oszukanie pożyczkodawcy i pranie pieniędzy - stwierdziła Arbuthnot.
Sędzina przyznała, że same banki nie są bez winy, bo nie skontrolowały wniosków kredytowych Mallyi w sposób należyty. - Urzędnicy mogli ulec urokowi krzykliwego, sławnego i obwieszonego złotą biżuterią miliardera playboya - dodała.
Z korzystnego wyroku ucieszyli się już przedstawiciele hinduskiego rządu. - To zwycięstwo etyki i uczciwości. To też sygnał dla wszystkich ludzi, że nie warto oszukiwać naszego państwa i gospodarki. Nie da się schować w innym zakątku świata - powiedział minister finansów Arun Jaitley.
Mallya ma dwa tygodnie na odwołanie się od niekorzystnego dla siebie wyroku. Jeśli ono nie przyniesie efektu, pozostanie mu czekać na wydanie aktu o ekstradycji. Ten dokument może zaskarżyć do Sądu Wyższego, a następnie może jeszcze próbować odwoływać się do Sądu Najwyższego. - Sędzina sama powiedziała, że to długi proces, który muszę respektować. Moi prawnicy w najbliższych dniach ocenią sytuację i zadecydują, co będziemy robić dalej - stwierdził biznesmen.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 98. Kubica popełnił duży błąd? Włodzimierz Zientarski: Wszyscy na tym ucierpieli