Pod koniec grudnia 2013 roku życie rodziny Michaela Schumachera wywróciło się do góry nogami. Legenda Formuły 1 wybrała się na narty do kurortu Meribel. Niedaleko Niemiec ma jedną ze swoich rezydencji. "Schumi" udał się poza stok turystyczny. Miejsce, gdzie nikt nie odpowiada za zabezpieczenie trasy.
Warunki w kurorcie były dobre. Widoczność na satysfakcjonującym poziomie, świeciło słońce. Brakowało za to śniegu. W niektórych miejscach widać było gołe skały. Podczas jazdy Schumacher najprawdopodobniej popełnił błąd. Uderzył prawą częścią głowy o kamień. Przez chwilę był przytomny, po chwili jego stan nagle się pogorszył. Został przetransportowany helikopterem do szpitala w Grenoble. Wtedy rozpoczęła się walka o jego życie.
Świadkiem tamtych wydarzeń był jego syn. Mick Schumacher miał wówczas 14 lat. Powoli przymierzał się do pójścia w ślady ojca. Miał za sobą starty w kartingu. Mógł zakładać, że wsparcie i porady legendy F1 pomogą mu w podnoszeniu umiejętności.
ZOBACZ WIDEO: Włodzimierz Zientarski: Powrót Kubicy to w pewnym sensie medyczny cud
Wypadek zmienił wszystko. Nie znaczy to jednak, że kariera młodego Niemca nie nabrała rozpędu. Rok 2018 kończy on z tytułem mistrzowskim w europejskiej Formule 3. W ciągu ledwie kilku miesięcy Schumacher zanotował taki progres, że jego awans do Formuły 1 jest kwestią czasu.
Bez pytań o ojca
Wypadek byłego mistrza świata sprawił, że Mick nie może liczyć na obecność ojca w padoku. Niezadowolona z decyzji syna o postawieniu na motorsport ma być też jego matka, Corinna Schumacher. Niemka znalazła się w trudnym położeniu, bo od grudnia 2013 roku musi nie tylko dbać o rehabilitację męża, ale też dbać o dzieci.
Otoczenie Micka Schumachera robi wszystko, by zdjąć presję z młodego kierowcy. On sam doskonale rozumie, że nosi nazwisko najwybitniejszego kierowcy w historii Formuły 1. I nie ma z tym najmniejszego problemu.
- Uprawiałem różne sporty, ale nigdy nie miałem wątpliwości, że chcę się ścigać. Wiedziałem to od początku. Prędkość, bycie szybkim, walka koło w koło. To lubię - mówił latem tego roku w materiale "BBC".
Dziennikarze w padoku zostali poinstruowani, by nie zadawać Mickowi pytań na temat stanu zdrowia jego ojca. Nie mogą też dociekać szczegółów wypadku z 2013 roku, choć 19-latek był naocznym świadkiem tych zdarzeń. On sam, jeśli wypowiada się o ojcu, to w samych superlatywach.
- Miał ogromny wpływ na moje życie, na moją karierę. To mój idol. Staram się go naśladować w każdym aspekcie, wykorzystać jego doświadczenia. To jak jeżdżę, jaki mam styl, to w dużej mierze jego zasługa - zdradzał brytyjskim dziennikarzom Mick.
Komplementy pod adresem Micka
Jeśli ktoś zdobywa siedem tytułów mistrzowskich i 91. razy wchodzi na najwyższy stopień podium w Formule 1, musi cechować się mocną psychiką i silnym charakterem. To bez wątpienia był jeden z atutów Michaela Schumachera w trakcie jego startów w Ferrari.
Syn albo odziedziczył po nim te cechy, albo też nabył je wskutek fatalnych wydarzeń z grudnia 2013 roku. - Jeśli popatrzymy na sytuację Michaela, to Mick musi być naprawdę mocny psychicznie, aby mieć siły do wykonywania takiej samej pracy jak ojciec - stwierdził w listopadzie Alain Prost, jedna z legend Formuły 1.
Nawet jego najbliżsi przyjaciele są pod wrażeniem psychiki Micka. - Nie zdarza mu się mówić, że jest mu przykro czy też smutno z powodu stanu zdrowia Michaela. Czasem jedynie potrafi przyznać, że jest mu ciężko. Jednak to zamknięty temat. Nawet nie rozmawiamy o tym. Zdarza mi się jeździć na gokartach z Ralfem Schumacherem i jego zespołem. Tam też nikt nie porusza tej kwestii - zdradził niedawno Nicklas Nielsen, duński kierowca i dobry znajomy Schumachera juniora.
Eksplozja talentu
Jeszcze parę miesięcy temu mogło się wydawać, że Schumacher stara się robić karierę w motorsporcie głównie za sprawą nazwiska. Z padoku dało się słyszeć głosy, że kilku jego rówieśników dysponuje większym talentem. Przełom nadszedł jednak w lipcu, kiedy to wygrał pierwszy wyścig w F3. Druga faza sezonu była tak fenomenalna w jego wykonaniu, że w klasyfikacji mistrzostw z siódmej pozycji przedarł się na pierwszą.
Efekt był taki, że nie wszyscy potrafili pogodzić się z porażką. Dan Ticktum, który jeszcze na początku sezonu wydawał się być murowanym kandydatem do zwycięstwa w Formule 3, zaczął oskarżać Niemca o oszustwa. Młody Brytyjczyk poświęcił Schumacherowi szereg wpisów w social mediach i zastanawiał się czemu do eksplozji formy Niemca doszło tak późno.
- To nie jest tak, że nie potrafię przegrywać. Nie jestem też typem płaczka. Mam ogromny szacunek do Micka, który wiele przeszedł w ostatnich latach. Po prostu sugeruję, że nagle wziął się znikąd. Nigdzie nie powiedziałem, że robi coś niezgodnego z przepisami (…). Niestety, moja walka jest już przegrana, bo nie mam na nazwisko Schumacher - napisał Ticktum na Facebooku.
Schumacher nie zareagował na zaczepki rywala, czym tylko potwierdził, że jest odpowiednio prowadzony przez swoich menedżerów. Głos za to zabrali inni. - Nie sądzę, aby nazwisko stanowiło dla niego dodatkową presję. Nie przeszkodzi mu. Będzie w stu procentach sobą. Znów będziemy mieć Schumachera w F1, ale dlatego, że robi dobrą robotę - zapowiedział w październiku Lewis Hamilton.
- Zaskoczył mnie w tym roku. Zaimponował mi w ostatniej fazie sezonu. Znajdował się pod sporą presją, a nie dał tego po sobie znać. Już samo nazwisko wywołuje u niego ogromne oczekiwania. Chłopak potrafi sobie jednak z tym poradzić - dodawał Prost.
Formuła 1 czeka
Świetne występy Schumachera sprawiły, że media zaczęły go łączyć z zespołami Formuły 1. Jesienią niemieckie media donosiły o rozmowach kierowcy z Toro Rosso. Helmut Marko, który nadzoruje program juniorski w Red Bullu, konsekwentnie temu zaprzeczał.
Mick wykazał się za to rozwagą. W kolejnych wywiadach powtarzał, że po sukcesie w F3 kolejnym krokiem dla niego są starty w F2, że na najwyższy poziom przyjdzie jeszcze czas. Jak zapowiadał, tak zrobił. W sezonie 2019 zobaczymy go w tej serii wyścigowej w barwach Prema Racing, czyli zespołu, który doprowadził go do mistrzostwa w F3.
Nikt jednak nie ma wątpliwości, że Schumacher w końcu znajdzie się w F1. - Pojawienie się Micka w F1 to byłaby wielka historia. Z pewnością wzruszyłaby w sposób szczególny wielu fanów. Michael ciągle jest kimś wyjątkowym dla F1. Jest ikoną naszego sportu i zawsze nią będzie - mówił w tym roku Chase Carey, szef F1.
Przez kilka miesięcy batalię o Schumachera miały toczyć Mercedes i Ferrari, czyli zespoły, z którymi przez wiele lat związany był jego ojciec. Mick pojawił się nawet w charakterze gościa podczas Grand Prix Włoch. Wręczał wtedy nagrodę dla zwycięzcy kwalifikacji. Los chciał, że pole position zgarnął Kimi Raikkonen, czyli jeden z kierowców pamiętających rywalizację z Michaelem Schumacherem.
- Najważniejsze, aby pozwolić mu się dalej rozwijać. Nie wywierajmy na nim presji. Ostatnie wyniki Micka są bardzo, bardzo dobre i życzę mu wspaniałej kariery. Wiemy jakie ma nazwisko, jaką historię ma ono w Ferrari. Dlatego też drzwi w Maranello są dla niego otwarte - mówił na Monzy Maurizio Arrivabene, szef Ferrari.
I to właśnie Ferrari miało wygrać pojedynek o Schumachera. Na początku grudnia włoskie media poinformowały, że Mick miał zadecydować o tym, że chce dołączyć do akademii talentów włoskiego producenta. Stosowny komunikat ma się ukazać w najbliższym czasie.
Biorąc pod uwagę kontrakt Sebastiana Vettela, który obowiązuje do końca 2020 roku, już w sezonie 2021 możliwe byłyby starty "Schumiego" we włoskim zespole. Dla niektórych kibiców byłoby to jak powrót do przeszłości. Czerwony samochód na polach startowych z kierowcą o nazwisku Schumacher? To już było grane i zaowocowało pięcioma tytułami mistrzowskimi w klasyfikacji kierowców i sześcioma wśród konstruktorów. Dla wielu to była najlepsza era w historii Ferrari. Być może wkrótce znów wróci.