Na początku XXI wieku Michael Schumacher i Ferrari seryjnie zdobywali tytuły mistrzowskie w Formule 1. Niemiec zyskał spore grono kibiców, zwłaszcza w ojczyźnie, gdzie zaczął być traktowany jak bohater narodowy. Jednak jego charakter od początku sprawiał mu problemy w padoku królowej motorsportu.
Gdy doszły do tego sukcesy, połączone z jasną strategią Ferrari, które forsowało Schumachera kosztem drugiego kierowcy, krytyków Niemca przybywało. Wtedy do tego grona należał Damon Hill, mistrz świata z sezonu z 1996.
Przed paroma miesiącami Hill został zaproszony przez rodzinę Schumacherów do Niemiec, by zobaczyć z bliska muzeum poświęcone legendzie Ferrari. Lot się opóźniał, więc utknął w poczekalni lotniska Heathrow z Rossem Brawnem, który przez wiele lat odnosił sukcesy jako jeden z szefów Schumachera.
- Może to zabawne, ale nie poruszyliśmy tematów i sytuacji, które wydarzyły się przed laty, a to mogłaby być interesująca rozmowa - powiedział Hill na łamach "Guardiana".
Brytyjczyk zdradził, że po latach nieco zmienił opinię o Schumacherze. - Gdy się starzejesz, patrzysz na pewne rzeczy inaczej. Wszystko z przeszłości wydaje się takie szalone. Każdy chce wygrać, a niektórzy przekraczają w tym celu granicę. To wybór każdego z nas - dodał Hill.
Były kierowca Williamsa jest dotknięty tragedią, jaka spotkała Schumachera po zakończeniu kariery. Z powodu komplikacji po wypadku na nartach, od ponad pięciu lat Niemiec nie bierze udziału w życiu publicznym. Hill sam jest fanem narciarstwa. - Chciałbym mieć możliwość pojechania na narty z ojcem - stwierdził. Tyle że jego ojciec, dwukrotny mistrz świata, Graham Hill, zginął w wypadku lotniczym w roku 1975. Damon miał wtedy 15 lat.
Podczas wypadku we francuskich Alpach Schumacherowi towarzyszył jego syn. Mick miał wówczas 13 lat. Wydaje się, że rodzinna tragedia nie wstrząsnęła Niemcem, który czyni kolejne postępy w motorsporcie. W zeszłym roku wygrał tytuł mistrzowski w europejskiej Formule 3.
- Nieważne, co wcześniej myślałem o Michaelu i jak oceniałem jego zachowania na torze. To teraz nie ma znaczenia. Z ludzkiego punktu widzenia, to co go spotkało, jest przygnębiające - wyjawił Hill.
Hill pamięta swoje pojedynki z Schumacherem sprzed lat. W roku 1994, gdy Niemiec jako kierowca Benettona podążał po pierwszy tytuł w karierze, zderzył się z Brytyjczykiem w Adelajdzie. Dwa lata później Hill wziął na nim rewanż, zdobywając mistrzostwo. "Guardian" opisuje tamtą batalię jako pojedynek niemieckiej arogancji i przebiegłości z brytyjską nieśmiałością.
- To był inny Michael, ale wtedy go aż tak nie znałem. Widziałem tylko przebłyski tego, że poza torem jest innym, bardziej sympatycznym człowiekiem. Jako kierowca był jednak bezwzględny - ocenił Hill.
Lot Hilla do Kolonii został ostatecznie odwołany, przez co mistrz świata z sezonu 1996 nie zjawił się na otwarciu muzeum Schumachera. Udało mu się zobaczyć kolekcję poświęconą "Schumiemu" kilka miesięcy później Przy okazji odwiedził Kerpen, rodzinne miasto legendy F1, gdzie obecnie działa tor kartingowy imienia Schumachera.
- Jego spuścizna jest ogromna. Jest ogromną gwiazdą w Niemczech. Tam ludzie na pewnym etapie wierzyli, że Michael jest w stanie chodzić po wodzie. Nie zgadzałem się z jego podejściem do sportu, ale wiem pod jaką był presją. Sam mierzyłem się z czymś podobnym, że bywały momenty, gdy ludzie chcieli wiedzieć wszystko na temat twojego życia. Teraz jego rodzina ma wiele spraw na głowie. My jednak obserwujmy jak dalej potoczy się kariera Micka. Historia pisze się na nowo - podsumował Hill.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 98. Kubica popełnił duży błąd? Włodzimierz Zientarski: Wszyscy na tym ucierpieli