Historia Alexandra Albona nadaje się na książkę. 23-letni zawodnik bardzo obiecująco rozpoczął swoją karierę. Brytyjsko-tajski kierowca był członkiem akademii Red Bulla. Niestety, nie spełnił on oczekiwań i został z niej usunięty.
Wtedy rozpoczął się najgorszy okres w jego życiu. Okres walki o marzenia. - Poważnie myślałem o zakończeniu kariery - mówił na początku roku o tym okresie Albon.
Taj był bowiem, że nie osiągnie już żadnych sukcesów, a wydatki na karierę rujnowały jego rodzinny budżet. Ostatecznie Albon znalazł w sobie dość determinacji, by nadal się ścigać. Jak się okazało, decyzja była słuszna.
ZOBACZ WIDEO Atromitos faworytem przed spotkaniem rewanżowym? "W Atenach warunki będą im sprzyjać"
Droga przez ciernie
Droga Alexandra Albona do F1 prowadziła przez serię GP3, którą ukończył w 2016 roku na drugim miejscu, a także przez Formułę 2. W F2 brytyjsko-tajski zawodnik zaimponował, kończąc rywalizację w sezonie 2018 na trzecim miejscu - tuż za Lando Norrisem i Georgem Russellem.
Po tak udanym roku, Alexander Albon miał jednak trafić nie do Formuły 1, a do Formuły E. 23-latek zamierzał dołączyć do ekipy Nissana, miał nawet podpisany kontrakt, jednak w ostatniej chwili na jego angaż zdecydowało się Toro Rosso. Wielu kibiców i ekspertów żartowało z brytyjsko-tajskiego zawodnika, nazywając go kierowcą z łapanki i wróżąc mu krótką karierę w królowej motorsportu.
- Wiedziałem, że muszę imponować za każdym razem, kiedy tylko pojawię się na torze. Nigdy nie porzuciłem marzeń. Wierzyłem, że mimo wszystko uda mi się dostać do F1, nawet biorąc pod uwagę to, że nigdy nie miałem zbyt wielu funduszy i pokaźnego budżetu - mówił podczas zimowych testów F1 w Barcelonie.
Czytaj także: Sebastian Vettel broni szefa Ferrari
Udane wejście smoka
Albon po raz pierwszy zasiadł za sterami samochodu Formuły 1 podczas przedsezonowych testów w Barcelonie. W porównaniu do innych debiutantów nie miał kompletnie żadnego doświadczenia z bolidami F1. - Nie pojeżdżę zbyt wiele przed rozpoczęciem prawdziwej rywalizacji. Głównym celem jest zdobycie pewności siebie i komfortu za sterami - mówił przed inauguracją sezonu.
Inni byli w znacznie lepszej sytuacji. Russell od kilku lat należy do programu juniorskiego Mercedesa, który organizował mu jazdy testowe w kilku zespołach. Za to Norris był szykowany przez McLarena do startów w sezonie 2020. W ubiegłym roku część treningów oddawał mu nawet sam Fernando Alonso.
Albon nie mógł na to liczyć. Gdy nadeszły zimowe testy w Abu Zabi, formalnie był nadal związany z Nissanem w Formule E, więc o jazdach próbnych nie mogło być mowy. Co więcej, Toro Rosso zwykło sprzedawać część dni testowych pay-driverom. Dlatego na zakończenie sezonu 2018 na Yas Marina jeździł Sean Gelael. Albon przyglądał się temu z boku.
Jednak w połowie rywalizacji Albon ma na swoim koncie 16 punktów w klasyfikacji generalnej F1. Nowy kierowca ekipy Red Bull Racing zdążył kilkukrotnie zaimponować swoją postawą. Tak było m.in. w Chinach, kiedy to rozbił swój bolid w kwalifikacjach i do wyścigu startował z alei serwisowej. Nie przeszkodziło mu to w dojechaniu do mety na 10. pozycji i zdobyciu punktu.
Problemy Gasly’ego rozkręciły plotki
Słaba postawa Pierre'a Gasly'ego, który zimą przeniósł się do Red Bulla z ekipy Toro Rosso, z każdym wyścigiem podkręcała atmosferę wokół zespołu "czerwonych byków". Helmut Marko znany jest ze zdecydowanych kroków i stanowczych działań. Większość ekspertów typowała, że Francuza zastąpi Daniił Kwiat. Tym bardziej, że Rosjanin ukończył na podium niedawny wyścig F1 na Hockenheim.
Czytaj także: Daniel Ricciardo zaniepokojony rozwojem Renault
Red Bull kocha jednak zaskakiwać. Tak stało się też i tym razem. W połowie sezonu zdecydowano, że to Alexander Albon, a nie Daniił Kwiat, zastąpi Pierre’a Gasly’ego. To ogromna sensacja i potężna szansa na 23-letniego kierowcy z tajskimi korzeniami.
Praktykuje buddyzm i pozytywne podejście do życia
- Każdego roku, w każdym wyścigu, staram się jechać na sto procent i iść do przodu, choćby powoli. Biorę życie takim, jakie jest. Jeśli wymuszasz na sobie kolejne etapy, to rośnie presja, z którą czasem ciężko sobie poradzić. Skupiam się na pracy, przekonamy się z czasem, co przyniesie przyszłość - takie słowa wypowiedział Alexander Albon przed sezonem 2019 w specjalnym filmie, jaki stworzyło Toro Rosso.
W tej chwili brytyjsko-tajski kopciuszek dołącza do ekipy Red Bull Racing. 23-latek w wolnym czasie praktykuje buddyzm, a prywatnie sporo się uśmiecha, zarażając pozytywnym podejściem do życia. Póki co Albon udowodnił, że warto walczyć o swoje marzenia. Oby nie spoczął na laurach i kontynuował swoją drogę na szczyt motorsportu. Drogę, która do tej pory nie była usłana różami.
Red Bull niewiele ryzykuje
Tak naprawdę wymiana Pierre’a Gasly’ego na Alexandra Albona nie jest zbyt ryzykownym rozwiązaniem. Ekipie Red Bulla zależy na dobrych wynikach w klasyfikacji konstruktorów, tymczasem Francuz nie dostarczał zespołowi zbyt wielu punktów.
Trudno przypuszczać, by Albon, jadąc solidnym samochodem "czerwonych byków", był w stanie punktować jeszcze gorzej. Nawet gdyby tak się stało, to Red Bull nie spadnie już niżej w klasyfikacji konstruktorów - Max Verstappen dzielnie walczy o to, aby trzecia pozycja jego teamu była niezagrożona. Albon może więc wystrzelić i dać zespołowi Christiana Hornera drugie miejsce wśród konstruktorów lub zawieść. Red Bull z pewnością na tym nie straci.
Zyskać może tylko Albon. Jeśli w ostatnich dziewięciu wyścigach obecnego sezonu F1 zdobędzie sporo punktów, zapracuje na kontrakt w głównej ekipie w sezonie 2020. Gdyby ktoś przewidział mu taką przyszłość przed rokiem, pewnie nie uwierzyłby w realizację takiego scenariusza.