Do wypadku Valtteriego Bottasa doszło w końcówce Q3. Za Finem na torze znajdowali się m.in. Max Verstappen, Sebastian Vettel oraz Lewis Hamilton. Niemiec i Brytyjczyk przyznali po zakończeniu kwalifikacji F1 do GP Meksyku, że zwolnili na widok żółtych flag. Holender tego nie zrobił.
Verstappen swoim ostatnim okrążeniem poprawił wcześniej ustanowiony czas. Nawet gdyby sędziowie anulowali jego finałowy wynik, to drugie najlepsze "kółko" w kwalifikacjach F1 też należało do 22-latka z Red Bull Racing.
Czytaj także: Grosjean nie chce oddać treningów Kubicy
Tyle że Verstappen jest narażony na karę za zignorowanie żółtych flag. Świadczą one o ryzyku istniejącym na torze i zmuszają kierowcę do zmniejszenia prędkości i zachowania ostrożności. W przypadku Holendra tego zabrakło. Za naruszenie tego przepisu Holender był już karany w przeszłości, gdy stracił trzy pozycje startowe w GP Rosji w roku 2018.
ZOBACZ WIDEO: Orlen z Robertem Kubicą także poza Williamsem. "Mamy plany. Będziemy dalej w F1"
Sam Verstappen nie ułatwił sobie życie, bo w wywiadach po zakończeniu kwalifikacji F1 przyznał, że widział wypadek Bottasa.
"Żółte flagi i fioletowy (rekordowy - dop. aut.) ostatni sektor dla Maxa. To zła kombinacja. Na tyle na ile znam przepisy, to w takich sytuacjach powinno się przerwać szybkie okrążenie. Normalna procedura zakłada w tej sytuacji anulowanie uzyskanego czasu i karę. Szkoda, bo jego występ był fenomenalny" - ocenił w social mediach Marcus Ericsson, który w zeszłym roku został ukarany w GP Chin za zignorowanie żółtych flag.
Czytaj także: Bez napięć pomiędzy Kubicą a Williamsem
Podobnie ocenił sytuację Jack Aitken, rozwojowy kierowca Renault. "Zwykle dostaje się surową karę za wykręcanie rekordowych czasów przy żółtych flagach. A może takie zasady obowiązują tylko nas, młodszych kierowców, w niższych seriach wyścigowych?" - zapytał Aitken.