F1. Koronawirus. Powrót do Polski zajął 50 godzin. Dziennikarze Eleven Sports o kulisach GP Australii

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: wyścig F1

- Wracaliśmy 50 godzin z Melbourne - zdradził Patryk Mirosławski z Eleven Sports. Dziennikarz wraz z Mikołajem Sokołem musiał wracać do Polski po odwołanym Grand Prix Australii i nie była to łatwa przeprawa.

Jeszcze kilka dni temu cały świat motorsportowy liczył, że Formuła 1 zainauguruje nowy sezon w Australii. Promotorzy wyścigu oraz szefowie F1 wysyłali jasny sygnał - zawody się odbędą. Bagatelizowano przy tym problem spowodowany przez koronawirusa.

Na miejscu osoby obecne w padoku F1 miały być poddawane dodatkowym badaniom, chociażby temperatury. Miały być dostępne dodatkowe stacje do mycia rąk. O kulisach tego wszystkiego w #ElevenF1 opowiedział Patryk Mirosławski, który wraz z ekipą Eleven Sports był na miejscu.

- Nas specjalnie nikt nie zaczepiał - mówił Mirosławski, który musi teraz odbyć 14-dniową kwarantannę po powrocie do Polski.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Sytuacja w Australii była jednak dynamiczna. W czwartek w padoku F1 pojawiły się informacje o tym, że kilku pracowników zespołów zostało poddanych badaniom na obecność koronawirusa. Jeden z testów dał pozytywny wynik w załodze McLarena. - Wtedy zaczęło się robić nieciekawie - zauważył Mirosławski.

Odwołanie Grand Prix Australii zakończyło się skandalem, bo organizatorzy wyścigu i szefowie F1 debatowali w tej sprawie kilka godzin. Jeszcze w piątek, na kilka godzin przed rozpoczęciem sesji treningowych F1, pozwolono przyjść kibicom pod bramy toru. To wszystko w czasach walki z koronawirusem, gdy tyle mówi się o unikaniu nagromadzenia wielu ludzi w jednym miejscu.

- Zawierzyliśmy władzy F1, że skoro tam będzie obsługa F1, to wyścig się odbędzie. Jednak już w środę były głosy, ze strony zespołów i dziennikarzy, że coś nie gra, że nas tu nie powinno być - skomentował dziennikarz Eleven Sports.

- Nie było żadnego gotowego scenariusza na pojawienie się koronawirusa w padoku - dodał Mikołaj Sokół, który wraz z Mirosławskim gościł w Australii.

Tydzień po Grand Prix Australii miał się odbyć kolejny wyścig - tym razem w Bahrajnie, przy pustych trybunach. Ekipa Eleven Sports nie czekała na oficjalną wiadomość o jego odwołaniu i postanowiła wracać do Polski. - Wracaliśmy 50 godzin z Melbourne, bo zamknęli granice Polski. Musieliśmy wracać poprzez Monachium. Podróż na kołach zajęła nam 15 godzin, z czego siedem czekaliśmy na granicy. Rozumiemy jednak te podjęte środki - dodał Mirosławski.

Podczas poniedziałkowego #ElevenF1 dziennikarze łączyli się ze studiem ze swoich domów poprzez Skype'a. To efekt kwarantanny, jaką muszą teraz przejść. - Czuję się dobrze, ale nie chcemy narażać innych na niebezpieczeństwo, bo jednak mieliśmy kontakt na lotniskach czy samolotach z innymi - zakończył Mirosławski.

Dziennikarzom na granicy niemiecko-polskiej w Jędrzychowicach sprawdzono temperaturę. Do tego musieli wypełnić ankietę, w której podali szczegóły związane z kwarantanną oraz swojej podróży.

Jak zauważył Sokół na Twitterze, w ankietach "można wpisać cokolwiek - nie sprawdzono nam żadnych dokumentów. Nikt nie informuje o kwarantannie, nie ma procedur jeśli ktoś musi ją przejść poza miejscem zamieszkania". - Kontrola drogowa w takiej formie jest fikcją - podsumował dziennikarz.

Czytaj także:
Pirelli musi spalić 1800 opon po Grand Prix Australii
Były mistrz świata obwinia McLarena o odwołanie wyścigu

Komentarze (2)
avatar
Patomorfolog
18.03.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Co to znaczy cały świat uważał że się odbędzie .Czy świat to wróżka . 
avatar
speedman
17.03.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
STRASZNE!!!! To nie wysłali po nich rządowego samolotu?