F1. Koronawirus. Wyścigi w czasach zarazy. Komputer i symulator zamiast prawdziwego toru

Materiały prasowe / Michele Borzoni / Robert Kubica w swoim domu z Alessandro Petacchim
Materiały prasowe / Michele Borzoni / Robert Kubica w swoim domu z Alessandro Petacchim

GP Australii zostało odwołane z powodu koronawirusa, ale gwiazdy F1 znalazły sobie zajęcie. Urządziły wyścig wirtualny, w którym błysnął Jakub Brzeziński. Polak był piąty w stawce. Jak się okazuje, domowy symulator można zbudować za małą kwotę.

Pandemia koronawirusa sprawiła, że próżno szukać w kalendarzu sportów motorowych jakichkolwiek wydarzeń. Sama Formuła 1 odwołała już cztery wyścigi, a na tym nie koniec. Realny termin powrotu F1 do rywalizacji to początek czerwca. Dlatego kierowcy znaleźli sobie zajęcie. Okazał się nim esport.

W wyścigu The Race All-Star esports Battle, obok Maxa Verstappena czy Andre Lotterera, pojawiło się aż czterech graczy z Polski. Nikodem Wiśniewski i Jakub Brzeziński reprezentują na co dzień esportową ekipę Williamsa, Zbigniew Siara związany jest z SimRacing Polnad Team. W zawodach pojawił się też Maciej Młynek.

Najlepiej wypadł Brzeziński, który zajął piąte miejsce. Wydarzenie na YouTube oraz Twitchu oglądało łącznie prawie 70 tys. widzów, co było w tym momencie najpopularniejszym wydarzeniem sportowym online. Daleko temu to wyników oglądalności F1, ale dla wielu kibiców było pocieszeniem po odwołaniu Grand Prix Australii.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Wirtualne wyścigi w czasach zarazy

- Wielu zawodników młodego pokolenia traktuje treningi na komputerze jako doskonałe uzupełnienie wyścigowego rzemiosła. W symulatorach nie ma ograniczonego dostępu do toru, limitu zużytych opon, zmian pogody czy wreszcie grasującego w padoku koronawirusa - mówi nam Rafał Ranuszkiewicz z portalu SimRace.pl, który zrzesza fanów wirtualnego ścigania.

Realia XXI wieku są takie, że tory w wirtualnym świecie zostały odwzorowane, co do milimetra. Do tego większość poważnych symulatorów wykonuje złożone obliczenia fizyki opon, zawieszenia czy sztucznej inteligencji.

- To wymaga niemałej mocy obliczeniowej. Jeśli ktoś chce pograć, to potrzebuje mocnego sprzętu. Dlatego w przypadku PC, im nowszy, tym lepszy - dodaje Ranuszkiewicz.

Spory wybór gier

Brak wydarzeń sportowych na żywo oraz domowa kwarantanna sprzyjają temu, by pograć na komputerze czy konsoli. W przypadku PC najpopularniejszym wyborem jest oficjalna gra F1, za którą stoi firma Codemasters. W tej chwili w sprzedaży jest ciągle jej wersja z 2019 roku. Jest ona atrakcyjna dla przeciętnego Kowalskiego, bo można w niej usiąść za kierownicą jako Robert Kubica.

- F1 2019 to bardziej gra, która bardziej oddaje klimat cyklu, niż prawdziwe realia zachowania samochodu - zauważa założyciel portalu SimRace.pl.

Dlatego ambitniejsi gracze szukają czegoś innego. Gier, w których prowadzenie maszyny stanowi znacznie większe wyzwanie. Do wyboru mają rFactor, Assetto Corsa, Automobilista, Project CARS czy iRacing.

Na iRacing swego czasu postawił sam Kubica, który wykorzystywał tę grę w okresie, gdy dochodził do pełni sprawności po wypadku rajdowym w 2011 roku. Teraz bardzo często w wirtualnym świecie można spotkać m.in Maxa Verstappena i Lando Norrisa, czyli kierowców Red Bull Racing i McLarena.

- Usługi iRacing nie da się mieć na własność. Użytkownik opłaca abonament, a każdy tor i auto trzeba dokupić osobno. Jeśli na boku zostawimy kwestie finansowe, to okazuje się, że iRacing dysponuje najbardziej rozbudowanym system organizacji wyścigów oraz klasyfikacją kierowców według rankingu umiejętności. To gwarantuje podobny poziom uczestników zawodów i względny spokój na torze - tłumaczy Ranuszkiewicz.

Wydatek od 500 zł do kilku tysięcy

Na wirtualne ściganie można wydać każdą kwotę. Początkujący mogą zakupić sprzęt za 500 zł, aby sprawdzić czy w ogóle jest to coś, czego szukają. W budżecie do 1000 zł znajdziemy takie zestawy z kierownicą jak Logitech G29 czy Thrustmaster TMX T150.

Za sprzęt z górnej półki zapłacić trzeba ok. 2500-3500 zł. - W tym przypadku mowa o sprzętach niezawodnych, bardzo mocnych i szybkich. Posiadają one możliwość rozbudowy o dodatkowe składniki, które pozwalają stworzyć prawdziwy domowy symulator - mówi Ranuszkiewicz. Do wyboru mamy m.in. Fanatec CSL oraz Thrustmaster T-GT/TS-PC.

Jeśli ktoś chce, na sprzęt do wirtualnego ścigania może wydać nawet grubo ponad 4 tys. zł. - Takie kierownice są oparte na serwomotorach, nie mają limitu obrotów. Są hiper czułe, a zarazem z potężnym momentem obrotowym - zdradza Ranuszkiewicz.

- Trudno mówić już nawet o sprzęcie amatorskim, skoro wokół takich kierownic swoje symulatory budują teamy F1. Stanowisko uzupełniają pedały znane z rajdówek, hydrauliczne hamulce ręczne, dedykowane wyświetlacze oraz zestawy przycisków pod konkretne serie wyścigowe - dodaje.

Taki sprzęt potrafi w dużym stopniu odwzorować zachowanie samochodu F1. Dlatego nie powinno dziwić, że tacy kierowcy jak Kubica czy Verstappen lubią sobie pograć bez opuszczania domu. Zjawisko to będzie się nasilać wraz z pojawianiem się w F1 kolejnej generacji młodych kierowców.

Czytaj także:
Pirelli musi spalić 1800 opon po Grand Prix Australii
Były mistrz świata obwinia McLarena o odwołanie wyścigu

Komentarze (3)
avatar
Kiemen
16.03.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Dla Kuczery "kwarantanna" to dwa artykuły o Kubicy dziennie:))) Bidok z niego bo co tu napisać jak nie ma o czym...:))) 
avatar
yes
16.03.2020
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Redaktor Kuczera wrabia kierowcę Kubicę!! Czytaj całość