Niedawno Mattia Binotto, szef Ferrari, pochwalił Micka Schumachera za postępy poczynione w Formule 2. Wprawdzie młody Niemiec nie jest liderem F2 i nie prezentuje w tej serii wyścigowej tak efektownej formy jak przed paroma laty Charles Leclerc czy George Russell, ale zdaje się on być coraz bliżej Formuły 1.
Jeszcze w tym roku Schumacher ma przetestować bolid Alfy Romeo. Od wyników testów może zależeć to, czy Niemiec otrzyma kontrakt w ekipie z Hinwil w przyszłym sezonie F1.
- Traktuję te plotki jako komplement. To pokazuje, że poprawiłem się we wszystkich obszarach, w których powinienem był się poprawić - powiedział Schumacher w rozmowie z "Suddeutsche Zeitung".
ZOBACZ WIDEO: Nie tylko FIFA The Best. Robert Lewandowski ma szansę na kolejną prestiżową nagrodę
Jeszcze rok temu Mick Schumacher miał spore problemy z regularnym punktowaniem w Formule 2. W tej chwili sytuacja 21-latka w mistrzostwach jest znacznie lepsza. "Schumi" zajmuje bowiem czwartą pozycję w klasyfikacji generalnej F2. Do prowadzącego Calluma Ilotta traci 28 punktów.
- Czy miejsce w F1 to kolejny krok w mojej karierze? Nie jestem w pozycji, w której powinienem wysuwać takie żądania. To byłoby nieodpowiednie z mojej strony. Jest za wcześnie, by udzielić konkretnej odpowiedzi na takie pytanie. Zwłaszcza że z powodu koronawirusa pewne plany zostały odłożone w czasie. Na razie czekam - stwierdził Schumacher.
- Staram się wykonywać jak najlepiej swoją pracę. Myślę, że w ciągu kilku najbliższych tygodni będę wiedzieć coś więcej o swojej przyszłości - dodał młody Niemiec.
Zła wiadomość dla Schumachera jest taka, że nie tylko on należy do akademii Ferrari i osiąga dobre wyniki w Formule 2. Przed nim w mistrzostwach F2 znajdują się Callum Ilott oraz Robert Shwartzman. Może się okazać, że jeden z nich, kosztem Schumachera, zostanie awansowany do F1.
- Wygląda to tak, że ten kto będzie najwyżej, dostanie miejsce w F1. Teraz wygląda to tak, że najbliżej awansu są Callum i Robert. Mickowi nieco do nich brakuje. Notorycznie dojeżdża do mety za swoimi kolegami, więc będzie mu ciężko - powiedział gazecie "Bild am Sonntag" Juan Manuel Correa, kierowca F2, który obecnie nie ściga się z powodu kontuzji odniesionej przed rokiem na Spa-Francorchamps.
Czytaj także:
Williams chce pokonać Ferrari w GP Belgii
Lewis Hamilton niczym "Czarna Pantera"