Robert Kubica jednak w F1? Pojawił się rewolucyjny pomysł

Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: Robert Kubica

- Powinniśmy powiększyć F1 do 30 bolidów - mówi Toto Wolff, szef Mercedesa. Formuła 1 ma bowiem problem - przybywa chętnych do startów, którzy mimo ogromnego talentu, muszą obchodzić się smakiem. Czy nowy pomysł to szansa dla Roberta Kubicy?

Robert Kubica po ostatnim GP Włoch ma na swoim koncie 99 startów w Formule 1. Czy Polak doczeka się setnego występu? - Nigdy nie mów nigdy - stwierdził krótko rezerwowy Alfy Romeo, zwracając uwagę na to, że jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie dałby mu szansy na występ numer 98 czy 99 Jednak zakażenie koronawirusem u Kimiego Raikkonena zmieniło wszystko.

Dwa dodatkowe wyścigi F1 nie zmieniły znacząco perspektyw Kubicy na przyszłość. Krakowianin ma niewielkie szanse na powrót do ścigania w sezonie 2022. Najwyżej na liście Alfy Romeo znajduje się bowiem 22-letni Guanyu Zhou z Chin. Czy nadzieją dla 36-latka może być nowy pomysł, jaki zrodził się w głowie szefa Mercedesa?

Formuła 1 potrzebuje większej liczby bolidów

- Moglibyśmy używać trzeciego bolidu, do którego trafialiby debiutanci. Dzięki temu stawka F1 rozszerzyłaby się do 30 samochodów - zaproponował w RTL Toto Wolff. Pomysł nie jest do końca nowy, ale za sprawą Austriaka do padoku F1 wróciła dyskusja na ten temat.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bijatyka na ostro. To miał być spokojny mecz

Już kilkanaście lat temu kierownictwo Ferrari proponowało, by zespoły mogły wystawiać do rywalizacji dodatkowy bolid. Prezydent Luca di Montezemolo miał pomysł, by za kierownicą trzeciej maszyny okazjonalnie siadały gwiazdy - jak chociażby Valentino Rossi. Wielokrotny mistrz świata MotoGP kilkukrotnie testował bolid F1.

Ferrari twierdziło wtedy, że dodatkowy bolid to lepsze rozwiązanie, niż dopuszczanie do startów mniejszych i biedniejszych ekip. Na początku poprzedniej dekady takie zespoły jak Virgin Racing czy Caterham stworzyły niekonkurencyjne samochody, które jeździły w ogonie stawki i nie miały żadnych szans na zdobycie punktów.

- Przepaść między najlepszymi w F1 a resztą stawki jest za duża. Ponadto wyścigi dla małych ekip, gdy muszą opracować własny bolid, są zbyt drogie. Dodatkowo trzeci samochód to szansa na zobaczenie nowych kierowców w F1 - tłumaczył ówczesny prezydent Ferrari.

Pomysł di Montezemolo nigdy nie wszedł w życie. Tłumaczono to m.in. kwestiami finansowymi. Skoro niektóre zespoły ledwo wiązały koniec z końcem, to jakim cudem miałyby uzbierać budżet na dodatkową maszynę? Dlaczego jednak pomysł wraca po kilku latach? Zmieniły się bowiem realia.

Nadmiar gotówki u gigantów i nadmiar kierowców

Mercedes czy Ferrari od roku 2021 żyją w nowej rzeczywistości finansowej. Wprowadzenie limitu wydatków sprawiło, że mogą wydawać maksymalnie 145 mln dolarów, podczas gdy dotąd potrafiły wyrzucać na F1 co sezon ponad 400 mln dolarów. Wystawienie do rywalizacji dodatkowego bolidu dałoby możliwość powiększenia budżetów.

Jednak jest też druga kwestia. Każdy szanujący się zespół prowadzi swoją akademię talentów, przez co obserwujemy niesamowity dopływ młodych kierowców do F1 i nie dla wszystkich starcza miejsca. Nyck de Vries wygrał Formułę 2 w roku 2019 i nie został zakontraktowany przez żadną z ekip F1, bo nie posiadał sponsorów. W kolejnym sezonie ten problem dotknął Calluma Ilotta. W efekcie wybijające się gwiazdy młodego pokolenia coraz częściej muszą szukać szczęścia poza F1.

- Musimy się upewnić, że utalentowani młodzi kierowcy będą mieć możliwość jazdy w F1. Zawsze byłem za tym, aby młodzież dostawała obowiązkowe występy w piątkowych treningach albo okazjonalne starty w wyścigach F1. Debiutanci mogliby zdobywać punkty do klasyfikacji konstruktorów - argumentował swój pomysł Wolff.

Austriak nie wierzy też w to, że małe ekipy miałyby problem z wystawieniem trzeciego bolidu. - Mogłyby to sfinansować dzięki funduszom od pay-driverów. Mielibyśmy nagle 30 samochodów na starcie. To może być bardzo ekscytujące - dodał szef Mercedesa.

Podobne rozwiązanie od paru lat obowiązuje w MotoGP. Tam zespoły mogą występować o "dzikie karty" dla swoich zawodników rezerwowych. Daje to szansę niektórym motocyklistom na wydłużenie karier, a ekipom na przetestowanie dodatkowych części. Gdyby podobne rozwiązanie funkcjonowało w F1, Robert Kubica najpewniej dobiłby do wymarzonej setki pod względem liczby występów.

Problem z brakiem miejsc w F1 dostrzega też Christian Horner, szef Red Bull Racing. - Chociażby w F2 mamy mnóstwo młodych talentów, które zasługują na szansę, ale dla nich nie ma miejsca. Zostaje im czekać, aż taki Raikkonen zakończy karierę, by gdzieś z tyłu stawki zwolniło się miejsce - powiedział Brytyjczyk.

Zdaniem Hornera, wprowadzenie limitu budżetowego powoduje, że zespoły F1 nie potrzebują już tak mocno kierowców płacących za starty. Ci mogliby zatem zapłacić za możliwość wystawienia dodatkowego bolidu. Co więcej, szef Red Bulla jest za tym, by był to jedynie przywilej, a nie obowiązek. - W ostateczności potrzebujemy 2-4 dodatkowych samochodów, aby młode talenty poznały smak F1 - wyjaśnił szef Red Bulla.

Wraca pomysł, wracają argumenty przeciwko

Siłą rzeczy, przy stawce F1 złożonej z 30 bolidów, wzrosłyby szanse na starty Roberta Kubicy. Tym bardziej że Polak posiada wsparcie finansowe Orlenu. Jednak wiele wskazuje na to, że pomysł ponownie zostanie odrzucony. - Nie możemy tak po prostu zwiększyć liczby bolidów do 30. To nie zadziała - ocenił Jost Capito, szef Williamsa.

Zdaniem Niemca, tylko największe zespoły poradziłyby sobie z wyprodukowaniem i przygotowaniem do startów dodatkowej maszyny. Capito zwraca uwagę, że większa liczba samochodów oznacza zabranie na tor dodatkowego personelu. To z kolei przekłada się na wyższe koszty logistyki czy transportu.

- To wszystko wydaje się proste, że przejdziemy z dwóch bolidów na trzy, ale to wzrost o 50 proc. Nie wiem, jak można tego dokonać przy aż 22 czy 23 wyścigach rocznie - dodał szef Williamsa.

Przeciwnikiem idei wystawiania do rywalizacji dodatkowego bolidu ma być też Stefano Domenicali - obecny szef F1, a w przeszłości głównodowodzący zespołem Ferrari. Włoch myśli o wprowadzeniu obowiązkowych treningów dla młodych kierowców, ale odbywałoby się to kosztem etatowych zawodników. Gdy ten plan zostanie wcielony w życie, to paradoksalnie szanse Kubicy na występy chociażby w treningach spadną.

Czytaj także:
Max Verstappen nie martwi się karą. "Nic nie jest stracone"
Chiński gigant wspiera kierowcę. Zła wiadomość dla Orlenu

Źródło artykułu: