F1. Jarosław Wierczuk: Chaos pogodowy w Soczi. Szczęście Lewisa Hamiltona [OPINIA]

Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Lewis Hamilton
Materiały prasowe / Pirelli Media / Na zdjęciu: Lewis Hamilton

GP Rosji miało dwie różne połowy. W pierwszej Lewis Hamilton utknął za rywalami i nie był w stanie sobie z nimi poradzić. W drugiej znacząco pomogły mu opady deszczu.

Max Verstappen wystartował w Rosji z ostatniego rzędu. Dlaczego? To decyzja Red Bull Racing i konsekwencja wymiany silnika w bolidzie Holendra. Oczywiście głównym argumentem "za" jest kara nałożona po wyścigu na Monzy oraz relatywnie niska konkurencyjność Red Bulla na torze w Soczi w stosunku do Mercedesa.

Warto zaznaczyć, że wszystkie GP Rosji do tej pory padły łupem teamu "srebrnych strzał". Skuteczność 100 proc. Nie były to jednak jedyne przesłanki do podjęcia takiej decyzji. Red Bull miał świadomość, że wymiana jednostki napędowej ich czeka. Była zatem kwestia wyboru optymalnego momentu.

Rąbka tajemnicy uchylił Helmut Marko mówiąc, że wpływ miały mocno negatywne prognozy pogody oraz przewidywania, że podobną decyzję podejmie… Mercedes.

ZOBACZ WIDEO: To jedna z najpiękniejszych WAGs świata. Tym wideo podbija internet

Nie wiem, jaka myśl strategiczna doprowadziła Red Bulla do takich wniosków. Biorąc pod uwagę dorobek Mercedesa w Soczi logiczne byłoby właśnie maksymalizowanie szans na kolejne zwycięstwo. Zaczęło się jednak dla Mercedesa od kłopotów. Pogoda rzeczywiście odgrywała ważną rolę już w sobotę. Przesychający tor był ekstremalnie trudny w sensie strategicznym. Podstawowe pytanie - kiedy założyć slicki?

W tak newralgicznym momencie paradoksalnie stratedzy mają bardzo mało do powiedzenia. Liczy się naturalne wyczucie kierowcy. I tym pierwszym kierowcą, który zaryzykował wymianę był George Russell. Inni zostali poniekąd przez niego sprowokowani. To bardzo trudna decyzja i o jej opłacalności lub nie decydowały sekundy. De facto ostatnie okrążenie okazało się dopiero szybsze od czasów uzyskiwanych na oponach przejściowych. Takie warunki promują czysty talent i to było widać po tabeli wyników. Pierwsze pole position w karierze dla Lando Norrisa mówi samo za siebie. Podobnie trzecie miejsce George'a Russella, jak i drugie Carlosa Sainza.

Russell zdobył drugie pole startowe na mokrym Spa, trzecie w Soczi. To najlepsze uwiarygodnienie jego jeździeckiego kunsztu. A Hamilton? No cóż, po raz kolejny pokazał, że jest tylko człowiekiem. Błędy oznaczały start dopiero z czwartej pozycji. To nie jest pierwszy raz, kiedy widać, że Lewis czuje presję i ponosi jej efekty. Hamilton ma świadomość, że ten wyścig jest kluczowy. Tak naprawdę, przy tak wyrównanej rywalizacji zarówno punktowo, jak i sprzętowo każdy wyścig i każdy punkt jest na wagę złota. W Rosji Lewis zdawał sobie sprawę z tego, że drugiej takiej okazji do łatwego odskoczenia punktowo może w tym sezonie nie dostać.

Wyścig w Rosji to dla mnie dwie, bardzo różne połowy. Pierwsza, w której za sprawą Russella dużo tracił Hamilton. Różnica pomiędzy nim a Verstappenem malała. W drugiej połowie mieliśmy z kolei chaos pogodowy, który po raz kolejny w tym sezonie przełożył się na szczęście dla Brytyjczyka.

Po starcie Russell, ze swoim relatywnie niskim tempem, spowodował niemalże procesję kilku bolidów. Byli w niej zarówno Ricciardo, jak i Stroll Hamilton czy Perez. Mimo wielu prostych na torze w Soczi, Hamilton nie był w stanie przez wiele okrążeń skutecznie zaatakować Ricciardo, ponieważ ten również dysponował DRS. Korzystał na tym Verstappen, który dysponując twardą mieszanką opon, mógł dłużej pozostać na torze, a mimo to prezentować lepsze tempo od Hamiltona.

Swoją drogą, "procesja Russella" stanowi genialny marketing dla Mercedesa. To m.in. dzięki jednostce napędowej młody Brytyjczyk był przez tyle okrążeń nietykalny. To również pokaz niezależności Williamsa od Mercedesa. Można byłoby sobie teoretycznie wyobrazić sytuację, w której Mercedes daje "delikatną sugestię" Williamsowi, aby ściągnąć George'a na wczesny pit-stop i tym samym utorować drogę dla Hamiltona. Nic takiego się nie dzieje. Na szczęście.
 
Końcówka GP Rosji to przede wszystkim dramat Norrisa. Kierowca McLarena powinien zmienić opony na przejściowe, co najmniej w tym samym momencie co Hamilton, ale tego nie zrobił. Ewidentny błąd, również ze strony teamu. Jednak można naprawdę zrozumieć motywy stojące za tym pokerowym zagraniem i moja cała sympatia po tym wyścigu jest właśnie po stronie tego kierowcy i ekipy z Woking.

Po pierwsze, meta była niemal dosłownie w zasięgu ręki, a Lando tak blisko zwycięstwa, że niezmiernie trudno jest w takich warunkach zjechać na dodatkowy pit-stop. Po drugie, ostatnie 2-3 okrążenia to pogodowa loteria. Nikt nie wiedział o ile i jak szybko spadnie przyczepność. Spadła niestety na tyle, iż na ostatnim okrążeniu opony gładkie nie nadawały się nawet do bardzo spokojnej jazdy. I na tym właśnie polegał błąd McLarena.

Myślę, że to trochę kwestia nastawienia psychicznego. Lando i jego team przy ich coraz wyższej formie nie powinni się zachowywać jak ludzie, którzy jedynie niebywałym fuksem są w stanie myśleć o zwycięstwie. GP Rosji pokazało, że bez jakichkolwiek przypadków czy "sytuacji łagodzących" są w stanie wygrać. A kierowca, który realnie walczy o zwycięstwo nie powinien w sytuacji podwyższonego ryzyka, jakim jest nagły deszcz, stawiać wszystkiego na jedną kartę na zasadzie może się uda, może wygramy. Powinien to ryzyko minimalizować. Być może i tak wygrałby Hamilton, ale 2-3 miejsce to co innego niż 7. Było tak blisko, aby symbolicznie przerwać pasmo zwycięstw Mercedesa w Rosji. Nie tym razem.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
Rosyjski miliarder kupi zespół F1? Plotki nabrały na mocy
Rodzina "naładowana benzyną". Tragicznie zmarły 15-latek miał podbić świat

Komentarze (0)