Nie wolno lekceważyć rywali Roberta Kubicy. Williams ma w czym wybierać

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jeśli Felipe Massa wróci do ubiegłorocznej decyzji o zakończeniu kariery, zwolni po sobie najatrakcyjniejsze obecnie miejsce na rynku F1. Lista kandydatów na jego miejsce rośnie, a wśród nich jest także Robert Kubica.

1
/ 5

Robert Kubica - wielki powrót do Formuły 1

Williams zaczyna ponownie tęsknić za walką o najwyższe lokaty. Brytyjskiej stajni, która jest legendą F1 na miarę Ferrari i McLarena, brakuje podiów i zwycięstw. Przy okazji odejścia Felipe Massy zespół musi szukać konkurencyjnego kierowcy, który pomoże w rozwoju młodziutkiego Lance'a Strolla i zapewni idealnie "wsparcie" techniczne dla inżynierów. Świetnie w ten obraz wpisuje się Robert Kubica. Uważany do dziś za jednego z najlepszych kierowców, jacy pojawili się w F1, bez wątpienia mógłby pomóc Williamsowi w powrocie na szczyt.

Z otwartymi rękoma takiego fachowca jak Kubica przywitałby również Paddy Lowe. Nowy szef techniczny Williamsa buduje właśnie pierwszy samochód spod swojej ręki dla stajni z Grove. Umiejętności Kubicy do rozwoju maszyn wyścigowych są powszechnie znane.

W analizach licznych ekspertów nazwisko Kubicy jest wymieniane w pierwszej kolejności przy okazji obsady Williamsa na sezon 2018. Nie brakuje jednak wątpliwości. Tajemnicą owiane są wciąż szczegóły testów krakowianina na Hungaroringu, które rzekomo nie przekonały Renault do jego zatrudnienia. Dlaczego miałby więc zrobić to Williams? Brytyjski zespół, według źródeł serwisu "Motorsport", już szuka możliwość zorganizowania dodatkowych testów, by samemu poznać odpowiedź na pytanie - w jakiej kondycji jest rzeczywiście Kubica.

Jeśli wspomniane testy rzeczywiście dojdą do skutku, a Polak udowodni, że wątpliwości co do jego kondycji są mocno przesadzone, Williams nie będzie wahał się ani sekundy.

ZOBACZ WIDEO Męki Królewskich, nieskuteczny Ronaldo. Zobacz skrót meczu Alaves - Real Madryt [ZDJĘCIA ELEVEN]

2
/ 5

Jolyon Palmer - próba ratowania przekreślonej kariery

Przed debiutem w Formule 1 o Jolyona Palmera starało się kilka teamów. Mistrz GP2, syn byłego kierowcy F1 Jonathana Palmera, a na dodatek zawodnik dysponujący sporymi środkami. 26-letni Brytyjczyk od debiutu w 2016 roku nie był jednak w stanie potwierdzić swoich umiejętności.

W obecnym sezonie częściej szydzono z Palmera, niż zaglądano z nadzieją na odrodzenie byłego czempiona bezpośredniego zaplecza F1. Palmer sam obwołał siebie dość karykaturalnie "mistrzem 11. miejsca" , ponieważ długo nie mógł wywalczyć pierwszych punktów. Udało się dopiero w Singapurze, a i tutaj dopisało szczęście w postaci problemów rywali.

Po tym jak Renault ogłosiło rozstanie z Brytyjczykiem po sezonie 2017, Palmer zwrócił swoją uwagę w kierunku Williamsa. Rodzimy zespół może być idealnym miejscem na odrodzenie. Zawodnik deklaruje zresztą, że nie zgodzi się na wcześniejsze zerwanie kontraktu z Renault (by odstąpić miejsce zatrudnionemu Carlosowi Sainzowi) i do Abu Zabi spróbuje udowodnić, że powinien pozostać w stawce najlepszych kierowców świata.

Z punktu widzenia Williamsa Palmer jest niezłą propozycją. Zespół chętnie zatrudniłby w swoim zespole rodaka, na dodatek ze sporymi funduszami. Frank Williams jak nikt mógłby też dać drugą szansę 26-latkowi w nadziei na renesans po nędznych latach w Renault.

3
/ 5

Paul di Resta - wykorzystał szansę i wzbudził zainteresowanie

Mało kto byłby gotowy na wyzwanie, jakiego podjął się w tym roku na Węgrzech Paul di Resta. Szkot pracujący w roli eksperta telewizyjnego w padoku, niemal z mikronem w ręce wsiadł do bolidu Williamsa w miejsce narzekającego na zdrowie Felipe Massy.

Były kierowca Force India w kwalifikacjach zajął 19. miejsce, zaś wyścigu nie było dane mu ukończyć z powodu awarii samochodu. Wynik miał tu jednak drugorzędne znaczenie. Di Resta zaimponował tym, że bez wahania po czterech latach przerwy wsiadł do samochodu F1 - zupełnie innego niż ten, który pamięta i znacznie bardziej wymagającego fizycznie po zmianach wprowadzonych w regulaminie przed sezonem 2017.

Nagle w opinii coraz liczniejszego grona ekspertów di Resta zaczyna mieć realne szanse na powrót do królowej motosport. Dlaczego w ogóle wypadł z niej po 2013 roku? Choć zaliczył lepszy sezon od swojego zespołowego partnera Adriana Sutila, to w sezonie 2014 do Force India zawitał duet Sergio Perez - Nico Hulkenberg. Indyjska stajnia chciała przez nowe rozdanie poprawić swoją sytuację w MŚ. Zabieg udał się i zespół piął się w górę klasyfikacji już bez obecności Szkota.

Po karierze w F1 Paul di Resta wrócił to korzeni i serii DTM, w której kilka lat wcześniej odnosił sukcesy. Choć nie był czołowym kierowcą to na przestrzeni kolejnych sezonów notował stały postęp: 2014 - 15. miejsce, 2015 - 8. miejsce, 2016 - 5. miejsce. Niczym wino, im starszy tym lepszy. Niespodziewany start w GP Węgier może otworzyć dla niego nową drogę.

4
/ 5

Marcus Ericsson - bogaty Szwed bez potencjału?

Jeśli Wiliams podejmowałby decyzję odnośnie składu na podstawie wsparcie finansowego, jakie wniesie do zespołu nowy kierowca, to akcje Marcusa Ericssona stałyby niezwykle wysoko. Kierowca reprezentujący od trzech lat słabiutkiego Saubera marzy wreszcie o awansie do lepszego teamu, by udowodnić czy stać go na sukcesy w F1.

Williamsa mogą rzeczywiście skusić pieniądze, jakie niesie za sobą Ericsson. Ocenia się, że zespół jest aktualnie na 6-7 miejsce w zestawieniu uwzględniającym budżet wszystkich stajni Formuły 1. Mimo tego ekipa z Grove zajmuje pewnie piątą lokatę w MŚ. W sportach motorowych sam talent nie wystarczy jednak do rozwoju. Pieniądze wciąż odgrywają kluczową rolę.

Od marca tego roku rolę dyrektora technicznego Williamsa pełni Paddy Lowe. Współtwórca sukcesów Mercedesa z całą pewnością wiedziałby jak wykorzystać każdego dodatkowego dolara. Opcja z Ericssonem jest ryzykowna biorąc pod uwagę fakt, że możliwości Szweda dla wielu pozostają wciąż zagadką. Kierowcę pochodzącego z Kumli broni jednak bogate doświadczenie.

Ericsson zna doskonale nowe hybrydowe maszyny F1. Na koncie ma aż 70 wyścigów, więcej niż Palmer czy di Resta, a do końca sezonu wyrówna wynik Roberta Kubicy, który zaliczył 76 startów w Formule 1. Na korzyść Szweda w stosunku do Polaka działa właśnie fakt, że zna doskonale bolidy nowej generacji, zaś Kubicy nie było na torach F1 od 2010 roku.

5
/ 5

Pozostali kandydaci - ryzyko niepodobne do Williamsa

Wyżej wymieniona czwórka kierowców ma największe i raczej jedyne szanse na zatrudnienie w Williamsie na sezon 2018. Z gry o ewentualną posadę po Massie wypadł natychmiast największy faworyt Pascal Wehrlein, który nie ukończył 25 lat, czego wymaga przynajmniej od jednego z kierowców główny sponsor zespołu firma Martini.

Wehrlein byłby pewniakiem z powodu umowy na dostawę silników jaka łączy Williamsa i Mercedesa, który wciąż rządzi karierą 23-latka. Niemiecki producent musiałby znaleźć środki na pokrycie ewentualnego odszkodowania i zerwanie umowy z Martini, jeśli za wszelką cenę chce utrzymać Wehrleina w stawce F1. Zawodnik może bowiem stracić również posadę w Sauberze, gdzie swoich młodych kierowców chce umieścić Ferrari.

Ostatnią ciekawą alternatywą jest wznowienie kariery w Williamsie przez Jensona Buttona. Brytyjczyk przed obecnym sezonem oddał miejsce w McLarenie dla Stoffela Vandoorne'a. Oficjalnie wciąż pozostaje na kontrakcie, ale nie przeszkadza mu to w poszukiwaniu nowego zespołu. O jego rozmowach z Williamsem spekulowano głośno już pod koniec 2016 roku. Obecnie choć wydaje się świetnym wyborem dla stajni z Grove, nie jest faworytem w oczach najbardziej branżowych serwisów zajmujących się tematyką F1.

Wśród medialnych spekulacji na temat obsady Williamsa w przyszłych sezonach na przestrzeni kilku miesięcy przewinęło się jeszcze kilka nazwisk, którym nie daje się jednak większych szans. Na liście tej są m.in. Daniił Kwiat (aktualnie Toro Rosso), Felipe Nasr (poza F1 od 2016 roku) czy Will Stevens (poza F1 od 2015 roku).

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)