W tym artykule dowiesz się o:
Zbyt wczesne opuszczenie garażu
Obecna forma Williamsa nie pozwala na walkę z rywalami. Robert Kubica i George Russell mogą jedynie rywalizować między sobą. W Azerbejdżanie polski kierowca został pozbawiony tej szansy, po kardynalnym błędzie ekipy. 34-latek został przedwcześnie wypuszczony z garażu, by zająć miejsce w alei serwisowej.
Kubica otrzymał znak do opuszczenia garażu o dziewięć minut za wcześnie. To pokazuje, że albo ktoś w Williamsie nie potrafi dopilnować stopera, albo nie zna regulaminu F1. Co gorsza, obie wersje są możliwe.
Błąd zespołu doprowadził do tego, że Kubica musiał przejechać w trakcie wyścigu przez pit-lane. Stracił na tym ponad 20 sekund i nie miał nawet szansy na walkę z Russellem.
Brak pit-stopu podczas neutralizacji
Przedwczesne wypuszczenie Kubicy nie było jedynym błędem Williamsa w Grand Prix Azerbejdżanu. Gdy w końcówce wyścigu pojawił się wirtualny samochód bezpieczeństwa w związku z problemami Pierre'a Gasly'ego i cała stawka musiała mocno zwolnić, polski kierowca nie został wezwany na wymianę opon.
Odbycie pit-stopu podczas neutralizacji wiąże się z mniejszymi stratami czasowymi, bo kierowcy wolniej przemieszczają się po torze, dlatego też zwykle w alei serwisowej w tym czasie panuje spory ruch. W Baku kilku zawodników zjechało po nowe ogumienie, w tym Russell. Kubica zaproszenia od mechaników nie otrzymał.
Oczywiście, nie zmieniłoby to losów rywalizacji, ale Polak stracił na tym kolejne cenne sekundy.
ZOBACZ WIDEO: Spróbowaliśmy sił w symulatorze Formuły 1. Teraz każdy może poczuć się jak Robert Kubica!
Zepsuty pit-stop w Chinach
Po doświadczeniach z Baku można stwierdzić, że Williams kontynuuje złą serię w przypadku zarządzania wyścigiem Kubicy. Przy okazji Grand Prix Chin zespół nie tylko popełnił błąd ze strategią Polaka, bo taktyka z jednym pit-stopem w Szanghaju nie była korzystna, ale też doszło do wpadki przy wymianie ogumienia.
W Chinach samochód Polaka spadł z podnośnika podczas zmiany kół, pojawiły się też problemy z odkręceniem jednego z nich. W efekcie postój krakowianina trwał ponad osiem sekund. Znacznie dłużej niż zwykle.
I ponownie pech spotkał Polaka, a nie Russella.
Kara dla Sirotkina w Monako
Już wkrótce F1 przeniesie się do Monako, a zeszłoroczne doświadczenia Williamsa z księstwa również nie są najlepsze. Siergiej Sirotkin notował tam świetne czasy w treningach i kwalifikacjach, po czym zespół nie dopilnował tak błahej sprawy jak założenie opon na trzy minuty przed startem wyścigu.
Efekt? Kara postoju w alei serwisowej. Była to jeszcze surowsza kara od tej, jaką w niedzielę w Baku otrzymał Kubica. Rosjanin musiał nie tylko pojawić się w alei serwisowej, ale też zatrzymać na 10 s na swoim stanowisku.
- Mieliśmy problem z montażem kół na polach startowych. Dlatego zostały one założone po upływie regulaminowego czasu. Postój w boksach przez 10 s. oznaczał, że wrócił do rywalizacji pół okrążenia za resztą stawki. Od tego momentu jego wyścig był zrujnowany - komentował wtedy Paddy Lowe, dyrektor techniczny Williamsa.
"Bączki" na Silverstone
Gdyby ktoś myślał, że niedzielna kara dla Kubicy, to efekt tego, że Williams dawno nie miał doświadczeń ze startem z pit-lane, to jest w błędzie. Podczas zeszłorocznego Grand Prix Wielkiej Brytanii na torze Silverstone z alei serwisowej ruszali Siergiej Sirotkin i Lance Stroll.
Wówczas Rosjanin i Kanadyjczyk zameldowali się na początku alei serwisowej w odpowiednim czasie. Nie nałożono na nich kary w trakcie wyścigu, ale kuriozalne były okoliczności, które doprowadziły do ich startu z pit-lane.
Williams na wyścig w Wielkiej Brytanii przygotował nowe przednie skrzydło, które miało poprawić wydajność modelu FW41. Tymczasem okazało się, że w środku zakrętu prowadziło ono do utraty docisku, przez co Stroll i Sirotkin kilkukrotnie wykręcili efektowne "bączki".
Ekipa zdała sobie sprawę z tego dopiero po kwalifikacjach, a wymiana podzespołów skutkowała koniecznością startu z alei serwisowej.
Czy może być gorzej?
Przytoczone sytuacje wydarzyły się na przestrzeni ostatnich miesięcy i trudno znaleźć ekipę, która w F1 popełniłaby tak wiele kosztownych błędów. Na myśl przychodzi jedynie Haas, który w zeszłym roku w Australii miał problemy z dokręceniem kół w samochodach swoich kierowców, a problem ten powtórzył się też i w tym sezonie.
Williams zaczął obecną kampanię od spóźnienia się na testy zimowe w Barcelonie. Jako jedyny zespół w stawce nie miał gotowego bolidu na pierwsze dwa dni jazd. Jak widać, był to jedynie wierzchołek góry lodowej.
W obecnej sytuacji, gdy wielu ekspertów jest przekonanych, że brytyjska ekipa nie może spaść niżej, pracownicy firmy z Grove udowadniają, że jest inaczej.