Radosław Kozłowski: W Nowym Targu nie milkną komentarze dotyczące pana odejścia. Kibice na internetowych forach nie szczędzą panu ostrych słów. Jak pan to odbiera?
Krzysztof Zborowski: - Zdawałem sobie sprawę z tego, że moje odejście do Unii spotka się z taką reakcją kibiców. Nie ukrywam, że czekałem dość długo, na to, co wydarzy się w Nowym Targu. Miałem kilka innych ofert, ale z tych bardziej konkretnych została tylko ta z Oświęcimia. Poza tym, staram się nie czytać opinii internautów i nie zaprzątać sobie nimi głowy. Cóż, takie są prawa kibiców... Ja jestem zawodnikiem i rozlicza się mnie przede wszystkim z gry.
Kontaktowała się z panem też Cracovia. Podobno zakończyliście negocjacje po dwóch telefonach?
- Z Cracovią nie było konkretnych rozmów. Powiem szczerze, że nie brałem tej oferty na poważnie.
Jaka była zatem oferta Unii?
- Konkretna i odpowiednia.
Może inaczej, czym zachęcili pana oświęcimscy działacze?
- Przede wszystkim stabilnością finansową i regularnością wypłat. Zdaję sobie sprawę z tego, że kariera zawodnicza nie jest długa. Jestem profesjonalistą, a hokej jest moim źródłem utrzymania. Dlatego aspekt ekonomiczny też był dla mnie ważny. Życie pisze różne scenariusze. Czasami przychodzi taki moment, że trzeba odłożyć na bok wszystkie sentymenty i sympatie... Poza tym działacze budują w Oświęcimiu ciekawą drużynę, która może troszkę namieszać w lidze. Te dwa czynniki były dla mnie decydujące.
Długo pan się zastanawiał?
- Muszę przyznać, że myślałem na ten temat dwa tygodnie. Chciałem zostać w Nowym Targu, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że nie ma dłużej na co czekać. Podjąłem decyzję, która była dla mnie w tym momencie optymalna.
O miano pierwszego bramkarza będzie pan rywalizował przede wszystkim z Przemkiem Witkiem...
- Dokładnie. "Wiciu" to bardzo dobry zawodnik, ale należy też pamiętać, że w szerokim składzie jest jeszcze kilku młodszych bramkarzy. Między innymi Sebastian Stańczyk i Szymon Noworyta. Zdrowa rywalizacja wyjdzie każdemu z nas na dobre.
Jak przyjęli pana koledzy?
- Bardzo dobrze. Akurat mam ten komfort, że z większością zawodników Unii znam się osobiście, i to dobrych parę lat.
Czyli atmosferę w zespole można ocenić pozytywnie?
- Jak najbardziej. Widać duże zaangażowanie na treningach, ogromną pracę, którą wykonuje każdy z zawodników. Tak powinno być.
Słyszał już pan coś o trenerze Spišiaku?
- Tak, co nieco słyszałem, ale zanim wyrobie sobie indywidualne zdanie o trenerze, muszę go lepiej poznać. Na razie odbyłem z nim kilka treningów i jest na to jeszcze za wcześnie. Mogę powiedzieć, że jego dużym atutem jest umiejętność utrzymania dyscypliny, a prowadzone przez niego treningi są intensywne. Metody pracy na pierwszy rzut oka przypominają te stosowane przez Milana Jančuškę.