Prezes PZHL: Reprezentacja to nie miejsce eksperymentów

Mariusz Czerkawski w rozmowie z telewizją nSport zdradził, że prezes PZHL odrzucił ofertę uznanego szwedzkiego trenera, który prawie za darmo chciał prowadzić naszą reprezentację, tylko dlatego, że wpłynęła kilka dni za późno. Zdzisław Ingielewicz odpowiada na zarzuty.

- To bardzo powierzchowna i emocjonalna wypowiedź - mówi prezes na łamach oficjalnej strony internetowej Związku. - Mieliśmy rozmowę na ten temat. Istota decyzji dotyczyła ryzyka zatrudnienia tej osoby. Szwajcarski klub prowadzony przez proponowanego trenera przegrał kilkanaście meczów z rzędu i z tego powodu został on zwolniony. Polska reprezentacja nie jest miejscem do podbudowy reputacji trenerów i miejscem eksperymentów. Wcześniejsze doświadczenie z trenerem szwedzkim, w jakiś sposób również poleconym przez Mariusza, nie było szczególnie imponujące. Przy całym szacunku dla Mariusza ta wypowiedź nie była poparta głębszą analizą sytuacji

Po tym wydarzeniu, które miało miejsce latem 2009 roku, drogi Czerkawskiego i prezesa związku rozeszły się. Czy Ingielewicz żałuje, że tak się stało? - Ja tak tego nie traktuję. Nasze relacje prywatne są według mnie nadal dobre. To fantastyczny człowiek i kolega. Mariusz odsunął się od reprezentacji, więc w jakimś sensie swoich kolegów. Jak rozumiem ma inny pogląd na skład osobowy kierownictwa reprezentacji. To jego prawo. Mariusz w swoich rozważaniach o hokeju porusza się bez świadomości istniejących ograniczeń. Zarząd pod moim kierownictwem je ma. Poza tym rola doradcy jest wygodna, bo nie ponosi się konsekwencji swoich rad. Zaproponowany m.in. przez Mariusza system rozgrywek w sezonie 2009/2010 wywołał wiele kontrowersji i musieliśmy się z niego wycofać. Zaangażowałem się w jego, wdrożenie mając na uwadze pozycję Mariusza w hokeju zbierając wiele gromów za to. Tak więc, włącznie z kwestią trenera - dwie decyzje chyba jednak nietrafne. Na trzecią nie mogłem sobie pozwolić - wyjaśnia.

- Mariusz Czerkawski ma zawsze otwarte drzwi w polskim hokeju i w PZHL, więc to tylko kwestia jego woli - zapewnia. - Wiem, że cieszy się udanym życiem prywatnym i ceni sobie czas na to poświęcony. Jeśli zechce więc w miarę swoich możliwości czasowych włączyć się w nasze działania, to będzie mile przyjęty. Bez gwarancji oczywiście, że wszystko co powie będzie traktowane jak prawda objawiona. My niezależnie od tego musimy robić swoje. W 2008r. podejmując się roli Prezesa Zarządu PZHL przyjąłem na siebie pewne zobowiązania wobec środowiska hokejowego i mimo różnych przeciwności losu chcę się z tego wywiązać na miarę moich możliwości. W 2012 r. będą kolejne wybory i Mariusz chcąc mieć realny wpływ na polski hokej może się ubiegać o miejsce w Zarządzie, włącznie z funkcją Prezesa. Ja się na pewno o to nie obrażę.

- Myślę, że Mariusz w swoim wywiadzie dotknął istoty wielu problemów. Mówił również o błędach w szkoleniu, podejściu do treningów hokeistów, słabej bazie czy braku sponsorów. To słuszna diagnoza i dobrze, że pada z ust Mariusza Czerkawskiego. Przez długi czas, a może w jakimś stopniu i teraz, obowiązywał w klubach i w środowisku pogląd, że całe zło polskiego hokeja tkwi w PZHL. W Polsce tradycja bicia się w cudze piersi ma długą historię. Mam, może niesłusznie, wrażenie, że ta dominująca dotąd teza spotyka się też z odrobiną refleksji. Aby zmienić polski hokej wszyscy muszą się zmienić, a nie tylko władze Związku - zwłaszcza, że większość działaczy była w tych władzach. Postęp może się dokonać tylko przez konsekwentną, wytężoną pracę wszystkich. Dedykuję tę wypowiedź tym, którzy ciągle wierzą w cuda - zakończył prezes PZHL.

Komentarze (0)