Oświadczenie Ladislava Spišiaka, byłego trenera drużyny Aksam Unia Oświęcim.
W środę 19 stycznia zostałem odwołany z funkcji trenera Aksam Unii Oświęcim. Prawdą jest, że działacze nie mieli odwagi ze mną porozmawiać, a o ich decyzji dowiedziałem z internetu. Kilka dni później, po rozwiązaniu współpracy z oświęcimskim klubem, przyjąłem propozycję MHC Martin.
W prasie pojawiły się doniesienia o tym, że chciałem jak najszybciej opuścić drużynę z Oświęcimia. To kompletna nieprawda. W trakcie mojej pracy w oświęcimskim klubie odrzuciłem ofertę prowadzenia ekstraligowej Żyliny. Moje słowa zostały źle odebrane przez dziennikarzy i spowodowały sporo kontrowersji zarówno w Polsce, jak i na Słowacji.
Czuję się zobowiązany do złożenia gruntownych wyjaśnień kibicom, co też właśnie czynię.
Zacznijmy od początków mojej przygody z Aksam Unią. Do Oświęcimia trafiłem dzięki dwóm Panom: Kazimierzowi Jarnotowi i Adamowi Klęczarowi, z którymi to spotkałem się w Żylinie. Zdecydowałem się podjąć to wyzwanie i zbudować drużynę, której początkowym celem miało być zajęcie szóstego miejsca. Po dołączeniu do zespołu Roberta Krajčiego i Lukaša Říhy oczekiwania zarządu wzrosły, a po zakontraktowaniu kolejnych zawodników wspólnie ustaliliśmy, że drużyna powinna dotrzeć do półfinału Pucharu Polski i do półfinału play-off.
Muszę również odnieść się do moich stosunków z zawodnikami, a także z zarządem oświęcimskiego klubu. Potwierdzam, że niektórzy działacze mieli w stosunku do mojej osoby uprzedzenia. Jednym z nich był Pan Ryszard Kowalówka, który wątpił w moje kompetencje praktycznie już od spotkań sparingowych. Pan Ryszard kwestionował m.in. przydatność do drużyny Roberta Krajčiego i Lukaša Říhy. Twierdził także, że wyniki osiągane przez zespół są nieadekwatne do jego potencjału. Przypomnę, że drużyna utrzymywała się i dalej utrzymuje się na podium.
Zawsze kierowałem się dobrem zespołu, dlatego zdarzały się sytuacje, w których "odsyłałem" zawodników na ławkę. Te decyzje mogły się nie podobać graczom, ale z drugiej strony zwiększały one rywalizację o miejsce w zespole. Przyznaję, że nie potrafiłem znaleźć wspólnego języka zwłaszcza z Waldemarem Klisiakiem i Adrianem Kowalówką. Wymagałem od innych, ale też od samego siebie. Starałem się przekazać zawodnikom gruntowną wiedzę, jednak niektórzy nie chcieli z niej skorzystać. Od kibiców dowiadywałem się różnych ciekawych rzeczy, szczególnie zainteresował mnie hulaszczy tryb życia niektórych graczy. Alkotesty potwierdziły moje obawy. Byłem zdruzgotany tym, że zawodnicy tak frywolnie podchodzili do swoich obowiązków. To zdecydowany brak profesjonalizmu.
Kibicom należy się również wyjaśnienie słabszej postawy drużyny na początku 2011 roku. Słabszy okres wynikał przede wszystkim z osłabienia wywołanego przez choroby i kontuzje. Jak do tego doszło? Odpowiedź jest prosta. Przed Świętami Bożego Narodzenia realizowaliśmy trójfazowy trening. Po nim zleciłem zawodnikom zabiegi odnowy biologicznej i wzmocnienie odporności. Niestety, nie wszyscy zastosowali się do moich zaleceń.
Sprawy dotyczące mojego zwolnienia, przybrały szybszego biegu po meczu z Sanokiem. We wtorek około godziny 21. dostałem od jednego z działaczy sms-a, w myśl którego miałem pojawić się na spotkaniu z zarządem. Niestety nie stawiłem się, bo wcześniej uzgodniłem z dyrektorem sportowym Unii Kazimierzem Jarnotem, że następnego dnia po meczu z Sanokiem wyjeżdżam na Słowację, by rozliczyć się w urzędzie skarbowym. Gdybym wiedział o zebraniu dwa dni wcześniej, to z pewnością przełożyłbym wizytę w urzędzie, która była zaplanowana w środę na godzinę 9.
Jestem przekonany, że działacze byli pewni, że drużyna przegra mecz w Sanoku, bo na Podkarpacie pojechaliśmy bez czterech podstawowych zawodników. Wydaje mi się, że decyzja o moim zwolnieniu musiała być podjęta wcześniej, a spotkanie miało być tylko formalnością - tak by dostarczyć kibicom wiarygodnego powodu.
W Oświęcimiu spędziłem bardzo miłe chwile. Dziękuję zawodnikom, dziękuję Sławkowi Wielochowi, który towarzyszył mi przez ten czas jako asystent. To była naprawdę owocna współpraca. Mogę śmiało przyznać, że w Sławku drzemie ogromny trenerski potencjał. Z całego serca życzę mu sportowych sukcesów.
Osobny akapit muszę poświęcić także Panu Adamowi Klęczarowi. Takiego szefa życzyłbym każdemu pracownikowi. Pan Adam to osoba szlachetna, inteligentna, której dobro oświęcimskiego hokeja leży na sercu. Szkoda tylko, że otacza się osobami, które o hokeju nie mają zielonego pojęcia i nie znają podstawowych aspektów związanych z tą dyscypliną.
Chciałbym podziękować także kibicom, którzy tworzyli niezapomnianą atmosferę. Przyznam, że oświęcimskich fanów będę miał w sercu, podobnie jak tych z MHC Martin. Dziękuję za szalik.
Ladislav Spišiak, Martin 28.1.2011