Tychy rozbite pod Wawelem - relacja z meczu Comarch Cracovia - GKS Tychy

Tego nikt się nie spodziewał. W pierwszym finałowym spotkaniu gospodarze rozgromili GKS Tychy aż 8:1. Tak wysoka wygrana rzadko się zdarza na tym etapie rozgrywek. Pasy od złotego medalu dzielą już tylko dwa zwycięstwa. Teraz rywalizacja przenosi się na Śląsk.

W tym artykule dowiesz się o:

Mecz rozpoczął się od groźnego strzału Adriana Parzyszka, który odbił do góry Rafał Radziszewski. Oba zespoły przez pierwsze minuty grały chaotycznie, na lodzie mieliśmy sporo walki i spięć przy bandach. W 8 minucie pierwszego gola mógł zdobyć Michał Woźnica, ale krążek zatrzymał Radzik. Jak się później okazało bramkarz gospodarzy był jednym z najlepszych aktorów pierwszego meczu finałowego. Sygnał do ataku dał gospodarzom aktywny David Kostuch, który próbował indywidualnymi akcjami rozerwać szczelną obronę tyszan. Po drugiej stronie lodowiska szalał Josef Vitek, który dwukrotnie z bliska próbował umieścić gumę w sieci. Wydawało się, że goście powoli łapią rytm. Ich akcje były składniejsze i w połowie tercji osiągnęli optyczną przewagę. Ale od czego Comarch Cracovia ma swoich kanadyjskich kuzynów? Naładowany Kostuch powalczył o krążek za bramką gości, podał do Rafała Martynowskiego. Ten zwiódł obrońcę tyszan i z furią uderzył pod poprzeczkę. Goście mogli zdobyć kontaktowego gola już po kilku sekundach, ale Michał Garbocz stracił krążek tuz przed oddaniem strzału. Na kilkadziesiąt sekund przed zakończeniem tercji mecz wreszcie nabrał rumieńców. Niestety tuz przed syreną kończącą pierwszą tercję emocje wzięły górę i po uderzeniu przeciwnika Grzegorz Pasiut otrzymał karę meczu. Czy słusznie?

Drugą tercję Comarch Cracovia rozpoczęła od pięciominutowego okresu gry w osłabieniu. Tymczasem goście przez trzy minuty nie wiedzieli jak zabrać się do zakładania zamka. A kiedy już potrafili zamknąć gospodarzy w ich tercji to albo świetnie spisywał się Radziszewski, albo jego koledzy wybijali krążek. Prawdopodobnie był to kluczowy moment spotkania. Tyszanie widząc swoją niemoc zaczęli grać nerwowo, a Pasy poczuły się pewnie i odważnie zaatakowały. Efekty przyszły już po dwóch minutach. Krążek we własnej tercji przejął Leszek Laszkiewicz i pognał na bramkę przeciwnika. Zjechał do środka i zamiast strzelać oddał krążek do swojego brata Daniela. Kapitanowi gospodarzy nie pozostało już nic innego jak umieścić gumę w sieci. Potem mieliśmy ponownie okres chaosu i kar z obu stron, który przerwał trzecią bramką Petr Dvořak. Cracovia nie miała zamiaru zwalniać tempa. Szybka akcja i przegranie krążka w poprzek tercji. Guma odbiła się od … właśnie czy od kija czy jedynie od ciała Damiana Słabonia? Sędzia potrzebował kilkunastu minut i dwóch zapisów wideo aby rozstrzygnąć tę sytuację, ale w końcu pokazał na środek. Kibice jeszcze nie ochłonęli, a już mogli świętować kolejnego gola. Niesamowity tego wieczoru Kostuch ograł na pełnej szybkości aż trzech przeciwników, położył bramkarza i po zdobyciu piątego gola pomachał swojemu tacie, który przyjechał na ten mecz aż z Kanady. Goście na kolanach, a trener Jiři Šejba postanowił dać odpocząć Arkadiuszowi Sobeckiemu, którego zastąpił Piotr Jakubowski.

Bramkarz tyskiej drużyny mógł się wykazać swoim kunsztem już na początku trzeciej tercji, kiedy zablokował strzał z bliska Daniela Laszkiewicza. GKS dążył do zdobycia choćby honorowej bramki, ale szło im to jak po grudzie. Nawet grając w przewadze nie potrafili skutecznie zagrozić bramce Radziszewskiego. Gospodarze niesieni głośnym dopingiem kibiców nie zwalniali tempa. Szybka wymiana krążka pomiędzy Damianem Słaboniem a braćmi Laszkiewiczami i Jakubowski po raz pierwszy wyjmował krążek z własnej bramki. Na dziesięć minut przed końcem meczu GKS wreszcie odważniej zaatakował. Najpierw Galant, potem Woźnica uzmysłowili Cracovii, że ten mecz jeszcze się nie skończył. Po strzale Łukasza Sokoła Radziszewski wreszcie skapitulował. To tylko rozwścieczyło zmotywowane Pasy. Po walce za bramką GKS krążek uderzył Michał Piotrowski. Guma odbiła się od jednego z zawodników gości i wpadła obok zdezorientowanego Jakubowskiego. Przed końcową syreną Mikołaj Łopuski ustalił wynik i Comarch Cracovia mogła cieszyć się z okazałego zwycięstwa w pierwszym meczu.

Podopieczni Rudolfa Rohačka są o krok bliżej od złota, ale muszą jeszcze pokonać Tychy dwukrotnie. Kolejne dwa spotkania rozegrane będą na Śląsku i o zwycięstwo nie będzie już tak łatwo. Czy trener Šejba zdoła pozbierać swój zespół w ciągu dwóch dni i rywalizacja powróci jeszcze w tym sezonie pod Wawel?

Comarch Cracovia - GKS Tychy 8:1 (1:0, 4:0, 3:1)

1:0 - Rafał Martynowski (David Kostuch) 16’

2:0 - Daniel Laszkiewicz (Leszek Laszkiewicz) 27’

3:0 - Petr Dvořak (David Kostuch, Leszek Laszkiewicz) 34’

4:0 - Damian Słaboń 36’ 5/4

5:0 - David Kostuch 36’

6:0 - Daniel Laszkiewicz (Damian Słaboń, Leszek Laszkiewicz) 48’ 4/4

6:1 - Łukasz Sokół (Adam Bagiński) 53’

7:1 - Michał Piotrowski 54’

8:1 - Mikołaj Łopuski (Paweł Kosidło) 60’

Składy:

Comarch Cracovia: Radziszewski (O. Raszka) - Wajda (2), Kłys, L. Laszkiewicz (2), Pasiut (7+20), D. Laszkiewicz - Wilczek, Noworyta, Łopuski (2), Słaboń, Piotrowski (2) - Witowski, Prokop, Kostuch, Dvořak, Martynowski - Šimka, Landowski, Sarnik, Rutkowski (2), Kosidło.

GKS Tychy: Sobecki (35:41 Jakubowski) - Gonera, Kotlorz, Vitek, Parzyszek, Paciga - Sokół (2+10), Jakeš (2), Bagiński (2), Šimiček (2), Woźnica - Majkowski (2), Csorich, Galant, Garbocz, Witecki - Mejka, Gwiżdż, Gurazda (2), Banachewicz.

Kary: 37 min. - 22 min.

Sędziowie: Przemysław Kępa i Jacek Rokicki.

Widzów: ok. 2500.

Zawodnik meczu: David Kostuch.

Komentarze (0)