Zagłębiacy po heroicznej, ale nie najlepszej, pogoni za oświęcimianami zdołali doprowadzić do dogrywki. Podczas niej prezentowali się słabo, jakby nie mieli sił, a ich jedynym celem było dotrwać do karnych. Jednak w 64. minucie sędzia podyktował karnego dla Zagłębia. W boksie wywiązała się dyskusja pomiędzy Arturem Ślusarczykiem, Martinem Voznikiem i trenerem Krzysztofem Podsiadło, po której ostatecznie na lód wyjechał kapitan drużyny. Ślusarczyk wziął głęboki oddech, podjechał do krążka i siłą spokoju wpakował go do siatki.
- Nogi trochę drżały, ale wiadomo - odpowiedzialność. Karnego miał jechać Jarek Dołęga, ale był już zmęczony, ledwie co zszedł z zmiany. Trener mnie wyznaczył, akurat tyle dobrze, że odpoczywałem trzy zmiany, dopiero miałem wchodzić. Przed karnym powiedziałem sobie, że nie będę kombinował. Lód już miał 24 minuty, pojechałem niby w prawą stronę, zjadę na lewo i uderzę koło nogi. Nie chciałem strzelać na łapakę, bo tyle razy byłem z Zborowski na kadrze, że wie, iż strzelam na łapakę. Dlatego musiałem coś zrobić, takiego co może zaskoczyć. Cieszę się, że udało - z wielką radością powiedział Artur Ślusarczyk, kapitan Zagłębia.
Jednak nie cały piątkowy mecz układał się dla sosnowiczan tak dobrze jak jego końcowe fragmenty. Po drugiej tercji przegrywali 1:4. Na myśl przychodzi spotkanie z Cracovią, podczas którego z wyniku 0:5 doszli na 5:5. - Powiedzieliśmy sobie z chłopakami przed trzecią tercją w boksie, że jeśli byliśmy w stanie z 0:5 w Krakowie, to u siebie na lodzie, przy własnych kibicach, tym bardziej jesteśmy w stanie odrobić. Szybko padł gol, później następny. Ostatnio nam nie szło bez bramkarza, tym razem się udało, co bardzo cieszy - zdradził.
Na Stadionie Zimowym mimo uzyskania zgody na organizację imprez o charakterze masowym, frekwencja nie jest zbyt wysoka. Jednak przy takich skutecznych pogoniach sosnowieckich hokeistów, ma ona szansę wzrosnąć. - Mam nadzieję, że to zwycięstwo pomoże nam ściągnąć kibiców i uwierzyć w siebie. Znakomicie zaczęliśmy drugą rundę, od dwóch punktów, pamiętajmy, że zespoły, z którymi będziemy walczyć o to szóste, siódme miejsce mamy u siebie - przypomniał Ślusarczyk.
Pierwszą rundę Zagłębiacy zainaugurowali w Oświęcimiu, z którego wrócili ze smutkiem i rezultatem 1:9. Przewidywania przed piątkowym starciem nie były więc dla nich korzystne. - Nie grałem w tym meczu, bo nie mogłem. Baliśmy się tego spotkania, gdyż od kilku sezonów ewidentnie nie idzie nam gra z oświęcimianami. W piątek był taki moment, nie strzeliliśmy na 2:3, poszła kontra i Łopuski zdobył na 1:4. Powiedzieliśmy sobie, że musimy się spiąć, tak jak w Krakowie. To pokazuje, że jesteśmy drużyną i potrafimy się zmobilizować. Jako kapitan chciałem pogratulować i podziękować całej drużynie. Szacunek po raz kolejny. Za Kraków był szacun, teraz też jest szacun ode mnie dla całej drużyny - zakończył z szerokim uśmiechem Artur Ślusarczyk.