Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Ogromną niespodziankę sprawiła Daria Pikulik w konkurencji wieloboju kolarskiego na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. 27-latka spisała się genialnie w wyścigu punktowym - wspaniała szarża pozwoliła jej awansować na drugie miejsce i zdobyć srebrny medal!
Po finiszu nasza reprezentantka płakała ze szczęścia, wielkiej radości nie ukrywał też trener kadry Grzegorz Ratajczyk. Oboje byli zachwyceni, ujawnili też jednak kulisy sytuacji z niedzielnych eliminacji, która mogła wykluczyć naszą zawodniczkę z dalszej jazdy!
Otóż w eliminacjach doszło do pomyłki sędziów, którzy początkowo wykluczyli Polkę z dalszej jazdy, choć ta jechała w środku stawki. Przypomnijmy, że w ostatniej konkurencji wieloboju zawodniczki jadą 80 okrążeń, a co dwa wykluczana jest ostatnia.
Pikulik zobaczyła swoje wykluczenie na tablicy i zaczęła zwalniać, jednak szkoleniowiec podbiegł do niej i krzyknął, żeby jechała dalej. I szybko dogoniła stawkę. A po kilku minutach jej wykluczenie na dobre zniknęło z systemu wyników.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Minorowe nastroje w polskich obozach. "Lekcja pokory, nie jest dobrze"
- Trochę mnie to wybiło z rytmu. Pomyślałam: jak to możliwe, że ze wszystkich zawodniczek pomylono akurat mnie? Ale to mnie zdenerwowało przed wyścigiem punktowym, powiedziałam sobie, że dalej mam silne nogi i muszę odpalić od startu - opowiadała już medalem na szyi.
- Ten wyścig popsuł wiele, rozjechał dziewczynę. To jest niedopuszczalne na takich imprezach, jak można dziewczynę tak chcieć wyeliminować? Jechała spokojnie i została wyeliminowana. Musiała przez to się przedzierać i zajęła 10. miejsce. Z drugiej strony może to spowodowało jej determinację i sportową złość? - zastanawiał się Ratajczyk.
- Sędziowie powinni w ogóle przerwać wyścig po takiej pomyłce, wystartować go od nowa. I przeprosić nas, a tego nie zrobili - dodawał szkoleniowiec naszej kadry.
- Trener Sylwester Szmyd powiedział mi tylko: masz jechać tak, jakby jutra miało nie być. I to zrobiłam! Nie wierzę, jak dobrze mi dzisiaj się jechało. To dowód, że marzenia się spełnia. Tylko ja i moi najbliżsi wiedzą jak ciężko było dojść do tego miejsca. Ale medal dzielę na pół - druga połówka jest dla mojej siostry Wiktorii.
A przecież zaledwie kilka tygodni temu Pikulik doznała poważnych obrażeń podczas treningu, podczas którego zerwała więzadła w obojczyku. Wyznała nawet, że jej pierwsza myśl była mało optymistyczna.
- Tak, po tej kraksie byłam w ogromnym dołku. Myślałam, że już jest dla mnie po igrzyskach. Ale jestem twarda, tylko przez tydzień musiałam spuścić z tonu. Bałam się, jak to będzie, ale wyścig pokazał, że byłam tu dzisiaj najmocniejszą zawodniczką na torze.
Co dalej? Okazuje się, że jeszcze w niedzielę nasza bohaterka rusza w dalszą podróż. Otóż będzie startować w Tour de France.
- Skupiam się teraz na szosie, mam kontrakt na dwa lata. Już dzisiaj jadę na Tour de France, prosto z tej hali, zabierają mnie moi rodzice - zdradziła. Dostała też pytanie, czy dzwonił już do niej ktoś z Polskiego Związku Kolarskiego.
Przypomnijmy, że po występie w madisonie z siostrą Wiktorią (siódme miejsce), kolarka wyznała przed kamerami TVP Sport, że nie mogła liczyć na żadne wsparcie działaczy i sama musiała sobie opłacać przygotowania do igrzysk.
- Nie, jeszcze nikt nie dzwonił. Nie spodziewam się, ale też nie boję się, bo powiedziałam prawdę, a wszyscy kolarze stoją za mną. Mateusz Rudyk to rozpoczął, ja pociągnęłam, teraz trenerzy. Polscy kolarze są mocni, niech coś się zmieni! - zaapelowała do związku.