Dawid Góra: Plan dla polskiego sportu i... konflikt na "dzień dobry" [OPINIA]

PAP / Szymon Pulcyn / Na zdjęciu w środku: minister Sławomir Nitras
PAP / Szymon Pulcyn / Na zdjęciu w środku: minister Sławomir Nitras

Nie mam wątpliwości, że założenia przyjęte dla przyszłości polskiego sportu są właściwe. Jednak to pomysł na lata. Już teraz widać, że na coś w rodzaju "zjednoczenia dla sportu w Polsce" nie możemy liczyć. A miało być inaczej.

W piątek minister sportu Sławomir Nitras przedstawił uproszczoną analizę modelu operacyjnego polityki sportowej. Zaproszeni byli przedstawiciele związków sportowych, szefowie sportowych redakcji, szeroko pojęci "ludzie polskiego sportu". Najpierw minister zaprezentował coś w rodzaju diagnozy stanu chorobowego i wstępny pomysł na wyjście z kryzysu.

Potem odbył się briefing dla mediów, aż wreszcie coś w rodzaju dyskusji - bez udziału dziennikarzy. W międzyczasie udostępniono poszerzoną analizę w postaci 150-stronicowego raportu końcowego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Hit internetu. Nagrali Lewandowskiego z "synami"

Jest to skomplikowany, pełen treści dokument. Nie ma tu miejsca, aby rozmawiać o szczegółach wszystkich założeń. Klimat wokół początku dyskusji można jednak ocenić już teraz. Wprost.

Piesiewicz był i sobie poszedł

Aby jakikolwiek pomysł był efektywnie wprowadzony na dużą skalę, potrzeba jedności w dążeniu do polepszenia sytuacji. Brzmi to jak obrzydliwa korpomowa, ale chcę tym zdaniem podkreślić, że nie chodzi o jednomyślność, lecz dążenie do dobra ogółu. W polskim sporcie, jak i w wielu innych obszarach życia społecznego w naszym kraju, o działanie zespołowe jest niezwykle trudno.

Konflikt na linii ministerstwo - Polski Komitet Olimpijski trwa co najmniej od igrzysk w Paryżu. I nie słabnie. Jak więc stworzyć jakikolwiek plan dla sportu, skoro jedne z kilku najważniejszych postaci dla kształtowania jego obrazu są skłócone? Nie mam zamiaru wnikać w szczegóły, materiałów dziennikarskich na ten temat powstało mnóstwo, więc informacje można znaleźć łatwo. Nie rozstrzygam też tego, kto ma, a kto nie ma racji. Ale...

Kiedy kilka tygodni temu byłem na poolimpijskiej debacie o przyszłości sportu w studiu TVP Info, Radosław Piesiewicz przekonywał, że niebawem wszyscy usiądziemy do stołu i będziemy dzielić się pomysłami, tworzyć plany. Tymczasem, o ile na prezentacji Nitrasa prezes PKOl-u był, o tyle podczas dyskusji próżno było go szukać w sali Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Przedstawiciele PKOl byli nadal, ale już bez swojego szefa.

Nie twierdzę, że proces zadawania pytań był odpowiedni. Uczestnicy bowiem najpierw pytali, a potem minister jednorazowo odpowiadał na wszystkie pytania, co wykluczało realną dyskusję. Była to bardziej konferencja niż debata. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli już jest jakaś inicjatywa, to warto byłoby przyjrzeć się jej z bliska, zaznaczyć swoją obecność.

A konflikt jest na tyle duży, że minister, choć nie był o to wprost pytany, zszedł na temat szefa PKOl-u podczas swojego kończącego całość wystąpienia i komentował słowa wypowiedziane przez niego podczas któregoś z wywiadów.

Jeśli nieobecność szefa PKOl-u podczas dyskusji z jednej strony, a z drugiej kierowane personalnie komentarze mają nas przybliżyć do uzdrowienia sportu, to już wiadomo, że będzie o to trudniej, niż ktokolwiek się domyśla. Tam gdzie nie da się uciec od polityki, tam wkracza niechęć do siebie, małostkowość. A co za tym idzie - brak nadziei na jakikolwiek sukces.

Mentalność

W piątek sporo mówiło się o mentalności Polaków i konieczności jej zmiany. Że mało wydajemy na sport - detalicznie. Że za dużo kupujemy alkoholu. Że za mało czasu spędzamy na świeżym powietrzu. Oczywiście to wszystko tematy, które warto poddać pod dyskusję, zastanowić się nad podstawami konkretnych wyzwań. Tyle że liczba uprawiających sport nie musi się przekładać na sukcesy w przyszłości. W Polsce najpopularniejsza jest piłka nożna. W piłkarskich akademiach wśród kilkulatków widać olbrzymie talenty, które aż proszą o ich wykorzystanie i właściwe pokierowanie.

Efekt? Polska ekstraklasa jest na tak żenującym poziomie, że czasem aż trudno dooglądać mecz do końca, jeśli nie jest się emocjonalnie związanym z konkretną drużyną. Jakby tego było mało - pierwsze składy polskich klubów pełne są niepolskich nazwisk. Do tego reprezentacja, która poza kilkoma gwiazdami od lat nie jest w stanie wyjść z przeciętności.

Gdzie są talenty, o których pisałem wcześniej? Poziom szkolenia w Polsce, prowadzenia uzdolnionej młodzieży, sięga dna. Być może więc, przynajmniej w sporcie wyczynowym, lepiej byłoby skupić się na wyłapywaniu i rozwoju talentów niż powiększaniu grupy, w której będzie się ich szukać? Lepiej pogodzić się z rzeczywistością i maksymalnie wykorzystać możliwości, niż wmawiać sobie, że rzeczywistość się zmieni i przekonywać, że wtedy wreszcie będzie wspaniale.

Pół pierwszego kroku w maratonie

Podczas piątkowego spotkania sporo mówiło się też o igrzyskach olimpijskich. Dla mnie, fana sportu, największa impreza świata w Polsce byłaby czymś niezwykłym. Ale wywalczenie na niej dziesięciu, lub jeszcze mniejszej liczby medali, już dziś napawa mnie smutkiem. Najpierw więc skupiłbym się na uzdrowieniu sportu w Polsce, a potem na fajerwerkach i splendorze organizatora.

Tymczasem nie ma jeszcze strategii. To, co zaprezentowano w piątek, to jedynie analiza, zaczątek planu. Jesteśmy więc na początku początku.

Kiedy przedstawiciele związków podczas dyskusji pytali o pomysł na czteroletnie rozliczanie pieniędzy z ministerstwa (a nie roczne), szybko okazało się, że najpierw trzeba się nad tym zastanowić. Umożliwić realizację pomysłu. A dopiero potem działać. No i niestety trzeba się z tym zgodzić - biurokracja jest bez litości dla wszystkich, którzy chcą choć niewielkiej zmiany.

Nie chcę jednak wychodzić na malkontenta. Cieszę się, że wykonano pierwszy krok. No dobrze - pół kroku. To daje nadzieję. Choć, patrząc na stan realizacji obietnic przedwyborczych polskiego rządu, trudno tę nadzieję nazwać dużą.

Lepsza jednak taka niż żadna.

Dawid Góra, szef redakcji WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty