Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Minister Nitras w czwartek zasugerował, że skłamał pan podając do wiadomości członków zarządu, że zarabia pan 35 tysięcy złotych netto. Minister twierdzi, że zarabia pan 100 tysięcy złotych miesięcznie.
Radosław Piesiewicz, prezes PKOl: Na zarządzie podałem wszystkie moje zarobki z tego i zeszłego roku. Jako kandydat na prezesa PKOl-u cały czas powtarzałem, że zamierzam pobierać pensję za swoją pracę. Każdy człowiek za pracę powinien dostawać pieniądze. Jeśli ktoś uważa, że pobieranie wypłaty za pracę jest czymś złym, to niech idzie do lekarza. Jeśli pan minister nie pobiera pensji za swoją pracę i nie kupuje za publiczne pieniądze drogiego sprzętu elektronicznego Apple, to życzę mu powodzenia i trzymam za niego kciuki. Ja nie kradnę i pracuję uczciwie za pensję.
Podczas Gali Olimpijskiej zaczepił pan ministra Nitrasa mówiąc o tym, że wokół PKOl-u były pewne zawirowania spowodowane nienawiścią. Co konkretnie miał pan na myśli?
Od zakończenia igrzysk pojawiło się bardzo dużo nieprawdziwych informacji, a media to podchwytywały i zrobił się bałagan. Jestem jednak przekonany, że na koniec prawda się obroni. Liczę na to, że prędzej czy później polskie sądy wydadzą w tej sprawie wyrok zgodny z prawdą.
Pan wniósł pozew przeciwko ministrowi sportu Sławomirowi Nitrasowi?
Tak.
ZOBACZ WIDEO: Można wpaść w zachwyt. Jędrzejczyk pokazała zdjęcia z rajskich wakacji
Czy nie jest pan już zmęczony wojną z ministrem sportu? Wasza wymiana ciosów trwa już od sierpnia.
Nie. Ta wojna tylko mnie napędza do jeszcze cięższej pracy. Zostałem wrzucony do wielkiej polityki i jest to dla mnie coś zupełnie nowego. Chciałbym, by PKOl był apolityczny, więc staram się reagować racjonalnie i patrzeć na każdą sprawę z perspektywy innych ludzi z zarządu PKOl-u. Sport powinien łączyć. To wszystko, co się dzieje od kilku miesięcy, jest spowodowane tym, że jedna osoba czuje osobistą urazę.
Minister Nitras za każdym razem podkreśla, by całej sytuacji nie sprowadzać do waszego personalnego konflikt.
Chce mi się śmiać, gdy to słyszę. Bardzo dobre poczucie humoru ma pan minister Nitras.
Ministra Nitrasa nie było na Gali Olimpijskiej, która była oficjalnym podsumowaniem igrzysk w Paryżu. Wysłaliście zaproszenia do ministerstwa?
Oczywiście, że zaprosiliśmy pana ministra, ale jak wszyscy widzieliśmy minister nie zdecydował się przybyć. To tylko pokazuje, co uważa o polskim sporcie.
Pierwotnie Gala Olimpijska miała odbyć się 30 sierpnia, ale została przełożona. Dlaczego?
Ze względu na to wszystko, co działo się wokół ruchu olimpijskiego zdecydowaliśmy się przełożyć galę. Nasi olimpijczycy dostali takie "podziękowania" od jednej osoby, że uznaliśmy, że w takiej atmosferze nie ma sensu organizować gali. Data 15 listopada była trafiona, bo obecnie jesteśmy już w zupełnie innym miejscu, a wiele kłamstw zostało obnażonych. Jestem przekonany, że prawda zawsze się obroni.
Mówiło się, że powodem przełożenia gali było wycofanie się spółek Skarbu Państwa ze wspierania PKOl-u i groźba tego, że nie uda się zebrać pieniędzy na nagrody. To prawda?
Nie. Jedynym powodem był brak odpowiedniej atmosfery do cieszenia się z sukcesu naszej reprezentacji olimpijskiej.
Nawet nie wszyscy członkowie zarządu PKOl-u podzielają pana optymizm. Nie tak dawno Otylia Jędrzejczak przyznała, że dobre imię PKOl-u zostało zgniecione i zabrakło dobrej komunikacji z waszej strony, nie wykluczała poważnych rozmów na zebraniach zarządu.
Otylka wysyła mi SMS-y, że bardzo mnie wspiera, więc pytanie w co tak naprawdę gra. Ostatecznie to najpierw ona musi walczyć o reelekcję w Polskim Związku Pływackim. Zawsze powtarzam, że pycha kroczy przed upadkiem.
Faktem jest, że ze wspierania PKOl-u wycofało się już kilka spółek Skarbu Państwa, a niedługo podobnie mogą zrobić kolejne. Jest pan przygotowany, że z każdym rokiem będzie panu trudniej zbudować budżet i utrzymać stanowisko?
Radzimy sobie i jestem przekonany, że będziemy sobie radzić w przyszłości. W PKOl-u tak już jest, że kolejni prezesi muszą sobie radzić z zawirowaniami. Tak było za prezesa Kraśnickiego, za prezesa Nurowskiego i tak jest teraz. Dzisiaj ogłosiliśmy nowego partnera PKOl, województwo lubelskie, które od stycznia będzie nas oficjalnie wspierało.
Budżet na kolejny rok jest już zabezpieczony?
Wszystko na to wskazuje. Pozyskujemy sponsorów, niedługo ogłosimy kolejnych i wciąż będziemy szukać wsparcia.
Przyznał pan jednak, że nagrody dla medalistów zostaną wypłacone do końca lutego. Czy to znaczy, że zawodnicy mają powody do niepokoju, a PKOl nie ma jeszcze środków na wypłaty?
W tej informacji nie ma nic alarmującego. Po prostu nagrody finansowe będą wypłacane sukcesywnie, w kolejnych transzach, a nie jednorazowo. Koniec lutego to termin wypłaty ostatniej transzy. Sportowcy już podczas Gali Olimpijskiej otrzymali obrazy i diamenty, a kolejne nagrody będą do niech trafiać sukcesywnie.
Niedawno ministerstwo ogłosiło dokładny plan przygotowań do złożenia akcesu do organizacji igrzysk olimpijskich w 2040 roku. Ostatecznie jednak oferta musi uzyskać akceptację PKOl-u i zostać przez was złożona. Zablokuje pan starania ministra Nitrasa?
Mam nadzieję, że władze ministerstwa znają procedurę i wiedzą o konieczności uczestnictwa PKOl-u w tym procesie. Cały czas mówią, że PKOl jest im zupełnie do niczego niepotrzebny. My cały czas chcemy się dogadać, ale druga strona też musi chcieć się dogadać. Zamiast tego cały czas słyszymy epitety pod adresem moim i PKOl-u. Minister nie dostrzega, że PKOl, to 105-letnia historia polskiego sportu, mnóstwo zawodników, trenerów. Jeśli ktoś myśli, że jest mu dane coś raz na zawsze, to jest w dużym błędzie. Trzeba mieć dużą pokorę do tego, co się robi.
Rozmawialiście w ogóle na temat organizacji igrzysk?
Z poprzednim rządem, ministrem Bortniczukiem, czy prezydentem Dudą rozmawialiśmy na temat organizacji igrzysk. Z nowym rządem nie miałem okazji o tym porozmawiać. Słyszałem już zresztą deklarację, że przecież ich zdaniem rząd sam może złożyć taką kandydaturę.
Za półtora roku zimowe igrzyska. Czy wojna wokół PKOl odbija się na przygotowaniach?
Jeżeli to jest wojna, to jest to wojna jednej strony. My na co dzień normalnie pracujemy. Przygotowania do wyjazdu naszej reprezentacji do Cortiny zaczęły się już miesiąc temu. W przyszłym roku mamy jeszcze dwie młodzieżowe imprezy i nie przewiduję żadnych komplikacji.
Wierzy pan w ugodę i konstruktywną dyskusję na temat polskiego sportu?
Jesteśmy otwarci i gotowi, by dyskutować. Boli to, że minister sportu nie znalazł czasu, by pojawić się na gali. Dobrze jednak, że obecnością zaszczycił nas prezydent Andrzej Duda. Gala Olimpijska zakończyła się sukcesem, a ja dostałem sygnały, że nasi medaliści i ich trenerzy są zadowoleni.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty