Chińczycy nie zapomnieli o "Mewie" Sochowiczu

Powrót w miejsce, w którym omal nie stracił zdrowia, nie należał do przyjemnych. Ale saneczkarz Mateusz "Mewa" Sochowicz przezwyciężył traumę i ma za sobą pierwsze treningi na olimpijskim torze w Yanqing.

RG
Mateusz Sochowicz Getty Images / Daniel Kopatsch / Na zdjęciu: Mateusz Sochowicz
Nie zapomnieli o nim Chińczycy, którzy po wypadku zasypywali go kwiatami i upominkami. Teraz zaprosili na... wizytę kontrolną do szpitala.

Trenerze, to tutaj

- To był po prostu nieszczęśliwy wypadek, dlatego nie mieliśmy obaw przed powrotem do Pekinu. Pomogła też pani psycholog Joanna, której bardzo dziękujemy. Mateusz Sochowicz jest twardzielem, który nie ma zwyczaju się cofać i rozpamiętywać. Trzeciego dnia po przylocie na igrzyska wzięliśmy udział w tzw. oficjalnym obchodzie po olimpijskim obiekcie. Kiedy zbliżaliśmy się do feralnego miejsca, nie czułem większego napięcia. Mateusz chyba też nie. Przynajmniej w zachowaniu i słowach nie dał tego po sobie poznać. Powiedział tylko: trenerze, to tutaj... Na chwilę się zatrzymaliśmy, spojrzeliśmy na fragment toru, który mógł zmienić jego życie i, cóż mogliśmy więcej, udaliśmy się dalej. W poniedziałek, czyli następnego dnia, "Mewa" już trenował - mówił Marek Skowroński, trener polskich saneczkarzy.

Mati, przyjeżdżaj

8 listopada 2021 roku, podczas próby przedolimpijskiej w Yanqing, Sochowicz uległ ciężkiemu wypadkowi. Dostał zielone światło na start, pomknął lodową rynną i w pewnym momencie zorientował się, że na jego drodze jest przeszkoda! Polak rozbił się o bramkę, która - w wyniku błędu pracownika toru - była zamknięta.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus wpływa na igrzyska. Tracimy przez to szanse na sukces

- Kiedy przybiegłem do Mateusza, widok był okropny. Wyglądało, że doszło do otwartego złamania prawej nogi, dlatego pierwsza myśl była taka, że koniec z marzeniami o igrzyskach. Tymczasem to było głębokie rozcięcie, a w gorszym stanie była lewa noga, w której poważnie uszkodzone zostało kolano, a dokładnie rzepka - przypomniał szkoleniowiec.

Chińczycy stanęli na wysokości zadania przynajmniej w sprawach medycznych i zaopiekowali się reprezentantem Polski. Rehabilitację kontynuował w Poznaniu. Walczył z czasem. Tydzień przed zaplanowanym czarterem do Azji wystartował w Pucharze Świata połączonym z Mistrzostwami Europy w St. Moritz. Dziś jest na ZIO w Pekinie.

- Chińczycy nie zapomnieli o Mateuszu. Nie spodziewaliśmy się i nie zależało nam na jakimś specjalnym traktowaniu czy wyróżnianiu saneczkarzy, ale sami się odezwali. Na WhatsAppa zadzwonił doktor, który współprowadził jego leczenie i zaprosił na wizytę kontrolną: Mati, przyjeżdżaj! To było jeszcze przed wizytą na torze, dlatego on pierwszy przypomniał nam o wypadku. Dostaliśmy auto olimpijskie z kierowcą, bo w pandemii sami nie możemy opuszczać wioski. Lekarz obejrzał nogę, zrobił prześwietlenie i zadzwonił do medyka, który operował "Mewę". Ten polecił mu wykonać kilka ćwiczeń, wszystko widział, bo kamera była włączona. Ocenił, że jest dobrze, a my znów odetchnęliśmy. Zaczynamy igrzyska, nikt ich nie zabierze Sochowiczowi - cieszył się Skowroński.

Sanki tak, bobsleje nie

Dla 66-letniego trenera to już piąte igrzyska. Debiutantką jest Klaudia Domaradzka, a Sochowicz i dwójka Wojciech Chmielewski/Jakub Kowalewski rywalizowali w Korei Południowej.

- Występu Mateusza nie rozpatruję w kategoriach cudów. Jak wspomniałem, to silny człowiek, który nigdy się nie poddaje. Ale wie też, że wciąż ma pewne ograniczenia i na przykład nie może biegać. Gdyby był bobsleistą, nie mógłby wystąpić w zawodach olimpijskich, gdyż nie dałby rady rozpędzić boba. To samo z narciarstwem biegowym - podkreślił Skowroński.

W "Śnieżnym Smoku", jak nazywany jest tor saneczkowo-skeletonowo-bobslejowy w Yanqing, biało-czerwoni saneczkarze wystąpią we wszystkich konkurencjach. Największe szanse na wysokie miejsce przyznaje się duetowi Chmielewski, Kowalewski i sztafecie.

- Najważniejsze, aby nasza drużyny znów znalazła się w ósemce najlepszych sztafet. To podstawa na kolejne cztery lata, zapewnienie ministerialnego finansowania, spokojne przygotowania! Chłopaki w dwójce "kręcą się" w okolicach dychy, ale jestem pewny, że gdybyśmy mieli większy sztab, to walczyliby o podium! Jestem trenerem, mechanikiem, kierowcą, a gdyby rozdzielić te funkcje, mógłbym spokojnie znacznie więcej pomóc na torze i na jego starcie, a mechanik pomiędzy ślizgami zająłby się zmianami w ustawieniu sanek, jak to robią inne kraje. A kiedy jestem na torze, wtedy nie mogę być na jego "wybiegu". Mam też inne pomysł na zmiany po igrzyskach, chciałbym, aby kadrą zajęli się moi niedawni podopieczni Maciej Kurowski i Natalia Wojtuściszyn, a ja wspierałbym ich w sprawach i technicznych, i sportowych. Decyzję podejmie zarząd PZSSan - zakomunikował trener, który emanuje energią i werwą.

Zabrakło krzesła

Skowroński nie narzekał w Turynie, Vancouver, Soczi i Pjongczangu, a z mieszkania olimpijskiego w pekińskiej wiosce jest też zadowolony.

- Duży, przestronny, czysty pokój i do tego bardzo ładna łazienka. Czego chcieć więcej? Ano, tak, nie ma... krzesła. Chińczycy nie oszczędzali na wyposażeniu naszych "kwater", ale uznali, że wystarczy wygodne łóżko. Takie jak w szpitalu, wszystkie funkcje na pilota, więc można siedzieć, leżeć, mieć nogi wyciągnięte ku górze. Ale mi brakuje krzesła i biurka. Do ściany przykręcona jest półka, mógłbym na niej położyć laptopa, ale na stojąco nie da się pisać - mówił trener.

Polacy, w zależności od harmonogramu, trenują rano lub wieczorem. Zawody odbędą się przy świetle sztucznym, co jest ukłonem w stronę Europy (różnica czasu - 7 godzin).

- Nam nie robi różnicy pora rywalizacji, istotne, aby wynik końcowy był satysfakcjonujący - zakończył.

Zwróciłeś na to uwagę?! O tym elemencie stroju Polaków jest głośno >>
Skradli całe show! Co za stroje sportowców z Timoru >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×