- Pokazałem, że można przejść z wagi półciężkiej do ciężkiej i nadal zwyciężać. Wszedłem na ring z wiarą, że uda mi się wygrać. Myślę, że kibice są zadowoleni. Była wymiana ciosów, a także nokdauny, więc walka mogła się podobać - ocenił Tomasz Adamek.
Czy pojedynek przebiegał tak, jak zakładał obóz "Górala"? - Nad taktyką pracowaliśmy osiem tygodni i okazało się, że była ona dobra. Miałem punktować Gołotę i czekać na odpowiedni moment, by go trafić. Okazja nadarzyła się już w pierwszej rundzie. Nie nastawiałem się, że to będzie tak szybko, ale z drugiej strony nie chciałem boksować asekuracyjnie, bo to nie jest dobra droga do zwycięstwa.
Jaka będzie przyszłość Adamka? - W wadze junior ciężkiej nie mam z kim walczyć, więc prawdopodobnie już do niej nie wrócę. Teraz będę czekać na propozycje kolejnych pojedynków. Mam nadzieję, że zwycięstwo z Gołotą postawi mnie w lepszej sytuacji w negocjacjach, chociaż nie uważam, że po gali w Łodzi doszło do jakiegoś przełomu. Na pewno nie liczę na nagły wzrost popularności i nie zamierzam się zmieniać.
Jak "Góral" zareagowałby na ofertę konfrontacji z którymś z braci Kliczko? - Na to przyjdzie odpowiedni czas. Na razie nie zdecyduję się podjąć tak dużego wyzwania, ale za rok już bym nie odmówił. Jeśli mam walczyć o mistrzostwo świata, to nie mam innego wyjścia i prędzej czy później będę musiał się z nimi zmierzyć.
Adamek zapewnił, że jego ewentualne starcie z Bernardem Hopkinsem, które jeszcze niedawno wywoływało sporo emocji, nie dojdzie do skutku. - O tej walce trzeba zapomnieć. Hopkins nie zgodziłby się boksować w mojej obecnej kategorii, a ja nie zamierzam zbijać kilogramów. Nie po to wakowałem pas IBF, by teraz wracać do niższej wagi.