Marcin Frączak: Amerykanin Jason Robinson, to kolejny rywal, który nie sprostał Krzysztofowi "Diablo" Włodarczykowi w jego karierze na zawodowych ringach. Jak pan ocenia tą walkę?
Andrzej Wasilewski : Był to bardzo ciekawy pojedynek, na światowym poziomie. To walka, w której Krzysiek boksował dużo technicznie. Oczywiście, jak wielu kibiców, myślałem, że może będzie, w którejś z rund liczenie. Po czwartej, czy piątej rundzie zorientowałem się, że Krzysiek całkowicie kontroluje walkę, i nie musi podejmować ryzyka. Nie przyjmował niebezpiecznych ciosów, dobrze się ustawiał. Były to w jakimś stopniu bezpieczne, bokserskie szachy.
Co może pan powiedzieć kibicom w Polsce, dla których jeśli mistrz świata nie wygrywa przez nokaut, to walka nie jest za bardzo atrakcyjna?
- Krzysztof pewnie gdzieś około osiemdziesięciu procent walk wygrał przez nokaut. To jednak już przeszłość. Przez kilka lat pracowaliśmy nad jego psychiką, aby nauczyć go wygrywać też na punkty. Przekonywaliśmy go do tego, aby boksował technicznie. Na tym poziomie nie zawsze da się wygrać przez nokaut, trzeba więc z rundy na rundę wypracowywać sobie przewagę. Uważam, że to jest nasz wszystkich wielki sukces, że Krzysiek potrafi wygrywać też na punkty.
Krzysztof sam zdecydował się na takiego rywala. Przeciwnika takiego, a nie innego wybiera się po to, aby wygrać. Zawsze jednak trzeba zakładać, że coś może nie wypalić. Jak duże było ryzyko, że walka może się potoczyć nie po myśli Włodarczyka?
- Skorzystaliśmy z sytuacji, że mistrz świata może sobie wybrać z pierwszej piętnastki rankingu przeciwnika. Wybraliśmy zawodnika ewidentnie nie najłatwiejszego, ale zależało nam na tym, aby był leworęczny. W pierwszej piętnastce był tylko jeden taki bokser, więc nie mieliśmy zbyt wielkiego pola manewru. Wiedzieliśmy poza tym, że Amerykanin ma o wiele większe umiejętności niż wskazuje na to jego ranking, czy ilość wygranych walk. Uznaliśmy jednak, że pojedynek z leworęcznym zawodnikiem zaprocentuje w przyszłości. Krzysztof musi być przygotowany na wszystko, także na walki z bokserami leworęcznymi.
Czy spodziewał się pan, że Robinson będzie w stanie wytrzymać dwanaście rund?
- Ja nie lubię obstawiać wyników walk. Gdyby jednak ktoś mnie zapytał przed walką, jakie typuję rozstrzygnięcie, to powiedziałbym, że Krzysztof wygra albo na punkty, albo przed czasem, w którejś z końcowych rund.
Pas WBC został w Polsce. Ile pana kosztowała gala w Warszawie?
- Milion, trzysta pięćdziesiąt tysięcy złotych. Gdzieś w tych granicach kształtował się budżet gali.
Przed pierwszą walką w Rzymie, Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka, o mistrzostwo świata z Włochem Giacobbe Fragomenim, powiedział pan, że odbywa się poza granicami Polski, bo nie stać nas jeszcze na tego typu galę. Jednak następne dwie walki o pas mistrzowski WBC, a więc rewanż z Wochem oraz pojedynek z Robinsonem, odbyły się w Polsce. Okazało się, że jednak stać?
- Nie. Naszego rynku nie stać niestety na takie gale. Do gali na Torwarze trochę dołożyliśmy. Przez lata nie wypowiadałem się na tematy finansowe, ale teraz już zacząłem. Pięć najważniejszych walk Krzysztofa Włodarczyka, które odbyły się w Polsce, to były pojedynki deficytowe. Szczerze mówią, bardzo liczymy na to, że rynek trochę się obudzi. Organizując takie wydarzenie jak na Torwarze, wyprzedziliśmy możliwości naszego rynku, marketingu sportowego w Polsce. To jest duży problem, bo w końcu nikt z pustego nie naleje. To była piąta duża walka Krzysztofa, i piąta "dokładka" do organizacji.
Czy w związku z takim, a nie innym rynkiem w Polsce, jest możliwe, że "Diablo" będzie niebawem boksował poza granicami naszego kraju?
- Jesteśmy już zmęczeni ciągłym dokładaniem do gal. Uważamy, że Krzysztof jest zawodnikiem dojrzałym, i bardzo możliwe, że kolejne walki stoczy w innym kraju. Może się tak ułożyć sytuacja.
Wielu bokserów ciągnie do USA. Może więc walki w Chicago, gdzie mieszka dużo Polaków?
- Organizowaliśmy w przeszłości dwie gale w Chicago. Nasi bokserzy też boksowali w Stanach Zjednoczonych przy innych okazjach, i szczerze mówiąc, my się nie upajamy Ameryką. Oczywiście prywatnie Ameryka bardzo mi się podoba. Miami jest wspaniałe, ale trzeba sobie powiedzieć szczerze, że to już nie jest ta Ameryka co kiedyś. Myślę, że dziś w Ameryce jest dużo ciężej się przebić, zarobić dużo większe pieniądze niż w Polsce.
Rozważa pan zatem walki w Niemczech?
- Niemcy i Wielka Brytania, to są obecnie dwa największe rynki, na których można zdecydowanie łatwiej zarobić niż w Stanach Zjednoczonych. Coś, co nas boli w rynku w Polsce, w marketingu, jeśli chodzi o pozyskiwanie pieniędzy na sport, to sytuacja, że niezależnie od tego czy nasi bokserzy walczą o przysłowiowy pasek od spodni czy o poważny pas, to dostajemy takie same pieniądze od sponsorów, od telewizji. To nie jest do końca, jeśli chodzi o rynek logiczne. To jest dziwna sytuacja, ale my nie regulujemy rynku, a rynek nas reguluje.
Walka z Robinsonem, to już przeszłość. Co dalej? Kiedy można się spodziewać kolejnego pojedynku "Diablo"?
- Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest dla nas najlepsze. Czy turniej "Super Six", może Francisco Palacios, a może jakaś unifikacja. Musimy poczekać kilka dni, i potocznie mówiąc odespać tę walkę. Będziemy musieli się przyjrzeć jak duże wywołała ona zainteresowanie zarówno wśród polskich kibiców, a także na świecie i podjąć decyzję. Pewnie pod koniec przyszłego tygodnia usiądziemy do rozmów. Termin i kolejny przeciwnik, to wszystko jest sprawą otwartą. Poważnie musimy się nad kolejnym ruchem zastanowić.
Liderem pana grupy bokserskiej jest Krzysztof "Diablo" Włodarczyk, ale są też i inni. Jaka jest przyszłość przed Rafałem Jackiewiczem, który niedawno przegrał walkę o mistrzostwo świata ze Słoweńcem Janem Zaveckiem?
- Nie znam jeszcze na to pytanie odpowiedzi. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a nie specjalnie nas interesują kolejne walki o mistrzostwo Europy. Z drugiej strony będzie bardzo ciężko doprowadzić Rafała do kolejnej walki o mistrzostwo świata. Ta kategoria wagowa jest po prostu paskudnie mocno obsadzona.