Marcin Frączak: Przed walką podchodził pan z dużym respektem do pięściarza z Meksyku, tymczasem wygrał pan bardzo wysoko. Zaskoczony jest pan aż tak przekonującym zwycięstwem?
Damian Jonak: Mój rywal ponad trzydzieści pojedynków zakończył przez nokaut, więc miałem prawo się go obawiać. Trenerzy jednak bardzo dobrze taktycznie nastawili mnie do walki, a także świetnie przygotowali mnie pod względem kondycyjnym. Ja tylko realizowałem to co mi nakreślili przed walką. Jestem pełen uznania dla sztabu szkoleniowego, że tak dobrze mną pokierował. Choć na pewno trochę błędów też popełniłem. Kilka razy poszedłem zbyt gwałtownie do przodu, ale to dlatego, że lubię walczyć. Poniosła mnie wtedy trochę fantazja.
Tak jak się można było spodziewać, kluczem do sukcesu był lewy prosty. Cruz nie mógł sobie w ogóle z nim poradzić!
- Taktyka opierała się na schodzeniu do lewej strony. Wyprowadzałem jak najczęściej lewy prosty, a prawy sierpowy, jak to się potocznie mówi miał sam wyskoczyć.
W dziesiątej rundzie Meksykanin po jednym z pana ciosów zatrzymał się. Aż prosiło się o nokaut. Czego do tego zabrakło?
- Mój przeciwnik, to typowy twardziel, który się nie poddaje. Było kilka takich sytuacji, w których powinien się pogubić, a sam nie wiem jak nie upadł. Był tak strasznie twardy, że kilka razy się naprawdę zdziwiłem jak mocno trzymał się na nogach. Meksyk, to stolica mojej kategorii, a także niższej. Tam pełno jest utalentowanych bokserów, prawdziwych wojowników, którzy łatwo się nie poddają. To był, tak jak się spodziewałem, trudny przeciwnik, mimo, że wygrałem wysoko na punkty.
Kiedy zorientował się pan, że może pewnie kontrolować pojedynek?
- Już po dwóch rundach zobaczyłem, że jeżeli będę wykonywał zalecenia z narożnika, to walka będzie przebiegała pod moje dyktando. Nie ukrywam, że spodziewałem się trochę trudniejszej przeprawy. Choć musiałem być skoncentrowany do ostatniego gongu. Tacy zawodnicy jak Cruz są zdolni bowiem w każdej chwili wyprowadzić cios, którym mogą zakończyć walkę przez nokaut.
Przed walką obawiał się pan czy da sobie radę ze stylem Meksykanina, który boksuje inaczej niż zawodnicy z Europy. Zupełnie niepotrzebnie!
- W tej walce skrzyżowały się ze sobą lewy prosty, schodzenie na lewą stronę, czyli europejski styl kontra latynoski temperament. Cieszę się, że styl wywodzący się ze Starego Kontynentu triumfował.
To dla pana najcenniejsze zwycięstwo w karierze!
- Tak. Przeciwnik był bardzo dobry. Na ten sukces ciężko zapracowałem. Przygotowywania kosztowały mnie sporo wylanego potu na treningach, ale opłacało się. Mogę być ze swojego występu zadowolony.
Gdy szykował się pan do siódmej rundy, wstał pan z krzesełka z grymasem na twarzy, jakby z oznaką zmęczenia. Potem miał pan jednak wspaniałą końcówkę!
- Walka kosztowała mnie dużo sił, ale wytrzymałem ją kondycyjnie jak należy. Trenerzy Fiodor Łapin i Marek Okroskowicz wykonali dużą pracę. Przygotowali mnie wspaniale do tego pojedynku.
Niebawem wygrana walka z Cruzem, to będzie historia. Co dalej?
- Wierzę, że promotorzy tak mnie poprowadzą, że będę mógł powalczyć w przyszłości o mistrzostwo świata. W mojej kategorii wagowej i w kategorii niższej, jest tak wielu mocnych przeciwników, że którego się nie wybierze, to będzie prezentował wysoki poziom. To duże dla mnie wyzwanie, a zarazem ogromna motywacja do pracy. Wygrałem, ale jestem też świadomy tego, że popełniłem trochę błędów, które trzeba wyeliminować na sali treningowej.
Przed walką był pan klasyfikowany na 25. miejscu w rankingu WBC. Jak panu się wydaje, jak duży skok po tym zwycięstwie może pan zanotować?
- Trudno mi powiedzieć. Pan Andrzej Wasilewski jest tak dobrym promotorem, że jeśli chodzi o ranking, o kolejne walki, to z pewnością mnie poprowadzi tak jak należy.
Czekają pana z pewnością kolejne pojedynki z Latynosami. Myśli pan o mistrzostwie świata, a nie sposób dostać szansę na taką walkę bez kolejnych zwycięstw choćby z Meksykanami!
- Jestem na coś takiego przygotowany. Latynosi, to trudni przeciwnicy, ale pojedynki z nimi kształtują charakter boksera. Na pewno uczą zdyscyplinowania w taktyce i konsekwencji w działaniu.
Do hali Arena Legionowo przyjechało ze Śląska kilkudziesięciu górników, ubranych w regionalne stroje, którzy mocno pana dopingowali. Kim oni dla pana są?
- To moi przyjaciele. Jestem z nimi bardzo mocno związany. Dziękuję im, za doping, za to że przyjechali.