- Tradycyjny trzytygodniowy obóz, w którym bardzo duży nacisk stawiamy na wytrzymałość ogólną w postaci nart biegowych. Trenujemy na nich pięć razy w tygodniu po dwie godziny. Robimy średnio 30 kilometrów. Rekord trasy to 37. To dużo nawet jak dla narciarzy biegowych, a co dopiero dla nas. Naprawdę spora robota. Jeździmy bez przerwy, bez względu na ukształtowanie terenu. Polana Jakuszycka to jedno z najlepszych na świecie miejsc do takiego treningu biegowego - wyjaśnia wioślarz.
Co robią zawodnicy, gdy nie trenują? - Prowadzimy nudne życie obozowe. Trzy godziny treningu razem z dojazdem na polanę, krótka przerwa na obiad i po południu kolejny trening, który jest ciężki. 2-2,5 godziny siłowni i ergometru wioślarskiego daje wycisk. Po nim to zwykle regeneracja. Pozycja horyzontalna. Poza tym czytam i piszę, bo mam ze sobą pracę z uczelni. Środowe i niedzielne popołudnie to jedyna okazja, kiedy możemy pójść do centrum i napić się kawy. Po kolacji nie ma uciech i spotkań w grupach, więc zwykle śledziliśmy naszych kolegów piłkarzy ręcznych. Razem lecieliśmy samolotem do Pekinu na igrzyska. Zaprzyjaźniliśmy się podczas 11-godzinnego lotu. Teraz ciężko się ich oglądało, bardzo przeżywaliśmy. To świetna i widowiskowa dyscyplina, ale wystartowali poniżej naszych i przede wszystkim swoich oczekiwań - przyznał.
Źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin