Rugby to sposób na życie - rozmowa z Tomaszem Putrą, trenerem reprezentacji Polski

Kiedy objął reprezentację, polskie rugby tkwiło w głębokim kryzysie. Dzięki swoim francuskim koneksjom namówił na grę w kadrze kilkunastu Francuzów polskiego pochodzenia. Tomasz Putra, trener reprezentacji rugbistów jest ze swojego eksperymentu bardzo zadowolony i obiecuje ostrą walkę w eliminacjach do finału Pucharu Świata 2011. O celach swojej drużyny, atmosferze na zgrupowaniach i francuskiej "legii cudzoziemskiej" szkoleniowiec opowiedział nam podczas rozmowy przeprowadzonej tuż przed wyjazdem na sobotni mecz eliminacyjny z Czechami.

Wojciech Potocki
Wojciech Potocki

Wojciech Potocki: Skończyliście zgrupowanie i już w sobotę, w Ostrawie zagracie z Czechami. Widzi pan szanse na zwycięstwo ?

Tomasz Putra: Oczywiście, że tak. Przegraliśmy pechowo, jednym punktem, pierwszy mecz z Ukrainą, ale to dopiero początek eliminacji Pucharu Świata 2011. W naszej dywizji gra także Mołdawia, Belgia, no i Czesi. Poziom jest bardzo wyrównany, ale do Ostrawy jedziemy po zwycięstwo.

Ma pan sposób na czeski młyn?

- Dobrze, że o tym mówimy. Czesi, podobnie jak my, wzmocnili zespól graczami z Francji, tyle, że grają oni tylko w formacji młyna. Nasi "legioniści" wystąpią w młynie i w ataku. Dlatego uważam, że będziemy mieć przewagę w przedniej formacji. Postaramy się to wykorzystać.

Udział w finałach Pucharu Świata to na razie odległa przyszłość. Jaką drogę trzeba przebyć, by się tam znaleźć?

- To rzeczywiście dość skomplikowany system. W skrócie wygląda tak, że musimy wygrać naszą dywizję, by potem zagrać z trzecim zespołem dywizji A. Potem rozpoczną się eliminacje międzykontynentalne. Jesteśmy w koszyku z zespołami półkuli południowej. W sumie o osiem miejsc walczy aż 83 kraje. Gwarancję startu w finałach ma tylko elita, czyli 12 najlepszych drużyn świata.

Trzon naszej reprezentacji tworzą zawodowi gracze z Francji. Skąd ten pomysł?

- Kiedy dwa lata temu objąłem stanowisko trenera reprezentacji okazało się, że nasza liga gra mniej więcej na poziome francuskiej Federal 2, czyli mówiąc wprost, czwartej ligi. Trudno więc było marzyć o skoku w górę światowych rankingów. Skorzystałem z moich francuskich znajomości i zaprosiłem zawodników polskiego pochodzenia, którzy grają w zawodowych klubach.

To są Polacy? Niektórzy, jak na przykład Stanislas Krzesinski, nie mówią nawet słowa po polsku.

- Nie muszą, ważne, że mają w żyłach polską krew. Przepisy powiadają, że w reprezentacji kraju mogą grać ci, którzy potrafią udowodnić, że ich przodkowie w drugim pokoleniu byli Polakami. Najważniejsza jest jednak ich chęć gry dla swojej drugiej ojczyzny. Wspomniany Krzesinski miał na przykład polską babcię, a na początku twierdził, że przyjechał dla mnie. Teraz mówi już, że w Polsce podoba mu się bardziej niż we Francji. Inni też czują się tu znakomicie.

A rodowici Polacy? Na razie są w mniejszości.

- Ale przy zawodowcach robią bardzo szybkie postępy, bo nareszcie mają się od kogo uczyć. Zawsze lepiej gdy ma się dobre wzory. Przy swoich kolegach z Francji, nasi zupełnie się zmienili. Zaczęli traktować rugby bardzo profesjonalnie, zmienili diametralnie zachowanie przed meczem, zwracają uwagę na żywienie no i skończyły się te legendarne "trzecie części meczów", organizowane po zawodach. Zresztą my mamy znakomitych zawodników tylko, że są to na razie jednostki. W rugby musi grać dobrze rozumiejąca się drużyna, bo to jeden z najbardziej zespołowych sportów.

W jaki sposób integruje pan zespół? To chyba niełatwe zadanie.

- To bardzo ważna rzecz. I nie tylko dlatego, że Francuzi i Polacy wychowali się w trochę innych kulturach. W drużynie mam wiele różnych charakterów, a do tego dochodzą jeszcze kompletnie różne warunki fizyczne. Są grubi, chodzi, wysocy, niscy, jednym słowem ogromny garnek produktów, z którego musisz ugotować smaczne danie. Bardzo pomaga w tym socjologia i jej metody integrujące grupę. Tu nie chodzi tylko o zgranie na boisku. Bardzo ważne jest poczucie wspólnoty czy bycie razem z grupą. Rugby to nie tylko sam mecz, ale sposób na życie.

Były jakieś ostrzejsze nieporozumienia? Rugbiści to ludzie dość porywczy. Nie zdarzyło się, że Polak miał pretensje do Francuza, albo odwrotnie?

- Z boku może się wydawać, że rugby wyzwala agresję i jest sportem bardzo brutalnym. To tylko pozory. W rzeczywistości jest to dyscyplina bardzo "correkt", żeby użyć angielskiego słowa. (śmiech) Zaręczam, że nie ma żadnych niesnasek między zawodnikami, ani na boisku, ani poza nim.

Jaki język obowiązuje w kadrze?

- Na boisku zawodnikom wystarczy czasami gest ręki, spojrzenie, a w ostateczności jakiś okrzyk. To po prostu kod, który wszyscy znają. Podczas treningów z jednymi dogaduję się po polsku, a z drugimi po francusku. Czasami zdarza się, że do Polaków przez pomyłkę powiem kila słów po francusku, albo odwrotnie. (śmiech)

Myśli pan o zaproszeniu do reprezentacji graczy z polskimi korzeniami z innych krajów, które plasują się w czołówce tej dyscypliny?

- Rzecz nie polega na tym, by w reprezentacji grali wyłącznie zagraniczni zawodnicy. Muszą być w niej także Polacy. Nie ukrywam jednak, że mamy kontakt z siedmioma graczami o polskim rodowodzie, którzy grają w Wielkiej Brytanii. Jest też dwóch Australijczyków, a kolejni dwaj występują w RPA.

A jak to wygląda od strony finansowej? Przecież oni nie dokładają do tego interesu.

- A właśnie, że dokładają. Przyjeżdżają, bo chcą grać dla Polski, a drużynę narodową traktują prawie jak rodzinę. Dla nich być w takiej grupie i założyć biało czerwony strój, znaczy często dużo więcej niż to wydaje się nam - Polakom. Są bardzo dumni z tego, że mogą reprezentować kraj swoich przodków i uważają to za fantastyczną sprawę.

Czy to jednak nie jest tak, że oni są za słabi, by grać w reprezentacji Francji?

- Być może tak jest, ale to nie zmienia faktu, że są nam potrzebni. Zresztą w obecnej reprezentacji Francji gra czerech zawodników mających polskie korzenie.

Zagrają kiedyś w polskich barwach?

- Niestety oni już nie mogą.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×