Michalczewski: Kiedyś komuna dawała na sport, teraz już nikt

Dariusz Michalczewski za kilka tygodni wróci na ring, by zmierzyć się ze Svenem Ottke. Przez trzy lata nieobecności Tygrys nie rozstał się jednak z boksem, pomagał młodym ludziom poprzez założoną przez siebie fundację. - Trzeba im pomagać - wyjaśnia w wywiadzie dla "Gazety Wrocławskiej".

Łukasz Czechowski
Łukasz Czechowski

- Kiedyś komuna dawała na sport, teraz już nikt. Nie chcę, żeby te dzieciaki z nudów stawały się kryminalistami. One złe się nie rodzą, tylko trzeba się nimi zaopiekować - mówi Michalczewski. - A przecież te łobuzy są do boksu najlepsze. Im m.in. trzeba pomóc, chłopakom z biedniejszych rodzin. Dostają 500 zł miesięcznie, ale nic za darmo. Mamy nad nimi kontrolę poprzez trenerów, opiekunów, szkoły. Oni wiedzą, że jak im palma odbije, to kasa przestanie wpływać. Ja łatwo nie miałem, ale też trafiłem w życiu na świetnych ludzi. Pierwszy trener, Ryszard Broniś, płacił mi z własnych pieniędzy. Dzięki temu przetrwałem.

- Pokazuję, że jest możliwość pomocy innym, tak troszkę dla idei. PZB przeznacza pieniądze na spotkania trenerów, arbitrów, płacić trzeba też sędziemu, który waży. K..., to jest też potrzebne, ale wszystko musi być przemyślane. Bo przez takie ruchy budżet się kurczy. Kiedyś na mecz Polska - Niemcy jeździło czternastu działaczy i dziesięciu zawodników. Widzę, że wiele się dziś nie zmieniło - narzeka były mistrz świata.
Więcej w "Gazecie Wrocławskiej".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×