Nikołaj Wałujew obronił mistrzostwo świata WBA w wadze ciężkiej

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Nikołaj Wałujew nadal mistrzem świata federacji WBA w wadze ciężkiej. Rosjanin obronił tytuł w starciu z Evanderem Holyfieldem i triumfował na punkty po niejednogłośnej decyzji sędziów. Werdykt wzbudził jednak ogromne kontrowersje, bowiem 46-letni Amerykanin pozostawił po sobie zdecydowanie lepsze wrażenie niż wyjątkowo ociężała tego wieczoru "Bestia ze Wschodu".

W tym artykule dowiesz się o:

Pojedynek rozpoczął się dość zaskakująco. Ci, którzy liczyli na wymianę ciosów, mogli czuć się zawiedzeni. Evander Holyfield zachowywał spory dystans od rywala i nie wdawał się w niepotrzebne przepychanki. Wyprowadzał ciosy z rzadka, ale skutecznie, ponadto całkowicie zniwelował atut Rosjanina w postaci ogromnego zasięgu ramion.

Przez kilka rund "Bestia ze Wschodu" była kompletnie zdezorientowana. Nikołaj Wałujew przyjmował warunki dyktowane przez znakomicie zorganizowanego pod względem taktycznym Amerykanina. Taki stan rzeczy był dość nużący, bowiem Holyfield skupił się na konsekwentnym gromadzeniu punktów i zadawał średnio jeden lub dwa ciosy na rundę.

Tempo walki stało się szybsze dopiero w siódmym starciu, w którym Rosjanin przeprowadził pierwszy udany atak. Był to soczysty prawy sierpowy. To wystarczyło, by nieco poskromić czarnoskórego pięściarza. Publiczność zgromadzona na gali w Zurychu ożywiła się jednak dopiero w ósmej odsłonie, gdy po raz pierwszy doszło do wymiany ciosów. Trwała ona krótko, ale wyraźnie zdynamizowała pojedynek toczony do tej pory w jednostajnym tempie.

W kolejnych rundach Wałujew szukał możliwości osiągnięcia przewagi i nie był już tak pasywny jak na początku walki. Holyfield nie był jednak łatwym celem. Nieustannie znajdował się w ruchu, utrzymywał sporą odległość od "Bestii ze Wschodu", co sprawiało, że niezwykle trudno było go trafić. Większość prób Rosjanina przecinała powietrze.

Postawa Wałujewa mogła dziwić, wszak jest on o jedenaście lat młodszy od czarnoskórego pięściarza z USA. Mimo to obrońca tytułu poruszał się po ringu ociężale i nie imponował nadmierną błyskotliwością w swoich poczynaniach.

Taki stan rzeczy trwał do końca walki, dlatego obserwatorzy byli przekonani, że mistrz świata WBA zostanie zdetronizowany. W boksie decyzje sędziów nader często jednak bywają zaskakujące i tak też było podczas gali w Zurychu. Jeden z arbitrów orzekł remis (114:114), natomiast pozostali punktowali na korzyść Wałujewa (116:112 i 115:114).

Szwajcarska publiczność skwitowała takie rozstrzygnięcie ogromną porcją gwizdów, lecz nietrudno się temu dziwić. "Bestia ze Wschodu" nie zapracowała na zwycięstwo. Przez większą część walki Rosjanin był całkowicie bierny i nie wyprowadzał ciosów. Przewaga 46-letniego pięściarza z USA nie była miażdżąca, ale jednak wyraźna, a przede wszystkim podparta wieloma udanymi atakami.

Wałujew odniósł w Zurychu 50. zwycięstwo w zawodowej karierze i zachował mistrzowski pas federacji WBA. Holyfield doznał natomiast 10. porażki, ponadto zszedł z ringu pokonany po raz drugi z rzędu. Ponad rok temu musiał także uznać wyższość Sultana Ibragimova.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)