Życie po zejściu z boiska, czyli nierówny mecz piłkarzy z pieniędzmi

Można czasami odnieść wrażenie, że przelać piłkarzowi duże pieniądze to jak wręczyć małpie Kałasznikowa. Z tą różnicą, że futboliści tworzą zagrożenie akurat dla samych siebie.

Żeby spisać na papierze wszystkie patologiczne przypadki przegranych fortun, trzeba by było wyciąć chyba cały las równikowy. Dlatego dla przeciwwagi - przy okazji Euro 2016 - pora na kilka zdań o tych, którym akurat oleju w głowie nie brakowało. Zamiast się ciągle śmiać, pogratulujmy.

Mecz Belgia - Włochy. Przebieg dobrze znacie, bo trąbi o tym cały świat. Skazani na pożarcie, bez atutów z przodu, ze starymi dziadami z tyłu (choć wiadomo - niewiarygodnie jakościowymi, jeżeli chodzi o bramkę i obronę) mieli przyjąć kilka ciosów i zejść ze wstydem do szatni stadionu w Lyonie. Tymczasem, "Squadra Azzurra" nie była zamroczona ani przez moment i wygrała pewnie 2:0. Stało się tak m.in. za sprawą Giorgio Chielliniego, który emanował stoickim spokojem. Bo chłop umie po prostu przewidywać - nie tylko ustawienie rywala, ale przyszłość. Własną roztropnością i edukacją zapewnił sobie przed laty status jednego z najinteligentniejszych.

Do dziś wciąż niewielkie grono osób zdaje sobie sprawę, że absolutna podpora Juventusu - człowiek, który będzie śmiało już wkrótce nazywany legendą klubu - ukończył Wydział Ekonomii i Handlu Uniwersytetu Turyńskiego. Lubił matematykę, intrygowały go pieniądze. Idealny wybór, jeżeli nie wiesz co zrobić z podstawą kontraktową w wysokości 3,5 miliona euro... Przykład na to, że nie każdy piłkarz musi kończyć wykolejony rozkładając ręce. W wielu krajach Europy emerytowani zawodnicy po występach w telewizji proszą o przelew na konto żony, bo na prywatnych dawno dopadła ich horda komorników.

Przykład Chielliniego daje do myślenia z wielu powodów. Polscy piłkarze dawali do zrozumienia, że nie mają czasu nawet na poćwiczenie rzutów wolnych (pamiętacie choćby Łukasika?) po treningu z pierwszym zespołem. Chiellini wyśmiewał zawsze informacje o zapchanym grafiku - do wszystkich egzaminów przystępował w terminie. I zdawał, mimo że wykładowcy byli kibicami... Torino. Budżet klubu sportowego na przykładzie Juventusu - tak brzmiała jego ostatnia praca na uczelni. 25-stronnicowa analiza, za którą otrzymał 109 punktów. Na 110 możliwych! Obrona poza boiskiem jak i na boisku - na piątkę z plusem.

31-latek to niestety przedstawiciel jednej grupy w dzisiejszym futbolu, bo jest oczywiście druga strona tej piłki. Gdyby nie fatalna postawa Manchesteru United (także wywołana bałaganem w głowie małolatów), naprzeciw Giorgio i jego Juventusowi mógłby w przyszłym sezonie stanąć do walki w Lidze Mistrzów Memphis Depay. Holender to jednak idealny przykład, jak duże pieniądze mogą skomplikować życie piłkarza.

Louis van Gaal, który mocno o Memphisa zabiegał i sprowadził do klubu jako potencjalną gwiazdę na lata w United, szybko zniechęcił się postawą chłopaka i posadził na dobre na ławce. Depay niewiele sobie z tego robił, bo pomimo zaleceń Ryana Giggsa, asystenta van Gaala, by nie wychylać się poza boiskiem, kiedy nie ma się wiele do zaoferowania na nim, przyjeżdżał do ośrodka treningowego w Carrington samochodami zwalającymi z nóg. Na czele z Bentleyem wartym pół miliona funtów. Ostrzeżeń nie tylko nie słuchał, ale jeszcze pozostawał przeświadczony o swojej pozycji w światowej piłce. Kiedy czmychnął na zgrupowanie reprezentacji Holandii, wyjaśniał Robinowi van Persiemu (obecnie Fenerbahce, wcześniej Manchester United właśnie), że on jest teraz gwiazdą byłej ekipy swojego rodaka. Oczywiście nie były to zwykłe przechwałki, bo ten piłkarski trash-talk nie nadawał się wedle relacji świadków do zacytowania i doszło tam nawet do rękoczynów.

Wciąż dalekie to od patologii lat dziewięćdziesiątych i przełomu nowego milenium. Tam dopiero mieliśmy ananasów. Australijski bramkarz Mark Bosnich wydawał większość tygodniówki na kokainę w czasach gry w Chelsea. W zasadzie to... upiera się, że na kokainę, bo ma tak wielkie dziury w głowie, że nie pamięta innych zakupów. W Chelsea (jeszcze przed erą Abramowicza) pożegnał się z zarobkami rzędu 45 tysięcy funtów tygodniowo i został zawieszony na 9 miesięcy - bo oczywiście wpadł na kontroli antydopingowej.

Jeżeli chcecie jeszcze poczytać o Chelsea - proszę bardzo. Adrian Mutu niedawno skończył karierę i chociaż uśmiech nie znika mu z twarzy na Instagramie - wciąż ma nad sobą ciemne chmury. Za czasów gry na Stamford Bridge również w jego organizmie wykryto kokainę, a po odejściu Rumuna... Chelsea zażądała od niego 17 milionów funtów zadośćuczynienia (bo drogi transfer, bo wysoka tygodniówka, bo podatki - "The Blues" mieli twarde argumenty). Mutu składa apelację za apelacją i cudem wciąż może bawić się w najdroższych kurortach świata. Ponoć dotknięty jednak całą tą szamotaniną z londyńskim klubem przed rokiem zaoferował, że jest gotów adoptować chińskie dziecko, które utknęło w rurze kanalizacyjnej. Bo niby zmądrzał.

Swego czasu Paul Merson (obecnie analityk Sky Sports, a w przeszłości m.in. gwiazda Arsenalu) przegrał dom warty 300 tysięcy funtów. Przez hazard sam zamiótł się pod dywan i wycedził w 2008 roku w rozmowie z mediami: "Jestem wykolejeńcem". Wrócił co prawda do żywych, odkręcił się po kilku odwykach i przynajmniej ma coś ciekawego do powiedzenia. Ale pieniędzy przegranej na rulecie nikt mu nie zwróci.

Na naszym podwórku przede wszystkim do głowy przychodzi Andrzej Iwan i jego hazardowe problemy. Sprawa, o której nad Wisłą powiedziano już wszystko, a dodatkowo spisano w książce "Spalony". Kiedyś jeden z największych talentów naszej piłki przegrał z własnymi słabościami. Dziś - co też oddaje znak czasów - ponad 30 lat później piłkarze otoczeni doradcami interpretują rzeczywistość trochę inaczej. Oczywiście, na przypadki typu Depay wpłynąć o wiele trudniej, ale wielu piłkarzy młodszego pokolenia - przy większych zarobkach osiąganych w obecnej piłce - stara się uczyć na doświadczeniach futbolowych przodków. Nawet w trudnym momencie udaje im się nie wdepnąć w bagno, dzięki życzliwym lub po prostu wykwalifikowanym ludziom.

I tu właśnie pojawiają się dobre wiadomości, bo jest na tej liście Polak! Grzegorz Krychowiak, stawiany za wzór profesjonalizmu na boisku i na treningu, postanowił podjąć inny rodzaj treningu i nauczyć się inwestowania. Krok po kroku, tak jak każda inna osoba w naszym kraju. Podpora naszej kadry związała się z firmą XTB - domem maklerskim, który podjął się wyzwania jego wyszkolenia i nauczenia ekonomii człowieka, który chce uniknąć tego, co stało się z kolegami po fachu grającymi kiedyś na wysokim poziomie, a nie mogącymi wykazać tego na rachunkach bankowych dzisiaj. "Krycha" ma tym samym nauczyć się rozsądnego zarządzania środkami, które generuje na reklamach, kontrakcie z Pumą, grze w Sevilli i reprezentacji. To nowatorska idea, ale dająca nadzieję i pewność - swego rodzaju poduszkę ochronną. Nie mówimy od razu, że Krychowiak wyrośnie na głowę, która za chwile zostanie choćby ministrem energetyki jak Kachaber Kaładze w Gruzji, ale pozostaje przyklasnąć. W życiu jak na boisku - lepiej być krok do przodu. Ciekawi, co jeszcze skłoniło Grześka do nauki inwestowania? Wiele wyjaśnią wam informacje pod tym linkiem - http://bit.ly/1UgcfqZ.

Wiele mówiło się też o Mathieu Flaminim - Francuz od Krychowiaka jest gorszy piłkarsko, ale na razie Polak może oglądać się z zazdrością na konto gracza Arsenalu. Tyle, że to akurat historia nie do uwierzenia i chyba - mimo wszystko - nie do powtórzenia. Francuz razem ze swoim wspólnikiem, Pasquale Granatą, założył spółkę o nazwie GF Biochemicals. Przez 7 lat firma prowadziła badania nad kwasem lewulinowym, obecnie zatrudnia 80 osób w samym laboratorium w Casercie we Włoszech, w sumie pracuje dla niej kolejnych kilkaset na całym świecie. Dziś przedsięwzięcie pracuje nad wejściem na rynek, z którego będzie można wyjąć ponad 20 miliardów funtów. Tak, miliardów...

Specjaliści twierdzą, że to nie wykształcenie decyduje o tym, czy ktoś jest mądry czy głupi (a wiadomo, że przy topniejących majątkach wielu sław decydowała właśnie głupota). "Młodym ludziom zdaje się, ze pieniądze są najważniejszą rzeczą w życiu. Gdy się zestarzeją - są już tego pewni" - tak pisał z kolei Oscar Wilde. To nie do końca prawda, powiedzą inni, bo ważna jest przede wszystkim rodzina, ale… ta bez pieniędzy często niestety też się rozpada. Może więc bliższa polskiemu ciału będzie dewiza tytułowa klasyka polskich komedii, że "pieniądze to nie wszystko" - trzeba je jeszcze dobrze zainwestować.

Komentarze (1)
avatar
Marek Szlachcic
12.07.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
no widać, że i polski piłkarz został doceniony przez xtb, bo co tu dużo gadać temat nie jest łatwy.