Michał Gałęzewski: W meczu z Posnanią chyba mogliście sobie tylko wymarzyć taki początek spotkania. Do przerwy prowadziliście już 19:0...
Janusz Urbanowicz: Tak i to ułożyło zawody. Wcale nie mieliśmy takiej przewagi z gry, a było 19:0 do przerwy. Ważne jest to, że taktyka, która miała być - przeniesienie piłki nogą na połowę przeciwnika - się powiodła i wszystkie możliwe akcje do wykorzystania kończyły się naszymi punktami.
Dobrze też graliście w obronie. Wielokrotnie wydawało się, że zawodnicy z Poznania zdobędą punkty, ale im to uniemożliwialiście.
- Nie do końca się udawało bo myślę, że można było to zrobić jeszcze lepiej. W końcówce dwukrotnie nam przyłożyli i nastąpiło rozprężenie, które nie powinno mieć miejsca. Powinniśmy ten mecz wygrać wyżej.
Mimo zwycięstwa pańscy zawodnicy nie byli do końca zadowoleni...
- Cieszy mnie to, że moi zawodnicy nie są zadowoleni ze swojej gry, a wygrali za pięć oczek. To jest najprzyjemniejsze dla trenera, jak zespół wygrywa za maksymalną ilość punktów, a zawodnicy czują niedosyt. To mnie bardo cieszy i myślę, że zaprocentuje w przyszłości.
W tym spotkaniu zagrało kilku nowych graczy. Jak ich pan ocenia?
- Przede wszystkim Kuba Jasiński zrobił niesamowitą czarną robotę. Wykonał znakomicie wszystkie założenia. Jeśli chodzi o Rafała Wojcieszaka, to jest to zawodnik, który podnosi piłkę i angażuje przeciwnika, dzięki czemu inni mają miejsce. Konrad Pisarek ma niesamowity potencjał, jeśli chodzi o skrzydło. W meczu z Posnanią nie miał za dużo piłek, ale przy 3-4 piłkach, które miał pokazał, że jest dobrym zawodnikiem motorycznie, jest szybki i potrafi uciec przeciwnikowi. Drużyna go jednak nie wykorzystała do końca.
Mecz z Posnanią był bardzo ważny...
- Tak, bardzo się obawiałem tego meczu. Dochodziły słuchy, że Posnania też chce grać o medale. Chciałem ten mecz po prostu wygrać, a jestem bardzo spełniony, jeśli chodzi o pięć punktów. Jest to dla mnie najważniejsze. Kompletną analizę spotkania mogę zrobić jednak dopiero po obejrzeniu zapisu video z tego spotkania.
Jak tak bardzo dobrze weszliście w ten mecz, a Posnania walczy o medale, to znaczy że Lechia walczy tylko o złoto?
- Przede wszystkim sportowiec musi stawiać przed sobą najwyższe cele. Każdy medal nas zadowoli, ale tak naprawdę chcielibyśmy zdobyć złoto. Jest to naszym pragnieniem i wszystko podporządkujemy temu, aby tak się stało. To jest jednak tylko sport. Dziś był taki mecz, kiedy indziej może być inny. Przede wszystkim graliśmy u siebie i wykorzystując atut własnego boiska wygraliśmy za pięć punktów.
Macie chyba coraz lepsze warunki do uprawiania rugby...
- Oczywiście, że tak. Wszystko się zmienia. Zmieniają się warunki życiowe nas, jako ludzi, zmieniają się warunki treningowe dla zawodników. Jest ogólny kryzys, który powoduje, że są utrudnienia, jednak rugby się rozwija i idzie w dobrym kierunku. W przyszłości wszystko będzie dobrze wyglądało.
Nie żałuje pan, że się pan urodził kilka lat za wcześnie, aby uprawiać ten sport w Gdańsku?
- Nie, wcale tak nie twierdzę. Nie żałuję tego, że urodziłem się wcześniej. Moje najpiękniejsze lata były w Lechii, grałem w Lechii, teraz jestem tutaj trenerem. Jak już będę na emeryturze mając 70 lat mam takie marzenie, aby móc tym zawodnikom otwierać szatnię.
Może być pan chyba zadowolony z postawy swojego syna. W końcu Maciej Urbanowicz był w tym sezonie czołowym hokeistą Stoczniowca i całej ligi...
- To nie miejsce, ani pora na określanie tego, czy jestem zadowolony, czy nie z jego postawy. Ja jako trener sportowy uważam, że stać go na więcej. Ogólnie można powiedzieć, że się spełnił, ale jeżeli będzie dalej nad sobą pracował, to wszystko zaprocentuje w przyszłości.
Czekają was teraz bardzo ważne i prestiżowe spotkania. W końcu najpierw jedziecie do Krakowa, a potem macie mecz z Arką u siebie...
- Oczywiście. Teraz są bardzo trudne zawody w Krakowie. Jest to zespół grający trochę inne rugby niż Posnania. Są oni mocni fizycznie, jest tam grząskie boisko. Trzeba się przygotować do tego meczu, wyleczyć rany po meczu z Posnanią i myśleć o zwycięstwie w Krakowie.