Wszystko zaczęło się podczas mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym, w lutym 2019, w Seefeld. Wtedy policja weszła do jednego z pokoi hotelowych i przyłapała na gorącym uczynku Maksa Hauke. Przyłapała na przetaczaniu krwi, co jest oczywiście zabronione. Świat natychmiast obiegła fotografia sportowca siedzącego na łóżku i podpiętego do kroplówki (TUTAJ znajdziesz to zdjęcie >>).
Jak to zwykle bywa w takich sprawach, ten incydent był tylko wierzchołkiem góry lodowej. Śledczy bardzo szybko ustalili, że doktor Mark Schmidt stworzył sieć sportowców z różnych krajów, którym aplikował niedozwolone środki (głownie specjalizował się w EPO). Prowadził dla nich specjalne programy dopingowe.
Na liście znaleźli się nie tylko biegacze narciarscy (jak Hauke), ale również kolarze (m.in. Stefan Denifl, który przez dosłownie kilka tygodni był kolarzem ekipy CCC Team). Śledczy udokumentowali współpracę z 23 sportowcami i łącznie 208 incydentów dopingowych.
ZOBACZ WIDEO: US Open. Wojciech Fibak o dyskwalifikacji Novaka Djokovicia: To mogą być historyczne konsekwencje dla tenisa
Schmidt spotykał się ze swoimi klientami w pokojach hotelowych, wynajmowanych mieszkaniach, ale nawet fast-foodach czy stacjach benzynowych przy autostradach. To właśnie w tych miejscach upuszczał krew (stąd nazwa "Operation Aderlass", czyli tłumacząc na język polski "Operacja upuszczania krwi") lub podawał EPO.
Lekarz został aresztowany 27 lutego 2019 roku i do teraz przebywa w areszcie, najpierw w Monachium, a teraz w Hof. To już 1,5 roku życia w odosobnieniu. Prokuratura żąda 10 lat więzienia dla Schmidta. Specjaliści są jednak sceptyczni, uważają, że Schmidt uniknie tak srogiej kary.
16 września przed sądem okręgowym w Monachium rozpoczął się proces. Schmidt został przywieziony prosto z aresztu, wyglądał na pewnego siebie, nie unikał fotoreporterów.