Krzysztof Wiłkomirski to brązowy medalista świata i Europy. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym Onet" podkreśla, że od dawna wiedział o nieuczciwych działaniach Warszawsko-Mazowieckiego Związku Judo. W ostatnich miesiącach udało mu się jednak zdobyć dowody, które to potwierdzają.
Głównym celem związku było wyprowadzanie publicznych pieniędzy. Jest jednak grono osób, które przymyka oko na wszystkie przekręty.
- Mówię to, do czego jestem w 100 procentach przekonany i mam dowody. Tak jest teraz, bo jestem pewny swego. Tylko od razu sprostuję - nie zarzucam malwersacji całemu związkowi, bo to nie tak, że wszyscy tam są nieuczciwi. Chodzi mi o kilka osób, które opiekowały się kadrami - powiedział Wiłkomirski.
- I to one fałszowały dokumenty, podrabiały podpisy, kserowały kolorowe listy i rozliczały akcje szkoleniowe, o których nikt wcześniej nie słyszał. To lista oskarżeń, które są wstydem dla mojej dyscypliny. I chodzi tutaj o pieniądze, które pochodzą z Ministerstwa Sportu, a przechodzą przez Unię Związków Sportowych Warszawy i Mazowsza. Powinny trafiać na szkolenie, a nie do prywatnych kieszeni - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Odważna kreacja Ewy Brodnickiej. "Szalejesz"
Wiłkomirski oszacował, że może chodzić o kwotę kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie, a tymczasem cały proceder ma mieć miejsce już od co najmniej kilku lat.
Wymowne są także słowa o tym, że problemem jest fakt, iż nie chodzi o wiarygodność judo na Mazowszu, lecz w całym kraju. 42-latek twierdzi, że jest w stanie wskazać cztery osoby zamieszane w afery, gdzie każda z nich jest mocno związana z Polskim Związkiem Judo.
Być może dlatego w Ministerstwo Sportu podjęło decyzję nie tylko o rozpoczęciu kontroli w Unii Związków Sportowych Warszawy i Mazowsza, ale również w Polskim Związku Judo. Taką informację przekazała wiceminister sportu Anna Krupka.
Czytaj także:
Pół tuzina goli w sparingu Rakowa Częstochowa. Emocje do ostatniego gwizdka