Psychika jest kluczem - rozmowa z Paulą Gorycką

To był zdecydowanie najlepszy sezon w karierze - tak starty w 2012 roku podsumowała Paula Gorycka. Dla pochodzącej z Suchej Beskidzkiej zawodniczki to było także pożegnanie z kategorią młodzieżową.

Maciej Krzyśków
Maciej Krzyśków

Maciej Krzyśków: Przed startem tego sezonu wyniki, które osiągnęłaś wzięłabyś w ciemno?

Paula Gorycka: Przed tym sezonem założyliśmy z trenerem Andrzejem Piątkiem, że celujemy w medale mistrzostw Europy i świata oraz walczymy o wyjazd na igrzyska. Wszystkie cele udało się zrealizować, do tego doszło jeszcze m.in. mistrzostwo Polski w elicie. Szkoda, że nie usłyszałam Mazurka Dąbrowskiego, ale mam nadzieję, że kiedyś i na to przyjdzie czas. Zdecydowanie to był mój najlepszy sezon, więc tak - wyniki wzięłabym w ciemno.

Ile trzeba było przejechać kilometrów, żeby to osiągnąć?

- Na rowerze górskim 6000km, a na szosowym 5000km.

Czy po którychś z zawodów na mecie, albo dopiero po jakimś czasie
przyszła refleksja, że mogłaś pojechać lepiej, coś poprawić?

- Zwykle tak jest, że jak nie wygrywasz, to potem myślisz o wyścigu, przygotowaniach przed nim i zastanawiasz się czy można było zrobić coś lepiej. Na pewno takie myśli miałam po mistrzostwach Europy i świata, bo tam moje straty do zwyciężczyni były sekundowe. Takie rozmyślania nie mogły już niczego zmienić w rezultatach, więc starałam się po prostu cieszyć wynikami. Ważne, żeby wyciągnąć wnioski i wykorzystać je w przyszłości.

Która trasa z zawodów w 2012 była według ciebie najtrudniejsza. Wiem,
że na pewno nie ta z igrzysk

- Bardzo wymagająca fizycznie i technicznie była trasa Pucharu Świata we francuskim La Bresse. Fizycznie ciężkie były też trasy w Houffalize i Kielcach. A najciekawsze według mnie były trasy Pucharów Świata w Pietermaritzburgu (RPA) i czeskim Novym Meście.

Co oznacza słowo najciekawsza według Pauli Goryckiej?

- Urozmaicona. Trasy zawierały elementy techniczne naturalnie, czyli korzenie i sztuczne, gdzie sekcje były ułożone z kamieni. Było tez kilka podjazdów i zjazdów.

O Pauli Goryckiej zrobiło się głośno, gdy wspólnie z trenerem
Piątkiem chcieliście jasnego kryterium klasyfikacji na igrzyska. Wielu
odczuwało satysfakcję, że chociaż pojechałaś na igrzyska, to znalazłaś
się za Olą Dawidowicz. A ty jak
i czy w ogóle do tego podchodziłaś?

- Od listopada ubiegłego roku razem z trenerem Andrzejem Piątkiem staraliśmy się uzyskać od Polskiego Związku Kolarskiego kryteria kwalifikacji do reprezentacji olimpijskiej. Mimo wielokrotnych próśb, wysłanych pism i innych działań, takich kryteriów – czytelnych i możliwych do zrealizowania przez wszystkich – się nie doczekaliśmy. Było to frustrujące, bo wiedzieliśmy, że jest szansa na równą walkę o wyjazd na igrzyska. Starałam się odciąć od tych wydarzeń, ale siłą rzeczy było ciężko, bo dotyczyły mnie w mniejszym lub większym stopniu. Cieszę się, że udawało mi się skoncentrować przed każdym startem i jechać na wyścigu z głową wolną od niepotrzebnych przemyśleń.

Rozmawiałem godzinę po twoim występie w Londynie z legendą
polskiego kolarstwa - Tadeuszem Mytnikiem. Powiedział, że jadąc na
igrzyska zdobyłaś coś bezcennego - doświadczenie i zobaczyłaś od
wewnątrz, jak wygląda taka impreza. On sam powiedział, że jego pierwszy
start na igrzyskach nie był udany, a na następnych był już kozakiem.
Krzepiące?

- Taka ocena jednego z najlepszych kolarzy w historii polskiego sportu jest bardzo budująca. Wyścig olimpijski nie może równać się z żadnym innym wyścigiem, nawet mistrzostwami świata. Bardzo się cieszę, że mogłam zobaczyć największą imprezę czterolecia od środka i poczuć niesamowitą atmosferę. Wynik mnie nie satysfakcjonuje, ale ciężko było się spodziewać lepszego, skoro na przygotowania miałam tylko nieco ponad 2 tygodnie.

Trzy rzeczy, które zapamiętasz z igrzysk w Londynie?

Bardzo dokładne kontrole przed wejściem na trasę wyścigu, wymienianie pamiątkowymi "pinami" z zawodnikami z innych krajów i stołówkę olimpijską.

No to jedziemy po kolei.

- Kontrole przypominały te, jakie spotykamy na lotniskach. Trzeba było przejść przez bramki wykrywające metal, potem było prześwietlanie plecaków, rowerów i wszystkich rzeczy, które się ze sobą wnosiło.

Bidon?

- Trzeba było się napić przy kontrolerze (śmiech).

Z kim wymieniłaś piny i co to właściwie jest ten pin?

- Piny to takie zaczepki wielkości paznokcia u kciuka, które można przymocować przy ubraniu. Wymieniali się nimi wszyscy ze wszystkimi. Z egzotycznych mam np. piny z Wysp Salomona i Jordanu

O stołówce już powiedziano bardzo dużo, łącznie z tym, że można było spotkać tam po prostu wszystkich sportowców.

- I do tego była ogromna. Miała, tak myślę, z 50m na 150m. Był bufet, więc brało się co się chciało i w jakiej się chciało ilości. Jedzenie z całego świata, także… McDonald's (śmiech). Stołówka była otwarta 24h/dobę i człowiek korzystał z niej kiedy chciał i ile razy chciał. Ale najciekawsza to wielkość i różnorodność zaopatrzenia. A spotkać rzeczywiście można było różne osoby - ja akurat na stołówce spotkałam znajomego trenera francuskich chodziarzy.

W tym sezonie zakończyłaś starty w kategorii młodzieżowej. Wejście
do elite miałaś wyborne - jesteś złotą medalistką MP. Różnica między tymi
kategoriami to przepaść?

- Nie. W tym roku było widać, że poziom najlepszych zawodniczek z kategorii młodzieżowej jest na tyle wysoki, że mogą walczyć o miejsca w pierwszej dziesiątce wyścigów seniorskich. Oczywiście w elicie jest więcej startujących, a tempo zwycięzcy jest trochę wyższe. Poziom na świecie jest wyśrubowany, ale też wyrównany w obydwu kategoriach. Myślę, że w przejściu z kategorii młodzieżowej do seniorskiej największą rolę odgrywa głowa. Jeśli nadal będę solidnie trenować i zadbam o wszystkie czynniki, które wpływają na końcowy wynik, to powinno być dobrze. A koszulka z orzełkiem tylko motywuje mnie do większej pracy i jak najlepszej jazdy.

- Pytanie mam o siłę fizyczną, bo chyba czeka cię teraz więcej pracy pod tym względem, gdy przyjdzie walczyć tylko z seniorkami? Zmienią się twoje treningi?

O szczegóły należałoby zapytać mojego trenera Andrzeja Piątka. Myślę, że same treningi raczej się nie zmienią, prawdopodobnie zwiększą się obciążenia. Jeszcze nie rozmawiałam o tym z trenerem. W listopadzie mam trochę luźniejszy okres, a treningi zacznę 1 grudnia. Wtedy wszystko będzie jasne.

W tym roku miałaś kilka imprez na najwyższym poziomie - ME, MŚ,
igrzyska. Jakie priorytety będą w roku 2013? Zaczynacie też operację Rio
2016? Siostry Wiliams w tenisie już o tym głośno mówią, że nie mogą się
doczekać kolejnych igrzysk.

- Operacja Rio zaczęła się na początku tego roku, więc tę akcję będziemy kontynuować. 2013 rok będzie dla mnie pierwszym w elicie i ciężej będzie o dobre wyniki. Co akurat wcale nie świadczy o tym, że nie zamierzam walczyć o jak najlepsze miejsca. Imprezami docelowymi będą jak zawsze mistrzostwa świata i Europy.

A propos tenisa - wszyscy są w szoku po występie Jerzego Janowicza
w turnieju w Paryżu. Czy w kolarstwie górskim również jest możliwe takie
wejście smoka i wygrywanie "znienacka" z najlepszymi?

- W kolarstwie górskim liczy się przede wszystkim wytrzymałość i siła. Technika jest na kolejnym miejscu. Dlatego trudno o coś takiego czego dokonał Jerzy Janowicz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×