Armstrong w środę powiedział, że nie miał żadnych związków biznesowych z Tailwind Sports, współwłaścicielem grupy kolarskiej US Postal, i że był tylko kolarzem. Zdementował to, że miał udziały w firmie i otrzymywał z tego tytułu dywidendy. Stwierdził także, że nie miał wiedzy na temat tego, na co przeznaczone były pieniądze Postal Service, a więc także pieniądze amerykańskich podatników.
O śledztwie pisze "The New York Times". Według dziennika Armstrong związał się bliżej z Tailwind w 2004 roku, kiedy zeznawał w procesie przeciw SCA Promotions, firmie ubezpieczeniowej, która po oskarżeniach o doping pod adresem Amerykanina, odmówiła mu premii. Z akt wynika, że Bill Stapleton, przyjaciel i agent Armstronga, powiedział wtedy, że kolarz ma 11,5 % udziałów w zespole, który od 2005 roku nazywał się Discovery. Ale prawnik Armstronga, Tim Herman dziś twierdzi, że jego klient stał się współwłaścicielem dopiero ekipy Discovery, a pierwsze dywidendy otrzymał pod koniec 2007 roku.
Armstrong w środę, po 10. etapie Tour de France, przyznał, że nie dostał żadnego wezwania na przesłuchanie do sądu w nowym procesie. Tymczasem po oskarżeniach ze strony Floyda Landisa mamy nowe głosy za regularnym dopingiem w ekipie US Postal: to Frankie Andreu oraz inny były kompan Armstronga (anonimowy, bo jeszcze jeździ; może Hincapie?), którzy przyznali to "The New York Times".