Naszemu kolarstwu brakuje perełki na miarę Justyny Kowalczyk - rozmowa z Czesławem Langiem, szefem Tour de Pologne

W niedzielę w warszawskim Centrum Olimpijskim odbył się event, który stanowił otwarcie kolarskiego sezonu zjazdowego w Polsce. - Specjalizuję się w kolarstwie szosowym, co nie przeszkadza współpracować z downhillem - powiedział Czesław Lang, który był gościem honorowym eventu i być może przy okazji etapów Tour de Pologne zaprosi downhillowców na specjalne pokazy.

Marcin Frączak
Marcin Frączak

Marcin Frączak: Downhill to w potocznym określeniu kolarstwo ekstremalne. Dla pana, zajmującego się innymi odmianami kolarstwa, downhill to jeszcze sport, czy bardziej show?

Czesław Lang : Wszystko co wiąże się z rowerem można traktować jako kolarstwo. Kolarstwo górskie, szosowe, to jest część downhillu, ale do tego dochodzi jeszcze wytrzymałość, siła. W downhillu jak gdzieś się wjedzie, to potem bardzo szybko się zjeżdża. Wielu kolarzy z downhillu idzie choćby do cross country [jedyna olimpijska konkurencja kolarstwa górskiego, w której wicemistrzynią z Pekinu jest Włoszczowska] i na odwrót. Downhill to wycinek kolarstwa. Te cechy, które ma kolarz downhillowy ma każdy inny kolarz. Tu jednak dochodzą swego rodzaju sztuczki. Tego kolarz szosowy nie będzie robił. Jednak, aby zjechać w peletonie dwustuosobowym przy dużej prędkości, to musi mieć taką samą odwagę, adrenalinę, opanowanie roweru co downhillowiec.

Czy korciło pana czasami, aby poskakać sobie na rowerze w stylu downhillu?

- Jadąc na rowerze po ścieżkach górskich praktycznie zawsze sobie skaczę, wchodzę ostro w zakręt. Myślę, że ktoś uprawiający sport chce się nie tylko zmęczyć, ale też poczuć frajdę, przyjemność.

Organizuje pan Tour de Pologne i wyścigi MTB. Myślał pan czasem nad organizacją zawodów downhillowych?

- Samemu to raczej nie. Myślę jednak, że przy okazji organizacji Tour de Pologne możemy współpracować z downhillem. Każdy chce robić to w czym się specjalizuje. Zawsze jednak mogę zaprosić downhillowców na pokaz przy okazji wyścigu szosowego czy MTB. Podkreślam jeszcze raz, że kolarstwo jest jedno. Skoro tak, to nawzajem można się promować. Nic nie przeszkadza, aby ci co interesują się kolarstwem szosowym przy okazji mogli zobaczyć downhill i na odwrót.

Pana sztandarową imprezą jest oczywiście Tour de Pologne. Czego pan oczekuje po najbliższej edycji?

- To będzie bardzo ciekawa edycja. Zmieniliśmy trochę charakter tego wyścigu. Skróciliśmy znacznie płaskie etapy. Pierwszy etap, z Pruszkowa do Warszawy, będzie liczył tylko sto kilometrów. Nie będzie więc długich, płaskich przejazdów, na których peleton oszczędzał się, rozkładał tak siły, aby mieć je na końcówkę. Peleton pozwalał na ucieczkę, bo na ogół likwidował ją w końcówce. Gdy płaski etap będzie miał sto kilometrów, będzie większa szansa, że ucieczka dojedzie. Natomiast wydłużyliśmy etapy górskie. Będą takie o długości ponad 200 kilometrów. Tam będzie dużo ciężkich podjazdów.

Kto spośród gwiazd zawita do Polski?

- Ja się cieszę, że Polacy zaczynają być gwiazdami. Ostatnio Michał Kwiatkowski zajął trzecie miejsce w bardzo trudnym wyścigu w Katalonii. To jest zawodnik, który ma 20 lat. Cały czas się rozwija, jeździ w drużynie Armstronga. Jest Sylwester Szmyd, Przemysław Niemiec, są Bodnarowie. Bardzo się cieszę, że przyjedzie osiemnaście najlepszych zespołów Pro Tour. Zapraszamy także naszą grupę CCC, będzie też reprezentacja Polski. W sumie w Tour de Pologne wystartuje, łącznie z Polakami z zagranicznych grup, ponad 20 naszych zawodników. Tego jeszcze nie było. Jesteśmy w gronie wyścigów World Tour. Kolarze u nas mają okazję zapunktować. Takie same punkty zdobywają we Francji jak i w Polsce. Punkty pozwalają określić wartość zawodników na koniec sezonu. Nie obawiam się więc o obsadę.

Jakich kolarzy będzie premiowała trasa najbliższego Tour de Pologne?

- Pierwsze płaskie, krótkie etapy na pewno sprinterów. Trzy etapy, typowo górskie, będą pozwalały się wykazać takim kolarzom jak Przemek Niemiec, czy Sylwester Szmyd. To są przecież typowi górale.

Swego czasu dużo mówiło się o starcie Tour de Pologne z Austrii, czy nawet z Włoch. Kiedy to może nastąpić?

- W ubiegłym roku Tour de Pologne był w Czechach, w tym roku będzie podobnie. 4 kwietnia podpiszę w tej sprawie umowę. Etapy Tour de Pologne we Włoszech, to byłaby wielka sprawa. Wszystko idzie w tym kierunku, że coś takiego się wydarzy. Tyle, że nie w 2011, ani też w następnym roku. 2012 rok jest bardzo trudny. W Polsce jest Euro, w tym roku odbywają się również igrzyska olimpijskie, które pokrywają się trochę z Tour de Pologne. Etapy Tour de Pologne we Włoszech, to wchodzi w grę najwcześniej w 2013 roku.

Panu zależy na etapach we Włoszech czy Austrii głównie z powodu gór, które są większe niż w Polsce. O jaki region konkretnie panu chodzi?

- Mam na myśli przede wszystkim Trentino, gdzie mogłyby się odbyć dwa etapy.

Kilka razy pan podkreślał, że z uwagi na światowy kryzys, w ostatnich latach trudno było o sponsorów. Jak wypadł ostatni Tour de Pologne jeśli chodzi o bilans finansowy?

- 2010 rok nie był taki zły. Znacznie gorszy był 2009 gdzie mieliśmy tylko trzech sponsorów. W ubiegłym dołączył do nas Tauron, czy BGŻ, więc na pewno było łatwiej. My rozmawiając z potencjalnym sponsorem negocjujemy od strony czysto biznesowej. Wyścig Tour de Pologne jest na tyle dużą imprezą, że sponsorowi możemy powiedzieć, że potrzebujemy tyle i tyle na organizację, ale w zamian dajemy określoną promocję, dotarcie do jego wizerunku. Mamy sponsorów, firmy, z którymi jesteśmy związani od kilkunastu lat. One widzą dużą korzyść dla siebie poprzez promowanie się przez sport.

Bardzo często podkreśla pan, że chce, aby wyścig poprawiał się z roku na rok od strony organizacyjnej. Co w takim razie można jeszcze poprawić?

- Wyścig jest oceniany w skali od 1 do 100 punktów. Za Tour de Pologne z 2010 roku dostaliśmy ocenę 99,7 pkt. Tę notę dostała cała Polska. Ja jako organizator, policja, która zabezpiecza wyścig, gospodarze miast, media. Każdy musi sobie zdawać sprawę z tego, że aby wyścig przebiegał jak należy, te wszystkie komórki muszą ze sobą współpracować. Tak wysoka nota, to dla wszystkich super nobilitacja. Wyścig kolarski, to zupełnie coś innego niż organizacja meczu piłkarskiego. Tam organizuje się imprezę na zamkniętym terenie, sprzedaje się bilety. Wyścig odbywa się w przemieszczającej się scenerii. Trzeba zabezpieczać place, drogi, to odbywa się w ruchu. Jesteśmy oceniani w takiej samej skali jak Tour de France, jak wyścigi we Włoszech, w Hiszpanii. Od strony organizacyjnej nie mamy żadnego kompleksu.

Organizuje pan wieloetapowy wyścig. A czy marzyło się panu, aby mieć kiedyś swoją grupę kolarską?

- Ja teraz organizuję teatr, w którym mają być dobrzy aktorzy. W kolarstwie nie można organizować teatru i jednocześnie szkolić aktorów. Jakbym miał czas i nie organizował Tour de Pologne, to na pewno zająłbym się jakąś grupą. Starałbym się nauczyć młodych zawodników przede wszystkim zawodu kolarza. Często kolarze podpisujący kontrakt zawodowy nie wiedzą do końca co to jest za dyscyplina. Nie wiedzą jak się odżywiać, jak pracować, budować sobie psychikę. Musi wyklarować się u nich mentalność zwycięzcy, bo przecież później wygrywa się głową. Ja to wszystko przeżyłem, bo ścigałem się w sumie dwadzieścia lat. Byłem amatorem i zawodowcem. Ze względu na brak czasu nie mogę sobie na to pozwolić, choć widzę wiele błędów. Często staram się podpowiedzieć kolegom, którzy prowadzą grupy. Kolarstwo, z roku na rok, coraz bardziej się u nas rozwija. Czego nam brakuje? Takiej Justyny Kowalczyk, którą ma nasze narciarstwo. Brakuje nam perełki. Oglądalność końcówek każdego wyścigu Tour de Pologne w naszej telewizji jest na poziomie trzech milionów. Gdyby był określony wynik, to wyścig oglądałoby sześć milionów, czy nawet więcej. Byłaby taka oglądalność jak w przypadku Adama Małysza czy właśnie Kowalczyk.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×