44-letni Wiens, człowiek postury zawodnika futbolu amerykańskiego jest wszechstronnym sportowcem: uprawiał futbol, hokej i narciarstwo a na Alasce rywalizował nawet w zawodach kajakarskich. Latem jeździ na rowerze górskim. Sześć razy pod rząd wygrał Leadville Trail 100 MTB.
Żona lepsza
Nie potoczyła się pomyślnie kariera Wiensa-profesjonalisty. Pierwszy rower górski dostał w 1986 roku. - Nie uczestniczyłem w wielu zawodach. Można powiedzieć nawet, że w bardzo niewielu. Pamiętam, że w tych pierwszych wyścigach startowałem w dżinsach - mówi dla dziennika "La Gazzetta dello Sport".
Mimo talentu wiens nie przejawiał wielkiej miłości do kolarstwa. Też z powodu niechęci do... depilacji nóg i kolorowych skarpetek. W 1991 roku w Pucharze Świata w Berlinie ukończył wyścig na ostatnim miejscu. Mimo wszystko dobrze wspomina swoją karierę: - To było fantastyczne doświadczenie. Podróżowałem po świecie, uczyłem się sportu na wielu zawodach. Ale nie byłem dobrym kolarzem. Z tego powodu przegrywałem.
Lepszym sportowcem była jego żona, Susan Di Mattei, wicemistrzyni świata i brązowa medalista igrzysk olimpijskich w Atlancie w 1996 r. Oczywiście w kolarstwie górskim.
Tylko dla twardzieli
Leadville Trail 100 MTB to stukilometrowy wyścig MTB. Trzy góry w pierwszej części, dwie w końcowej. Wiens mieszka w Gunnison, około stu kilometrów od miejsca, gdzie sześciokrotnie wygrywał arcytrudną rywalizację w górach Colorado. W 2007 roku ścigał się z Floydem Landisem, zdyskwalifikowanym za doping zwycięzcą Tour de France 2006 a rok potem z Lancem Armstrongiem, siedmiokrotnym triumfatorem "Wielkiej Pętli".
- Lance wiedział o mnie tyle, że wygrałem ten wyścig pięciokrotnie: to ja tam występowałem jako mistrz - opowiada o pierwszym spotkaniu z Armstrongiem. - Przyjechał, uścisnęliśmy dłonie, zamieniliśmy parę słow.
Obaj panowie szybko po starcie Leadville 100 utworzyli czołówkę wyścigu. Na pytanie o emocje w tej rywalizacji Wiens porusza wyobraźnię. - Tak, góry, ja i Lance: aż trudno w to uwierzyć. Po sześciu godzinach wspólnej jazdy nastało ostatnie wzniesienie...
Ta góra to Power Line z niesamowicie stromym podjazdem. Przez kilometr praktycznie nie da się jechać - zawodnicy zsiadają z rowerów. Ale, jak się okazało, nie tacy.
- Zapytał się mnie: jak tutaj jest? Zsiadamy czy jedziemy? Powiedziałem, że ja zawsze zsiadam. Wtedy natychmiast nacisnął mocniej na pedały i ruszył do przodu. Pozostało mi tylko jechać za nim - Wiens ciągnie swoją opowieść.
Coś niesamowitego stało się na 15 km przed metą. - Minąłem go, ale on zza pleców zawołał: jedź sam, ja nie dam już rady. Byłem zaskoczony i odpowiedziałem: "Dawaj Lance, już niedaleko!" Przysięgam, że chciałem wygrać ten wyścig. Ale w tamtym momencie nad tym pragnieniem zagórowało zwykłe koleżenstwo. Wyznałem wtedy: "Będę szcześliwy mogąc wjechać z tobą do miasta". On odparł: "Nie, naprawdę skończyła mi się benzyna". I dlatego, choć niechętnie, zostawiłem go tam.
Wiens wygrał wtedy Leadville 100 po raz szósty. Armstrong przyjechał na metę 1,14 min za nim.
- Lance powiedział mi, że powraca. Niech więc powraca. I wcale nie robi tego, żeby przyjechać na metę drugi - zakończył Wiens, człowiek, który pokonał Armstronga.
Armstrong szlifuje formę
- Nawet jeżeli w treningu mam najlepsze wyniki, to niemożliwe, żeby tak samo jak dawniej reagował mój organizm - powiedział przygotowujący się do sezonu w barwach Astany Lance Armstrong.
Jego legendarny trener Chris Carmichael jest jednak spokojny o formę powracającego do kolarstwa 37-latka. Amerykanin ma bloki treningowe trwające po 4,5 i 6 godzin, zawsze z pełnym dniem na odpoczynek.
Kolejny etap przygotowań mistrz świata z Oslo z 1993 r. będzie miał miejsce w styczniu w Kona, na Hawajach.