W czasach PRL-u, podczas telewizyjnej relacji na żywo, oskarżył radzieckiego rywala o bandytyzm. Wywołał skandal

Dziennikarz Telewizji Polskiej w pośpiechu zasłaniał kamerę i mikrofon. Przecież za takie słowa można było trafić nawet do więzienia. Miliony Polaków pokochały tego kolarza za szczerość. Że nie bał się komunistów z Moskwy. On się nikogo nie bał.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Stanisław Szozda PAP / Stanisław Jakubowski / Stanisław Szozda

- Panie trenerze, mogę już atakować? - filigranowy młodzieniec, który wyglądał wręcz komicznie na nieco za dużym rowerze, podjechał do wozu technicznego.

- Stasiu, ale przejechaliśmy dopiero pięć kilometrów, przed nami jeszcze ponad 160 - głos z tylnej kanapy samochodu nie ukrywał zdziwienia.

- Trenerze, ale ja nie mogę tak spokojnie jechać, nudzę się, a poza tym czuję, że to mój dzień - kolarz nie dawał za wygraną.

- A rób, co chcesz - trener szybko uciął rozmowę.

Kilka godzin później zawodnik stał na najwyższym podium. Wygrał, z przewagą dobrych kilku minut nad peletonem. Uciekał sam, nikt mu nie pomagał.

Rzucił papierosy, zaczął jeździć na rowerze

- To cały Staszek Szozda - uśmiecha się Czesław Lang, który miał przyjemność startować z tym jednym z najwybitniejszych sportowców w historii polskiego kolarstwa. - Jego nosiło, dzisiaj byśmy powiedzieli, że miał ADHD.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: hat-trick w końcówce. Popis byłego zawodowca
- Były etapy, że on zaczynał ucieczkę od linii startu - dodaje Ryszard Szurkowski, który razem z Szozdą wręcz zdominowali amatorskie kolarstwo w latach siedemdziesiątych XX wieku.

Trzy lata temu (23 września 2013 roku) Stanisław Szozda zmarł. Miał 63 lata. Tylko 63 lata... Przegrał z nowotworem żołądka. Walczył przez kilka lat, w ostatniej fazie miał już przerzuty. Lekarze byli bezradni. - Odszedł wspaniały człowiek, musiało minąć sporo czasu, aby mógł o tym swobodnie mówić - przyznaje Szurkowski.

Jako nastolatek ważył zaledwie 40 kilogramów, był filigranowy (ok. 160 cm wzrostu), bardzo często chorował. Mimo to był szkolnym urwisem, palił papierosy, przewodził grupie chuliganów. Aby jeszcze zyskać w oczach kolegów zapisał się do klubu hokejowego. Zaliczył zaledwie kilka treningów w III-ligowej Pogoni Prudnik. Podczas jednego ze starć wylądował na bandzie, uszkodził kręgosłup. - Rzuciłem to w cholerę, nie miałem problemów z podejmowaniem kolejnych wyzwań, ale dotarło do mnie, że hokej może mnie po prostu zabić - żartował po wielu latach, podczas jednej z rozmów z dziennikarzem.

Dyrektor już w szkole średniej chciał wyrzucić 16-letniego Szozdę za palenie (wręcz nałogowe) papierosów. Szozda zrozumiał, że tak dalej nie można. Kupił paczkę w najbliższym kiosku, dał ją kolegom i powiedział: "to koniec, rzucam fajki, zmieniam swoje życie". Są ludzie, którzy walcząc z nałogiem nikotynowym rzucają się na słodycze, inni nie mogą poradzić sobie z nerwami. Szozda wybrał... rower. Jeździł namiętnie na sprzęcie, który jeszcze w szkole podstawowej kupił mu ojciec. Dzień w dzień spędzał w siodełku po kilka godzin. Rower nie miał przerzutek, był ciężki jak traktor, fatalnie "składał się" na zakrętach. Mimo to nastolatek pokochał kolarstwo. Rok po rzuceniu papierosów wystartował w wyścigu zorganizowanym na ulicach Prudnika. Jako kompletnie nieznany amator wręcz ośmieszył cały peleton. Nie dał żadnych szans juniorom, którzy trenowali w klubach. Stanął na najwyższym podium. - Wtedy przeszło mi przez myśl, że być może to jest moja przyszłość - mówił.

Skandal w telewizji

Później kariera nabrała tempa. Szozda błyskawicznie został jednym z najlepszych kolarzy, najpierw w Polsce, później na świecie. - Uwielbiałem się ścigać - mówił Szozda w filmie "Niedokończona historia", który wyemitowała Telewizja Polska. - Uwielbiałem przyjechać na metę, bez znaczenia, czy byłem pierwszy, trzeci, piąty, czy trzydziesty, z poczuciem, że byłem wyjechany na "maksa", że nie byłem w stanie powiedzieć jednego słowa.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×