Arcymistrz Michał Kwiatkowski. Polak atakuje "staruszkę"

PAP/EPA / LAURENT DUBRULE
PAP/EPA / LAURENT DUBRULE

Michał Kwiatkowski poluje na zwycięstwo w kolarskim monumencie. Liege-Bastogne-Liege - zwany "Staruszką" - to jedno z marzeń Polaka. Nasz kolarz jest w wielkiej formie. Praca w "Fabryce Team Sky" przynosi efekty.

W tym artykule dowiesz się o:

26-latek wiosną wygrał już monument Mediolan-San Remo i był drugi w otwierającym tydzień "ardeńskich klasyków" Amstel Gold Race.

To wyścigi niby podobne, a jednak inne. Pierwszy skrojony jest raczej pod sprinterów, drugi zaś pod zawodników zwanych puncheurami, czyli lubiących pagórkowate tereny i krótkie podjazdy. Kwiatkowski błyszczał na obu trasach.
 
A komentatorzy na Twitterze nazwali go "Kasparowem" i "arcymistrzem kolarstwa".

Powrót króla

- Michał pokazał, że jest w bardzo dobrej dyspozycji. Walczył w Amstel, ale tak naprawdę to Liege-Bastogne-Liege jest dla niego głównym celem. I wierzę, że wygra - mówi nam szef wyszkolenia Polskiego Związku Kolarskiego Andrzej Piątek.

ZOBACZ WIDEO: Katarzyna Kiedrzynek: Nawet nie marzyłam o takim klubie jak PSG, to był dla mnie szok

Polak wygrzebał się z dołka, w który wpadł rok wcześniej, kiedy kilkanaście miesięcy po zdobyciu mistrzostwa świata zamienił Omegę-Pharma Quick-Step na Team Sky. Wyciągnął wnioski, dokonał zmian w planie treningowym. I to działa.

- Lżejsze treningi, mniejsza baza, brak kręcenia kilometrów tylko na ilość. Do tego doszła zmiana mentalna. Wróciłem do źródeł. Mnie teraz kolarstwo znów bawi, cieszę się jak dziecko, kiedy mogę wsiąść na rower. Niezależnie, czy to trening, czy wyścig. 12 miesięcy wcześniej ta sytuacja wyglądała zupełnie odwrotnie - wyjaśniał nam Kwiatkowski ledwie kilka tygodni temu.

A Piątek tłumaczy: - Zmiana zespołu nie jest łatwa, bo pojawiają się nowi trenerzy i oni muszą poznać zawodnika. Nie każdy reaguje identycznie na takie same bodźce. To złożony proces, często pojawiają się problemy. Tak właśnie było ze Sky i Michałem. Teraz to przepracowali i widzimy efekty.

Fabryka Sky

Praca w "Fabryce Sky" się opłaciła. Polak zaczął czerpać korzyści z "marginal gains". Strategii, której Brytyjczycy byli w światowym peletonie pionierami.

Wszystko zaczęło się w 2009 roku. Prezes brytyjskiej federacji kolarskiej sir David Brailsford stając wówczas na czele nowo utworzonej grupy zawodowej zadał sobie jedno ważne, ale to naprawdę ważne pytanie: - Dlaczego nasz kolarz nigdy nie wygrał Tour de France?.

I zaczął robić wszystko, aby to zmienić.

Gwiazda Śmierci

Brailsford wykalkulował, że jeżeli na każdym możliwym polu związanym z dążeniem do sukcesu w kolarstwie uzyska 1-procentowy margines poprawy, suma tych zysków przełoży się na znaczący wynik.

Zaczął od podstaw, czyli diety, programu treningowego, ergonomii ułożenia cała na rowerze czy wagi opon. Później poszedł dalej. Kolarzom dał specjalne poduszki i materace maksymalizujące regenerację podczas snu, masażystom przebadane pod kątem efektywności żele, a wszystkim zafundował kurs mycia rąk w sposób, który do minimum ogranicza ryzyko infekcji.

No i do tego kupił "Gwiazdę Śmierci", czyli autobus-hotel.

Wystarczyły trzy lata i wytransferowany z kolarstwa torowego na szosę Bradley Wiggins wygrał najważniejszy kolarski wyścig świata. Więcej: w pięciu ostatnich edycjach Tour de France Team Sky wykreował aż czterech zwycięzców, bo rok później pałeczkę przejął od kolegi Christopher Froome.

Brytyjczycy weszli do kolarstwa razem z drzwiami i później peleton nigdy nie był już taki sam.

Ostatnia perła

Od 2010 do 2015 roku kolarze Team Sky wygrali 12 wyścigów etapowych World Touru i 7 razy stali na podium wielkich tourów. Ranking UCI w tym czasie na pierwszym miejscu ukończyli jednak tylko raz, bo do kompletu pereł w koronie brakowało im wyścigów jednodniowych.

To dziura, którą już rok temu miał załatać Kwiatkowski.

Nasz kolarz wiele do dorobku drużyny nie wniósł, wygrał tylko E3 Harelbeke. Lepiej od niego punktowało pięciu kolegów. Ciężar walczenia o sukcesy w "jednodniówkach" brali na siebie Ian Stannard i Wout Poels. Teraz wszystkie reflektory są już jednak skierowane tam, gdzie należy. Na Polaka. A on nie zawodzi.

Źródło artykułu: