Tym, co wyróżnia ten wyścig od innych i co nakazało nazwać go Piekłem Północy, jest bruk. Dużo bruku. - Paryż-Roubaix jest jedynym wyścigiem, gdzie musisz się z nim zmierzyć od samego startu - mówi Thierry Gouvenou, siódmy zawodnik edycji 2002, dziś człowiek odpowiedzialny za imprezę w Amaury Sport Organisation (ASO), przedsiębiorstwie organizującym największe francuskie wyścigi.
259 km trasy jest podzielone na 27 brukowanych odcinków. W sumie zawodnicy będą jechali po kostce przez 52,9 km, najwięcej w tej dekadzie, najwięcej od 1995 roku.
- Jeśli się boisz, nie musisz brać udziału, możesz sobie o tym poczytać. Ten wyścig wymaga wyjątkowego przygotowania mentalnego. To jest wyzwanie. Od samego początku - kontynuuje Gouvenou. - Im szybciej jedziesz, tym mniej boli - stwierdza.
Paryż-Roubaix to legenda kolarstwa. Finisz znowu będzie miał miejsce na welodromie, gdzie przed ostatnią rundą każdy zawodnik usłyszy dzwonek. - Ten wyścig jest ponadczasowy, ma swój elegancki styl - mówi Christian Prudhomme, dyrektor kolarstwa w ASO.
Sprawa narodowa
Miejscowości dobijają się w Paryżu o możliwość przeprowadzenia trasy przez ich tereny. W tym roku powraca na mapę klasyku tzw. sektor 11, nazwany "nowym światem". To odrestaurowany odcinek między Auchy-lez-Orchieset, a Bersée. W renowację brukowanych ulic aktywnie aangażują się, najczęściej społecznie, wszyscy ludzie związani z daną okolicą: od pracowników fabryk i rolników, przez studentów do przedstawicieli lokalnych władz.
- W tej edycji oferujemy najdłuższe w tym wieku odcinki brukowane - tłumaczy Prudhomme. - Jesteśmy jednak w stanie dodać jeszcze więcej kostki - dodaje dyrektor Tour de France. - Wciąż mamy 100 km gotowych dróg. Ale obowiązują nas limity - wyjaśnia.
Najsłynniejszą częścią klasyku jest wzniesienie Arenberg (164. km). Od dawna uważane jest za to, na którym można wygrać lub przegrać wyścig. 17 km przed metą znajduje się Arbe (fr. drzewo). - To szaleństwo. Człowiek ma wrażenie, że przejeżdża przez tunel. Można to porównać do atmosfery z walki byków - mówi Gouvenou o tłumach głośno i wymownie dopingujących fanów na tym pagórku.
Paryż-Roubaix to jednak również dramaty. Ekstremalna trasa jest miejscem upadków, kraks, defektów i iście przełajowego często stylu pokonywania trudnych wzniesień.
Nowe rowery na Roubaix
Specjaliści są zgodni co do jednego: kostka brukowa Piekła Północy wymaga specjalnego sprzętu. Żaden inny wyścig nie powoduje przed startem tak intensywnej pracy mechaników. Producenci przygotowują specjalne rowery, modyfikując ich ramę, tylko na ten wyścig. W ruch idą antywibracyjne żele. Wszystko dla jak najlepszego komfortu jazdy.
Specialized zaprezentował model Roubaix SL2. Ridley, na sprzęcie którego jeżdżą zawodnicy Katiuszy, przedłużył komponenty o średnio pół centymetra. Dostawca sprzętu dla Liquigas, Cannondale, poczynił największe zmiany, wypuszczając ramę o nazwie Synapse, a także zmodyfikowane pedały, który nie będą już mocno wiązały stóp zawodnika pozwalając mu na szybkie zejście z roweru w przypadku konieczności pokonania odcinka drogi pieszo.
Po rekonesansie
"Królowa klasyków" startuje o godz. 11 z Compiègne pod Paryżem. Uczestnicy wyścigu odbywali rekonesans trasy w piątek. W stawce zabraknie Stuarta O'Grady, zwycięzcy z 2007 roku. Oprócz Boonena będzie jeszcze dwóch byłych triumfatorów: Fabian Cancelllara (Saxo Bank), król edycji 2006, Servais Knaven (Milram), zwycięzca z 2001 roku, a także Frédéric Guesdon (FdJ), który wygrał w Roubaix w 1997 roku.
Na sukces ma chrapkę Juan Antonio Flecha (Rabobank), specjalista od wyścigów klasycznych. Hiszpan dwukrotnie stał na podium: był drugi w 2007 i trzeci w 2005 roku.
Marzył o wielkim zwycięstwie w tęczowej koszulce mistrza świata Alessandro Ballan, ale zainfekowany cytomegalowirusem Włoch obejrzy zmagania kolegów po fachu tylko z pozycji komentatora wydarzeń stacji Rai.
Po raz pierwszy w 107-letniej historii Roubaix wystartuje reprezentant Chin. To 25-letni Long Jin (Skil-Shimano), jeżdżący czwarty sezon wśród zawodowców.
Rekordzistą klasyku może zostać w niedzielę Servais Knaven. 38-letni Holender pojedzie w Piekle Północy po raz piętnasty, jak Belg Raymond Impanis. Wszystko dotychczasowe starty kończył, a w 2001 roku zrobił to najszybciej ze wszystkich, notując największy sukces w karierze.
Punkt honoru dla Quick Step
"Zaprogramawana" na takie klasyki jest belgijska ekipa Quick Step. - Po zwycięstwie [Stijna] Devoldera we Flandrii, presja na naszym zespole jest mniejsza. W niedzielę celujemy jednak w kolejny sukces - mówi Wilfried Peeters, dyrektor sportowy. - Zaczniemy z ośmioma pozytywnie nastawionymi zawodnikami, co jest bardzo ważne w przypadku takiego wyścigu jak Paryż-Roubaix - dodaje.
Zawsze celujący w zwycięstwo w wielkich klasykach Boonen po raz pierwszy wygrał w Roubaix w 2005 roku. Sukces powtórzył w ubiegłym sezonie. - Nie będę zadowolony, jeśli nie wygram - deklaruje. - Mam dobre przeczucie. Wiele zależy jednak również od pogody. Nastrój w trudnym momencie może zaważyć na losach wyścigu - wyjaśnia 28-letnia obrońca tytułu.
Obserwatorzy zastanawiają się co zrobi Boonen, gdy po raz kolejny, jak w dwu edycjach wyścigu Dookoła Flandrii, ostatnio w poprzednią niedzielę, zaatakuje Stijn Devolder, jego kolega z zespołu. - Pójdę za nim, na pewno - stwierdza krótko. - Niektórym by na tym zależało, ale nie ma między nami konfliktu. My tylko chcemy brzmieć ambitnie - stwierdza.
Devolder po sukcesie we Flandrii powiedział, że jednym innym klasykiem, jaki jest w stanie wygrać, jest właśnie Roubaix. - Zawsze startowałem z ambicją, by wygrać. Jeśli wiesz, że możesz wygrać, jesteś głupcem nie odnosząc zwycięstwa - mówi. - Nigdy nie czułem się tak dobrze - deklaruje. - Jestem prawdopodobnie w lepszej kondycji niż w zeszłym tygodniu, ale to wciąż nie gwarantuje mi sukcesu - tłumaczy.
Za głównego rywala Boonena znów uważa się Filippo Pozzato (Katiusza). - Znowu pojadę za Boonenem. Chcę zobaczyć, w jaki sposób będzie chciał się ode mnie oderwać tym razem - mówi wspominając swoją taktykę bliskiego trzymania się lidera Quick Step podczas wyścigu Dookoła Flandrii.
- Było dobrze. We Flandrii zobaczyłem, że w ten sposób mogę wygrać - twierdzi. - W wyścigu będę musiał jednak zwrócić uwagę również na Flechę. A poza tym naprawdę mocny jest jeszcze Quinziato - wskazuje.
Cancellara czeka na słońce
Trzy lata temu w Roubaix wygrał Fabian Cancellara. W tym sezonie mistrz olimpijski z Pekinu przeżywa głównie nieszczęścia. Do problemów rodzinnych doszła słaba forma i zwykły pech, gdy chociażby we Flandrii zerwał łańcuch podczas wspinaczki na wąskiej brukowanej drodze.
Idol młodych adeptów kolarstwa ma jednak nadzieję, że w końcu słońce tej wiosny zaświeci i dla niego. - Wystartuję w niedzielę, by wygrać - mówi dla rodzimej prasy. - Czy jest to możliwe, nie wiem. Forma jest w każdym razie coraz lepsza. Również prognoza pogoda wydaje się mi sprzyjać. Paryż-Roubaix jest ostatnią dla mnie szansą, by coś z tego mojego sezonu zyskać. Mogę dać z siebie wszystko. Kto wie, może niebo zajaśnieje nade mną w Piekle - mówi.
Wspomnienia Bodnara
Na trasie zobaczymy dwóch Polaków: Marcina Sapę (Lampre) i Maciej Bodnara (Liquigas). Ten ostatni debiutował w klasyku zeszłej wiosny. Zaliczył upadek, został za peletonem, dojechał na metę na ostatniej pozycji i nie został sklasyfikowany ze względu na opóźnienie. Oto jak wspominał tę niezapomniane chwile dla portalu bikeworld.pl.
- Wywróciłem się w najgorszym momencie. Jeden z naszych samochodów miał wypadek i mieliśmy tylko jeden i to na 21. miejscu w kolumnie. Na 120. km złapałem gumę i czekałem ze trzy minuty a potem nie mieliśmy juz żadnego samochodu. Kiedy po kraksie odpadłem z grupy, chciałem się nawet wycofać, ale nie było samochodu, do którego mógłbym wsiąść. Wszyscy za mną się wycofali. Ostatnie 50 kilometrów pokonałem samotnie. Miałem nadzieję, że ktoś mnie dogoni, ale nikogo już nie było. Pilotował mnie żandarm jadący z tyłu na motorze.
Najwyższą pozycją polskiego zawodnika w Roubaix pozostaje 14. lokata Zbigniewa Sprucha w 1999 roku.
107. edycja Paris-Roubaix, Francja, wyścig historyczny
Compiègne - Roubaix, 259 km
niedziela, 12 kwietnia 2009