Gdzie ten Liquigas? - komentarze po 14. etapie Giro

Danilo Di Luca (Lpr) sam na finałowym podjeździe na metę czternastego etapu podążył za Denisem Mienszowem (Rabobank), liderem "różowego wyścigu". Zwycięzca Giro d'Italia 2007 nie był zbyt skory do mówienia o swojej ekipie. Wolał komentować zachowania innych.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

- To nie koniec, jest jeszcze teren do ataku - mówił Di Luca po swoim jedenastym miejscu i stracie ponad minuty do Simona Gerransa (Cervelo) w Bolonii. - Jedyna rzecz, jaka mnie martwi, to dysponowanie siłami zespołu - powiedział.

Chętniej opowiada kolarz z Abruzji o rywalach. - Pytam się gdzie byli dzisiaj ludzie z Liquigas - zaatakował zespół Ivana Basso i Franka Pellizottiego. - Czy przypadkiem nie zapowiedzieli, że będą atakowali? - pytał retorycznie.

Tak mu odpowiedział Pellizotti: - To normalne, że zachowaliśmy się tak, a nie inaczej - mówił o swojej dziesiątej pozycji i finiszu w grupie Mienszowa, a także 16. miejscu i stracie do lidera trzech sekund przez Basso. - Danilo jest najmocniejszy na tych wzniesieniach. Nie chcieliśmy mu tylko pozwolić na zarobienie bonifikat na mecie - przyznał czwarty zawodnik poprzedniego Giro.

Na czołową i najczęściej przytaczaną górą czekającą zawodników wyrasta Monte Petrano, gdzie znajduje się meta poniedziałkowego etapu z Pergoli (237 km). - Nie sądzę, bym [Carlos] Sastre nie liczył się już w walce. Poczekajmy na Petrano - przyznał Gerrans, który po dziesięciu miesiącach znów wygrał etap wielkiego touru na terenie Italii. - Jeżeli Di Luca chce wygrać, zaatakuje na Petrano - zwrócił uwagę Mienszow.

Pała dla dyrektora ISD

- Zaraz po starcie oświecił mnie Sylwek [Szmyd], który powiedział, że [ekipa] Lpr będzie wszystkich doganiać, bo Di Luce zależy na bonifikatach - napisał na swojej stronie internetowej Bartosz Huzarski (ISD), 28. na mecie w Bolonii, z półtorej minuty straty do Gerransa.

Polak zwrócił uwagę na niewłaściwą taktykę ISD, który miał dwóch przedstawicieli w ucieczce. - Niestety, pała dla naszego dyrektora [sportowego], bo to nie są już wyścigi amatorskie i wygrywa się tu głową - przyznał.

Zadaniem "Huzara" było w sobotę pomagać Dario Davidovi Cioniemu. - Nawet przed finiszem przeciągałem go do przodu, żeby pod tym ciasnym murem przejechał jak najbliżej. Niestety nie czuł się dzisiaj najlepiej, co wyszło na ostatnich dwóch kilometrach. Ja postanowiłem sprawdzić nogę pod górę, bo skoro czułem się nieźle, to czemu nie. Jak zobaczyłem, że pod górę puszcza Armstrong, to wiedziałem, że jest dobrze. Niestety, ostatnie 800 metrów... uff... masakra...

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×