Najlepszy na skróconym o pięć kilometrów etapie był Franco Pellizotti (Liquigas), którego do wspinaczki, na 15 km przed metą, "wyciągnął" nasz Sylwester Szmyd (znakomite siódme miejsce). Zwycięstwo "Delfina z Bibbione" pozwoliło mu przesunąć się w klasyfikacji generalnej na trzecie miejsce, z którego spadł Carlos Sastre (Cervelo, 1,59 min.* spóźnienia), a także desygnować go na absolutnego lidera włoskiej ekipy, bo czwartą pozycją (57 s straty) wyeliminował się z gry Ivan Basso.
Pellizottiego nie mogła zatrzymać na ostatnich kilometrach grupka z Di Luką, Mienszowem, Garzellim i Basso. Na finiszu nie walczący już w "generalce" Garzelli, lider klasyfikacji górskiej, wyprzedził kapitana Lpr, a 5 s potem przejechał "kreskę" Mienszow. Ten, wraz z bonifikatami, stracił 1,08 min. do Pellizottiego.
Di Luca traci do Rosjanina już tylko 26 s, Pellizotti równo 2 min. Czwartemu w klasyfikacji generalnej Basso (3,28 min. straty) będzie już ekstremalnie trudno o atak, bo przed kończącą wyścig czasówką w Rzymie (faworyt jest jeden: Mienszow) jest tylko jeden etap z metą na podjeździe: wulkan Wezuwiusz w piątek.
Szmyd mocniejszy od Sastre
Bohaterem na mini-etapie do Blockhaus był przede wszystkim 31-letni Pellizotti (czwarty etap wygrany w Giro, poprzednio w ubiegłym roku górska czasówka w Plan de Corones), ale na newralgicznym wzniesieniu (23 kilometry na metę) to Sylwester Szmyd pierwszy odjechał do przodu, wprowadzając zamieszanie w grupie liderów. Polak był mocniejszy od Sastre, dotarł na metę w grupce coraz poważniej myślącego o etapowym triumfie (po definitywnym odpadnięciu Levi Leipheimera) Lance'a Armstronga, na siódmej pozycji.
To był najkrótszy (nie licząc jazdy na czas) etap tegorocznego Giro d'Italia, ale jakże emocjonujący. Przede wszystkim dla nas. Szmyd, najmocniejszy gregario na świecie, w swoim ósmym starcie w "różowym wyścigu" zanotował najlepszą pozycję. Przed dwoma laty był trzynasty w Montevergine di Mercogliano. W ubiegłym roku przyjechał szesnasty na metę 15. etapu Tour de France: w Prato Nevoso, oczywiście we Włoszech. Jego najwyższa pozycja na etapie wielkiego touru to szósta lokata w Vuelta a España w 2007 roku.
Drugi z naszych reprezentantów, Bartosz Huzarski (ISD), nie bawił się na Blockhaus pewnie tak jak bydgoszczanin, meldując się na mecie 10,18 min. po zwycięzcy, zostając sklasyfikowanym na 70. pozycji.
Armstrong coraz lepszy
1674 metry - na taką wysokość wspinali się praktycznie od poziomu morza zawodnicy. Tylko problemy lokalnych władz zadecydowały, że meta nie została, jak pierwotnio ustalono, ustawiona jeszcze wyżej, gdzie już widoczność jest już marna, a sygnał telewizyjny mógł nie odbierać poprawnie.
Cała praktyczna akcja etapu zaczęła się wraz z chwilą, gdy teren zaczął się, na ponad 23 km przed metą, szybko podnosić (w pierwszej fazie podjazdu 13% maksymalnego nachylenia, potem 18 km właściwego podjazdu). Do tego momentu dotrwała tylko trójka uczestników ucieczki: Riccardo Chiarini (Lpr), Félix Cardenas (Barloworld) i Thomas Voeckler (Bouygues), inicjator całego zamieszania.
Na 20 km przed metą przewaga minuty nad pościgiem była żadną przewagą. Pięć kilometrów potem do przodu ruszył Szmyd, który natychmiast zyskał kilkudziesięciometrową przewagę nad grupą. 31-letni Polak minął Chiariniego, który mógł myśleć, że to jednak Basso ze swobodą go objeżdża. Zanim Szmyd wysunął się na czoło wyścigu po neutralizacji Cardenasa, był na jego kole już Pellizotti. Sygnał "Vai!" (Dalej!) z ust kapitana podziałał na naszego zawodnika dopingująco.
Świat kolarski wstał z miejsc, gdy do zawodników Liquigas dołączył Armstrong. Po trzech latach sportowej emerytury Teksańczyk znów pokazuje się w wysokich górach, pobudzając wyobraźnię rzeszy obserwatorów. Coraz więcej z nich jest przekonanych, że siedmiokrotny król Tour de France podczas tegorocznej 'Wielkiej Pętli' będzie w stanie walczyć o podium.
Pellizotti zostawił Szmyda na 13 km przed metą i odtąd "Delfin" nie miał przed sobą już żadnego rywala. Tymczasem za jego plecami pościg prowadził Di Luca, bo z oczywistych względów nie bardzo zależało na tym Mienszowowi, a nie bardzo wypadało Basso. Lider Lpr kilkukrotnie próbował odłączyć się od rosyjskiego lidera Giro, ale ten dał się na Blockhaus, znanej Di Luce jak nikomu innemu, dopiero na finiszu.
Garzelli, ten, który o złe emocje przyprawił fanów w Abruzji, na 9 km przed metą już odpadł od ścigającej Pellizottiego grupki Mienszowa, Di Luki i Basso, ale potem znów do nich dołączył. Kilkadziesiąt sekund traciła wtedy "mocna" czwórka: Sastre, Armstrong, "siedzący" na jego kole Szmyd i Gilberto Simoni.
Sastre, bohater z Monte Petrano, kiedy wygrał w stylu z Alpe d'Huez, gdy sięgał po żółtą koszulkę Tour de France, wyglądał na Blockhaus na przegranego. 3,30 min. straty do Mienszowa najprawdopodobniej okaże się nie do odrobienia.
92. edycja Giro d'Italia
17. etap: Chieti - Blockhaus, 83 km
środa, 27 maja 2009
wyniki:
1. Franco Pellizotti (Włochy, Liquigas) 2:21,06 godz.
2. Stefano Garzelli (Włochy, Acqua&Sapone) + 42 s
3. Danilo Di Luca (Włochy, LPR Brakes) + 43
4. Denis Mienszow (Rosja, Rabobank) + 48
5. Ivan Basso (Włochy, Liquigas) + 57
6. Marzio Bruseghin (Włochy, Lampre-N.G.C.) + 1,54 min.
7. Sylwester Szmyd (Polska, Liquigas) + 1,55
8. Michael Rogers (Australia, Columbia-Highroad) + 1,59
9. Carlos Sastre (Hiszpania, Cervelo)
10. Lance Armstrong (USA, Astana) obaj ten sam czas
...
70. Bartosz Huzarski (ISD) + 10,18 min.
klasyfikacja generalna (po 17/21 etapów):
1. Denis Mienszow (Rosja, Rabobank) 72:28,24 godz.
2. Danilo Di Luca (Włochy, LPR Brakes) + 26 s
3. Franco Pellizotti (Włochy, Liquigas) + 2 min.
4. Ivan Basso (Włochy, Liquigas) + 3,28
5. Carlos Sastre (Hiszpania, Cervelo) + 3,30 min.
6. Levi Leipheimer (USA, Astana) + 4,32
7. Michael Rogers (Australia, Columbia-Highroad) + 7,05
8. Stefano Garzelli (Włochy, Acqua&Sapone) + 8,03
9. Tadej Valjavec (Słowenia, Astana) + 9,58
10. Marzio Bruseghin (Włochy, Lampre-N.G.C.) + 10,33
...
48. Sylwester Szmyd (Liquigas) + 1:22,40 godz.
110. Bartosz Huzarski (ISD) + 2:52,24 godz.
program:
czwartek, 28 maja: Sulmona - Benevento, 182 km
piątek, 29 maja: Avellino - Wezuwiusz, 164 km
sobota, 30 maja: Neapol - Anagni, 203 km
niedziela, 31 maja: Rzym (jazda indywidualna na czas), 14.4 km