Tour de Pologne: walczą nie tylko z innymi kolarzami. Ich głównym rywalem jest cukrzyca

Getty Images / Luc Claessen / Na zdjęciu: Charles Planet
Getty Images / Luc Claessen / Na zdjęciu: Charles Planet

Charles Planet miał 10 lat, kiedy lekarze zdiagnozowali u niego cukrzycę. Powiedzieli: "sport możesz sobie odpuścić, to nie dla ciebie, módl się, abyś mógł normalnie żyć". Teraz ma 25 lat. Jest zawodowym kolarzem i walczy o koszulkę lidera TdP.

W trwającym Tour de Pologne po raz czwarty z rzędu jedzie Team Novo Nordisk. To zespół złożonych wyłącznie z diabetyków. Zasada jest prosta: chcesz dołączyć do tej amerykańskiej ekipy, musisz mieć zdiagnozowaną cukrzycę. - Po pierwsze, potrafią jeździć całkiem nieźle na rowerze, po drugie: promują piękną ideę, że każdy może uprawiać sport, nawet ten, który walczy z chorobą - mówi organizator TdP, Czesław Lang.

Cukrzyca to nieuleczalna choroba, która wymaga od chorego niezwykłej dyscypliny. Badania pokazują, że to choroba cywilizacyjna, która zatacza coraz szersze kręgi. Wedle twardych danych choruje co 11. osoba - około 9 procent ludzi.

Jadą i nagle wyciągają z kieszonki... strzykawkę

Kolarze z Team Novo Nordisk na pierwszy rzut oka nie różnią się od reszty zawodowego peletonu. Startują na zaawansowanych technologicznie rowerach, bardzo dużo trenują, pojawiają się na wyścigach na całym świecie, jadą w peletonie obok największych gwiazd kolarstwa: Petera Sagana (na zdjęciu poniżej były mistrz świata z Charlesem Planetem podczas Amgen Tour of California), Juliana Alaphilippe'a czy Michała Kwiatkowskiego.

Jako jedyni mają jednak specjalne pozwolenie od Międzynarodowej Unii Kolarskiej na używanie strzykawek. W sporcie, który stosowania ich zabronił. - Na początku wzbudzało to szok w peletonie - śmiał się w rozmowie z portalem naTemat.pl Stephan Clancy, kolarz Novo Nordisk. - Przy prędkości 40-50 km/h, jadąc w grupie, wyciągaliśmy z kieszonek strzykawki i aplikowaliśmy sobie insulinę. Nasi rywale patrzyli bardzo podejrzliwie, szukali wzrokiem sędziów, czy to widzą. Z czasem zrozumieli, że nie mamy wyjścia.

Hipoglikemia na rowerze

Zawodnicy Novo Nordisk - jak nikt inny w peletonie - muszą pilnować odpowiednich dawek jedzenia i picia. - Jak się jedzie 4-5 godzin na rowerze, to organizm potrzebuje paliwa energetycznego - tłumaczy mi Planet, którego jazda w TdP 2019 może wzbudzać podziw.

Francuz, u którego lekarze zdiagnozowali cukrzycę w wieku 10 lat, przeprowadził dwa piękne ataki, zdobył koszulki: najlepszego górala oraz najaktywniejszego kolarza, był nawet "wirtualnym" liderem. Gdyby Pascal Ackermann na II etapie Wyścigu Dookoła Polski zajął jedno miejsce niżej (był trzeci, szczegółowa relacja TUTAJ >>), Planet założyłby żółtą koszulkę. A to byłaby historyczna chwila w tym zespole.

- Każdy z zawodników musi co jakiś czas zjeść żel energetyczny, napić się izotoniku - kontynuuje Planet. - Jeżeli tego nie zrobi, to opadnie z sił, a w konsekwencji rywale mu odjadą. Tylko tyle i aż tyle. U nas, cukrzyków, sytuacja jest bardziej poważna. Jak poziom cukru spadnie, to możemy nawet stracić przytomność. A nie trzeba chyba tłumaczyć, że przy karkołomnym zjeździe, przy prędkości powiedzmy 90 km/h, to nie jest bezpieczne.

Planet nie chciał tego powiedzieć, ale nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni, aby dojść do wniosku, że hipoglikemia na rowerze przy takiej prędkości może oznaczać - w najlepszym wypadku - poważny wypadek i pewnie wiele miesięcy rehabilitacji. Bez odrobiny szczęścia kolarz mógłby po prostu się zabić.

Dźwięk i wibracje

Kolarze Teamu Novo Nordisk podczas wyścigów są cały czas monitorowani. Podczas jazdy poziom cukru wyświetla im się na liczniku, dokładnie tak jak prędkość, moc, tętno czy kadencja u rywali. Poza tym, jeżeli poziom cukru wychodzi spoza standardowych wskazań, to zawodnicy-cukrzycy słyszą przeraźliwy dźwięk i czują wibracje.

- To sygnał, że trzeba coś zrobić, bo inaczej będzie źle - mówi Peter Kusztor, u którego cukrzycę zdiagnozowano bardzo późno, dopiero w wieku 33 lat. - Poza tym jedzie z nami większy niż w innych ekipach sztab medyczny. Mamy wszystko zapięte na ostatni guzik.

Nad całością czuwa Massimo Podenzana, dyrektor sportowy ekipy. Podenzaza to postać znana i ceniona w kolarskim środowisku. W latach 1987-2001 ścigał się na najwyższym poziomie, wygrał m.in. etapy Giro d'Italia czy Tour de France, był mistrzem świata w jeździe indywidualnej na czas oraz dwukrotnie mistrzem Włoch.

Cukrzyca to nie wyrok

Kolarze-diabetycy - jak mantrę - powtarzają, że kiedy usłyszeli o swojej chorobie (a większość z nich została zdiagnozowana w wieku szkolnym), to stracili nadzieję na karierę sportową. - Miałem 16 lat, chciałem jak większość włoskich nastolatków grać w piłkę nożną i nagle taki cios - wspomina Andrea Peron. - Przez pierwsze kilka tygodni byłem załamany. Myślałem, że to koniec, zastanawiałem się, jak mogłem nabyć tę chorobę, skoro byłem aktywnym nastolatkiem. Dopiero po jakimś czasie trafiłem do lekarza, który mi wytłumaczył, że cukrzyca to nie wyrok.

Coś o tym wie nasz medalista mistrzostw świata w kolarstwie torowym, Mateusz Rudyk. - 10 lat temu usłyszałem od lekarzy, że jakikolwiek wysiłek fizyczny może mnie zabić i mam rzucić sport. Byłem bliski załamania - mówi polski kolarz (więcej o jego historii przeczytasz TUTAJ >>).

Teraz Rudyk jest jedną z naszych największych nadziei olimpijskich Tokio 2020.

Kolarze Team Novo Nordisk podczas prezentacji Tour de Pologne w Krakowie. Fot. Szymon Gruchalski/tourdepologne.pl.
Kolarze Team Novo Nordisk podczas prezentacji Tour de Pologne w Krakowie. Fot. Szymon Gruchalski/tourdepologne.pl.

Oglądając - czy to w telewizji, czy przy trasie - kolorowy peleton TdP, wypatrujmy zawodników w granatowych strojach. Oni jadą nie tylko dla wyniku sportowego, walczą nie tylko z rywalami. Ich kariera ma o wiele głębszy wymiar.

Komentarze (0)