Contador pragnął tego zwycięstwa - komentarze po 15. etapie Tour de France

Z tonu wypowiedzi kandydatów do żółtej koszulki bije jedna teza: Alberto Contador jest najmocniejszym kolarzem Touru i trudno się z nim mierzyć w górach. Sam nowy lider wyścigu nie musiał na podjeździe pod Verbier dawać z siebie maksimum.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Jedynym, który podążał za nim od ataku na ponad pięć kilometrów przed metą był Luksemburczyk Andy Schleck, który przyjechał na metę na drugiej pozycji, 43 s po madrytczyku, którego najgroźniejszym rywalem w klasyfikacji generalnej pozostaje jednak kolega z zespołu Astany, Lance Armstrong.

Co myśli o Contadorze Andy Schleck? - Jest najmocniejszy w górach. Zaatakował u podnóża i próbowałem za nim podążać, ale nigdy się nawet nie zbliżyłem - mówi. - To był jednak dopiero pierwszy etap w Alpach i na dodatek ten najmniej ciężki - tłumaczy mistrz Luksemburga.

Razem z bratem młodszego Schlecka, Fränkiem, dotarł na metę Carlos Sastre (Cervélo), który zrazu zdawał się mieć problemy z nadążeniem za grupą prowadzoną przez kolarzy Saxo Bank. - Ta wspinaczka była bardzo wybuchowa z wiatrem wiejącym we wszystkich kierunkach. Miałem kłopoty na dole, ale jechałem stałym tempem - wyjaśnia triumfator sprzed roku.

Wyśniony etap

- Myślałem o ataku na cztery czy pięć kilometrów przed metą, ale ostatecznie zrobiłem to wcześniej - relacjonował Contador. O triumfie na pierwszym alpejskim etapie myślał w nocy. - Ponad wszystko miałem nadzieję, że będę miał dobre nogi. Wciąż były wątpliwości co do naszego potencjału. Wiem, że jestem w formie, ale znaki zapytania są przy innych zawodnikach, jak bracia Schleckowie. Nie wiedziałem czy będę mógł pojechać po to zwycięstwo sam - przyznał.

Mocne tempo na początku podjazdu nadawał zespoł Schlecków. - Team Saxo Bank zrobił naprawdę świetną robotę. Spojrzałem na grupkę i było tam tylko czterech zawodników - mówi Contador o jeździe z Armstrongiem, Wigginsem i braćmi Schleck, od których oderwał się w newralgicznym punkcie.

Według Hiszpana wyścig nie rozstrzygnął się na Verbier. - Pokonaliśmy już znaczną część trasy, ale ostatni tydzień jest najtrudniejszy. Myślę, że zaatakują inny kolarze, którzy są mocni. Musimy czekać, wciąż jest ciężko - mówi.

Nie mógł uciec od pytań o Armstronga. Czy pokonanie Teksańczyka ma dla niego szczególną wartość? - On był moim idolem, ale nie odbieram tego w ten sposób. Mam własną strategię: chciałem zyskać maksimum czasu nad wszystkimi moimi rywalami. W tym jednym zadaniu nie zwracam na nic innego uwagi - mówi.

Madrytczyk przyznał, że po okresie dużego stresu w ostatnim czasie zwycięstwo na Verbier odprężyło go. - Szczerze mówiąc, pragnąłem tego triumfu - mówi. - Spędziłem dni, które niekoniecznie były łatwe. Naprawdę chciałem wygrać etap w taki sposób, w jaki to uczyniłem i szczególnie, że mogłem wypracować takie duże różnice - tłumaczy.

Czy Armstrong będzie pomagał w obronie żółtej koszulki? - Lance Armstrong jest wielkim profesjonalistą. Teraz każdy w zespole musi być gotowy, by bronić mojej pozycji. Lance może mieć w tym sporą rolę - mówi Contador.

26-letni Hiszpan był faworytem wyścigu, a teraz jest nim jeszcze bardziej. W niedzielę się radował, ale wciąż utrzymuje, że najpiękniejszy dzień w karierze miał miejsce na początku 2005 roku. - W Tour Down Under wygrałem królewski etap, powracając do rywalizacji po wypadku, który prawie kosztował mnie życie - wspomina.

Ambicje Teksańczyka

Armstrong odpowiada na pytania o kolegę (rywala?) z zespołu: - Wiemy, kto jest najlepszy. W niedzielę nie podążył za atakującym Contadorem, choć wydawało się, że zrobiłby to z przyjemnością gdyby tylko 37-letnie nogi na to pozwoliły.

- To było trudne wzniesienie już od podnóża - mówi Teksańczyk. - Starałem się zostać z najlepszymi, ale nie miałem tego rytmu co Alberto i Andy. Podążałem więc za Andreasem [Klödenen], ale i tak cierpiałem - relacjonuje.

- Alberto pokazał, że jest najlepszym zawodnikiem Touru. Kiedy ktoś demonstruje coś takiego, nie możemy zaprzeczyć rzeczywistości. Atak byłby wyrazem braku szczerości i wbrew regułom - tłumaczy siedmiokrotny król Touru.

Ambicji po powrocie do sportu nie ukrywa. - Jestem szczęśliwy będąc drugi w klasyfikacji generalnej i będąc kolegą z zespołu Contadora. Będę walczył dla zespołu. Nie podpiszę się jednak dzisiaj pod drugim miejscem, bo pozostaje tydzień jazdy i wiele się może zdarzyć - przyznał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×