Jedynym, który podążał za nim od ataku na ponad pięć kilometrów przed metą był Luksemburczyk Andy Schleck, który przyjechał na metę na drugiej pozycji, 43 s po madrytczyku, którego najgroźniejszym rywalem w klasyfikacji generalnej pozostaje jednak kolega z zespołu Astany, Lance Armstrong.
Co myśli o Contadorze Andy Schleck? - Jest najmocniejszy w górach. Zaatakował u podnóża i próbowałem za nim podążać, ale nigdy się nawet nie zbliżyłem - mówi. - To był jednak dopiero pierwszy etap w Alpach i na dodatek ten najmniej ciężki - tłumaczy mistrz Luksemburga.
Razem z bratem młodszego Schlecka, Fränkiem, dotarł na metę Carlos Sastre (Cervélo), który zrazu zdawał się mieć problemy z nadążeniem za grupą prowadzoną przez kolarzy Saxo Bank. - Ta wspinaczka była bardzo wybuchowa z wiatrem wiejącym we wszystkich kierunkach. Miałem kłopoty na dole, ale jechałem stałym tempem - wyjaśnia triumfator sprzed roku.
Wyśniony etap
- Myślałem o ataku na cztery czy pięć kilometrów przed metą, ale ostatecznie zrobiłem to wcześniej - relacjonował Contador. O triumfie na pierwszym alpejskim etapie myślał w nocy. - Ponad wszystko miałem nadzieję, że będę miał dobre nogi. Wciąż były wątpliwości co do naszego potencjału. Wiem, że jestem w formie, ale znaki zapytania są przy innych zawodnikach, jak bracia Schleckowie. Nie wiedziałem czy będę mógł pojechać po to zwycięstwo sam - przyznał.
Mocne tempo na początku podjazdu nadawał zespoł Schlecków. - Team Saxo Bank zrobił naprawdę świetną robotę. Spojrzałem na grupkę i było tam tylko czterech zawodników - mówi Contador o jeździe z Armstrongiem, Wigginsem i braćmi Schleck, od których oderwał się w newralgicznym punkcie.
Według Hiszpana wyścig nie rozstrzygnął się na Verbier. - Pokonaliśmy już znaczną część trasy, ale ostatni tydzień jest najtrudniejszy. Myślę, że zaatakują inny kolarze, którzy są mocni. Musimy czekać, wciąż jest ciężko - mówi.
Nie mógł uciec od pytań o Armstronga. Czy pokonanie Teksańczyka ma dla niego szczególną wartość? - On był moim idolem, ale nie odbieram tego w ten sposób. Mam własną strategię: chciałem zyskać maksimum czasu nad wszystkimi moimi rywalami. W tym jednym zadaniu nie zwracam na nic innego uwagi - mówi.
Madrytczyk przyznał, że po okresie dużego stresu w ostatnim czasie zwycięstwo na Verbier odprężyło go. - Szczerze mówiąc, pragnąłem tego triumfu - mówi. - Spędziłem dni, które niekoniecznie były łatwe. Naprawdę chciałem wygrać etap w taki sposób, w jaki to uczyniłem i szczególnie, że mogłem wypracować takie duże różnice - tłumaczy.
Czy Armstrong będzie pomagał w obronie żółtej koszulki? - Lance Armstrong jest wielkim profesjonalistą. Teraz każdy w zespole musi być gotowy, by bronić mojej pozycji. Lance może mieć w tym sporą rolę - mówi Contador.
26-letni Hiszpan był faworytem wyścigu, a teraz jest nim jeszcze bardziej. W niedzielę się radował, ale wciąż utrzymuje, że najpiękniejszy dzień w karierze miał miejsce na początku 2005 roku. - W Tour Down Under wygrałem królewski etap, powracając do rywalizacji po wypadku, który prawie kosztował mnie życie - wspomina.
Ambicje Teksańczyka
Armstrong odpowiada na pytania o kolegę (rywala?) z zespołu: - Wiemy, kto jest najlepszy. W niedzielę nie podążył za atakującym Contadorem, choć wydawało się, że zrobiłby to z przyjemnością gdyby tylko 37-letnie nogi na to pozwoliły.
- To było trudne wzniesienie już od podnóża - mówi Teksańczyk. - Starałem się zostać z najlepszymi, ale nie miałem tego rytmu co Alberto i Andy. Podążałem więc za Andreasem [Klödenen], ale i tak cierpiałem - relacjonuje.
- Alberto pokazał, że jest najlepszym zawodnikiem Touru. Kiedy ktoś demonstruje coś takiego, nie możemy zaprzeczyć rzeczywistości. Atak byłby wyrazem braku szczerości i wbrew regułom - tłumaczy siedmiokrotny król Touru.
Ambicji po powrocie do sportu nie ukrywa. - Jestem szczęśliwy będąc drugi w klasyfikacji generalnej i będąc kolegą z zespołu Contadora. Będę walczył dla zespołu. Nie podpiszę się jednak dzisiaj pod drugim miejscem, bo pozostaje tydzień jazdy i wiele się może zdarzyć - przyznał.