Euforia Polaka po wygranej. Gdy wrócił do siebie, zalała go fala wstydu

Dawid ma 22 lata i złoty medal mistrzostw Polski w kolarstwie. Nie ma: kontaktu z mamą, żadnych wiadomości o tacie. Przez ponad pół roku mieszkał w piwnicy, ale dzięki pomocy ludzi jego sytuacja uległa poprawie.

Dariusz Faron
Dariusz Faron
Dawid Migas mieszka w piwnicy - Tak wygląda mój salon z kuchnią - uśmiecha się gorzko Archiwum prywatne / Archiwum Dawida Migasa / Dawid Migas mieszka w piwnicy. - Tak wygląda mój salon z kuchnią - uśmiecha się gorzko.

Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Szeroki uśmiech, starannie przyczesane włosy, szczupły jak na kolarza przystało. Dawid wchodzi do kawiarni pewnym krokiem, dobrze przygotował się do tej rozmowy.

Głos łamie mu się tylko raz, przy pytaniach o mamę.

Wykrzyczał jej kiedyś, że jej nienawidzi, jednak to nieprawda. Jest wdzięczny za wszystko, co mu dała. Nie mają kontaktu od ponad dwóch lat, ale gdyby tylko chciała, opowiedziałby jej wszystko przy filiżance kawy.


FALA RADOŚCI

Powiedziałby jej na przykład o wrześniowym zwycięstwie w Prudniku, które dało mu tytuł mistrza Polski elity w kryterium ulicznym.

Koniec lata, z szarego nieba siąpi deszcz. Dawid od początku czuje, że to jego dzień.

Długo prowadzi, gdy nagle spada mu łańcuch. Cholera, naprawdę ma przegrać przez coś takiego?! Zły zeskakuje z siodełka, czując pęd rowerów, które go mijają. Ale nie załamuje się. Wściekłość przekuwa na jeszcze lepszą jazdę - zagryza zęby i odrabia straty, deklasując rywali. W ostatniej rundzie ma ogromną przewagę. Tak już zostanie do mety.

Nie ma lepszego uczucia. Pedałujesz od kilku godzin, pot ścieka ci po twarzy, nogi jak z waty, powoli odmawiają posłuszeństwa. Podnosisz na chwilę głowę, widzisz w oddali namalowaną na asfalcie linię i już wiesz - to meta. Wygrałeś.

Wrzawa jest coraz głośniejsza, głowa na chwilę zapomniała o zmęczeniu. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów. Kilkanaście ruchów nogami. Kilka sekund. Już.

W Dawidzie wzbiera fala radości, która porywa kibiców szalejących przy barierkach. Machają, wystawiają dłonie do "piątek", klepią po plecach. Pamiątkowe zdjęcie, medal zawieszony na szyi.

Fala opadnie dopiero za kilka godzin, gdy chłopak wróci do domu.

FALA WSTYDU

Już dawno się ściemniło, więc złoto na szyi przyblakło. Dawid schodzi po wąskich schodach i dociera do szarych ciężkich drzwi. Gdy przekręca klucz, zalewa go fala wstydu.

Z krótkiego korytarza wchodzi się do malutkiego pomieszczenia - dwa na dwa metry - w którym śpi. Metalowe piętrowe łóżko, stara drewniana szafa z ubraniami. Tyle.

Dół – chłodna betonowa posadzka (kiedyś był parkiet, ale zalało i musieli zerwać).

Góra – dwa małe okienka pod sufitem. Teraz wlewa się przez nie czerń, a rano Dawid zobaczy jedynie oszronioną trawę. Czasem migną jeszcze buty faceta, który klnie pod nosem, że znowu trzeba wyprowadzić psa na spacer.

Dawid mieszka w piwnicy od kwietnia tego roku.



NIEBIESKI ROWEREK

Wychował się w małej wiosce na Śląsku. Ojca nigdy nie znał, nic o nim nie wie. Mama pracowała na dwa etaty, żeby wiązać koniec z końcem. Dawid już jako nastolatek miał wypełniony każdy dzień.

Przed lekcjami – palenie w piecu. Po szkole – odkurzanie, zmywanie, koszenie. Gdy mama wracała z drugiej pracy, dom musiał być ogarnięty. Oboje kończyli robotę późnym wieczorem i padali ze zmęczenia, nie było nawet jak pogadać. Ale Dawid się nigdy nie żalił.

To ona kupiła mu pierwszy, niebieski rowerek. Miał niecałe pięć lat, spędzał na nim każdą wolną chwilę, jeżdżąc po bocznych dróżkach. A w podstawówce zaczął się ścigać, choć początki nie były łatwe. Na pierwszym treningu przeleciał przez krawężnik i wylądował pod brzozą. Trener podbiegł wystraszony:

- Nic nie stało?
- Mogę jechać dalej – wydukał Dawid, wypluwając trawę z ust.

Usłyszał, jak trener mówi do innych, że może coś z niego być. Że przyszedł chłopak z ulicy i nie pęka. Przetrwał trudny moment, doczekał się pierwszych zwycięstw oraz medali. Do dziś zdobył jedenaście tytułów mistrza Polski, w tym dwa w kategorii elity.

Nie byłoby tego, gdyby nie ona.

MAKARON Z SOSEM

Świta. Kilka promieni słońca wpada przez okienka pod sufitem. Dawid przeciąga się na wąskim łóżku i stawia pierwszy krok na betonowej posadzce.

Na śniadanie zwykle bułka z serem. Potem szybkie zakupy, podczas których obowiązują dwie zasady: jak najbardziej zapchać żołądek, wydać jak najmniej. Wieczorem i tak będzie burczało w brzuchu, ale nie ma się co martwić na zapas.

Potem trening kolarski i krótki spacer po parku, żeby wyjść do ludzi. W piwnicy raczej nikt go nie odwiedza. Obok sypialni Dawida jest spory magazyn z rowerami, więc czasem inni kolarze wpadają po sprzęt. Zawsze robi się wtedy raźniej, jest do kogo otworzyć buzię.

Na dole jest jeszcze kotłownia, więc Dawid nigdy nie marznie. Naprawdę da się przeżyć. Luksusu nie ma, ale przynajmniej ma dach nad głową. Docenia to.

W kwietniu po powrocie z obozu kolarskiego wybrał numer trenera swojego zespołu kolarskiego, KLTC Konin.

- Nie mam gdzie mieszkać.
- Nie stać nas, żeby ci coś wynająć. Ale drzwi klubu są dla ciebie otwarte.

Nie zamierzał rezygnować z jazdy, a za kolarski staż dostawał tysiąc złotych na rękę – bez szans na wynajęcie mieszkania.

Najgorsza była w piwnicy pierwsza noc.

Nie mógł zmrużyć oka, w głowie kotłowały się myśli. Dlaczego śpi w takim miejscu? Jak z tego wyjść? Co ma ze sobą zrobić? Totalny dół i brak światełka w tunelu. Nagle poczuł, że nie może złapać oddechu, a serce przyspieszyło. Później atak duszności wrócił jeszcze kilka razy. W szpitalu zrobili mu badania, ale nie wykryli żadnej choroby. Po prostu nie radził sobie psychicznie z tym, co się dzieje.

Potem jakoś przywyknął. Śniadanie – bułka z serem. Obiad – ryż albo makaron z sosem z mikrofali, którą Dawid postawił na stoliku w magazynie. Kolacja - bułka z masłem.

Dawid mówi dziś: I tak miałem szczęście. Gdyby nie Agata, skończyłbym dużo gorzej.

Dawid i Agata. Dawid i Agata.

CZEŚĆ, JESTEM DAWID

Na spotkanie przychodzi w jej towarzystwie. Drobna, szerokie usta, brązowe oczy. Zanim Agata weźmie pierwszy łyk kawy, ostrzega, że jest gadułą.  

Poznali się w szkole średniej. On – technikum. Ona – liceum siatkarskie. On – pierwsze "cześć" na korytarzu. Ona – zaproszenie do znajomych na Facebooku. On wprowadza ją w tajniki kolarstwa, ona opowiada mu o siatkówce.

Gdy Dawid przecina linię mety na mistrzostwach Polski w Prudniku, Agata skacze z radości za barierką.

To pierwsza osoba, której naprawdę zaufał. Przed którą nie wstydził się przyznać, że czasem jest głodny, bo nie ma za co kupić chleba. Przekonała go, że duszenie wszystkiego w sobie to droga donikąd. Namówiła na kontakt z psychologiem.

Przed pierwszą wizytą powiedział Agacie, że robi to dla nich obojga – dla siebie i dla mamy. Bo przecież żeby ją odzyskać, sam musi stanąć na nogi.

Wjeżdżamy w tej opowieści na najbardziej stromy podjazd.

DOM TO NIE HOTEL, ROZUMIESZ?

Dawid na chwilę przerywa, wyciera oczy, ucieka wzrokiem i długo myśli.

Nie chce mówić o niej źle, w końcu to mama. Po prostu nie rozumie, dlaczego tak go traktowała. Nigdy nie usłyszał od niej: "kocham cię". Nigdy go nie pocałowała ani nie przytuliła. Tylko raz widział, jak mama płacze – na pogrzebie wujka, który zmarł w wieku 42 lat.

Gdy się pokłócili i jako pierwszy wyciągał rękę, odpowiadała: "nie potrzebuję twoich przeprosin". Mówiła też: "na starość pewnie nie podasz mi nawet szklanki wody". Bolało. A kiedy poznał Agatę, mama stała się jeszcze bardziej surowa. I wydłużała listę jego obowiązków.

Powtarzała mu: dom to nie hotel, rozumiesz?!

To była słoneczna sobota. Dawid obiecał babci, że zawiezie ją do kościoła. Wychodząc z domu, usłyszał głos matki.

- Skoś trawę.
- Zrobię to jutro, dobra? Obiecałem babci, że zaraz będę.
- Nie, zrobisz to dzisiaj. Jeśli ci się nie podoba, to się wynoś.

Dawid wspomina. - Czekałem, aż załagodzi sytuację, ale milczała. Zawiozłem babcię do kościoła, a po powrocie wciąż byłem wściekły. Nadal czekałem na sygnał, że  mama wcale nie chce, bym zniknął. Nagle patrzę, a ona wnosi do pokoju stertę moich ubrań i albumy, które mam ze sobą zabrać. Wrzuciła rzeczy do auta i ironicznie wysłała mi buziaka na do widzenia.

Noc spędził w samochodzie, zastanawiając się, co zrobić.

Pojechał na kilka dni do babci, a potem dowiedział się, że mama kolegi ma puste mieszkanie w Gliwicach. Świetny strzał - wynajął za pół ceny, został prawie dwa lata.
Chętnie mieszkałby tam dłużej, ale musiał się wyprowadzić, żeby zwolnić miejsce dla syna właścicielki.

W kwietniu zszedł wąskimi schodami i otworzył szare metalowe drzwi. Łóżko, betonowa posadzka, drewniana szafa.

Piwnica.

PRZYNIEŚ, PODAJ, POZAMIATAJ

Od wyprowadzki z domu rodzinnego Dawid musi mocno pedałować pod górę.

Etap pierwszy. Budowa w Londynie. Wakacje 2019, zaraz po maturze. Tyra dziewięć godzin dziennie. Jest nowy, więc przydzielają mu zaszczytną funkcję "przynieś, podaj, pozamiataj". Ale jest "very good", płacą dziesięć funtów za godzinę. W głowie Dawida rodzi się nawet myśl, żeby zostać na Wyspach, ale szybko ją porzuca, bo nie zamierza rezygnować z kolarstwa.

Etap drugi. Bank. Funtów starcza na kilka miesięcy, przed Świętami Bożego Narodzenia nie ma nawet na głupi prezent dla znajomych pod choinkę. Bierze dziesięć tysięcy pożyczki, potem drugie dziesięć. I jeszcze cztery tysiące od przyjaciół ("spokojnie, przecież oddam"). Dopiero po czasie orientuje się, że lepiej raz czy drugi odpuścić obiad, niż się zapożyczać. Z kolarstwa ma 1000 zł, na życie zostaje kilka stów. Nigdy nie starcza do pierwszego.

Etap trzeci. Jazda rowerem, ale nie do mety. Dawid rozwozi obiady. Wie już, że stracił sporo czasu i że ma coraz mniejsze szanse, żeby utrzymać się z kolarstwa. Najlepsi w jego wieku jeżdżą na najważniejszych wyścigach na świecie. On - z burgerami i makaronami.

Coraz częściej myśli, żeby zrezygnować ze sportu. Ale gdy w 2020 roku zespół z Konina proponuje mu staż za 1300 zł, nie rzuca kolarstwa, tylko robotę.

Ciągle pod górkę, ale to jeszcze nie meta.

HERBATA Z TATĄ

Pierwszy raz Dawid wraca do domu po miesiącu od wyprowadzki. Niby żeby pomóc w zwaleniu węgla do piwnicy, a tak naprawdę chce pogodzić się z mamą. Ona staje w progu i mówi, że dalej nie wejdzie. Kiedy Dawid próbuje ją minąć, zagradza mu drogę.

Próbę numer dwa podejmuje w Dzień Matki. Kupuje Toffifee i kwiaty. Naciska na dzwonek i słyszy, jak mama wybiega po schodach, a potem uchyla górne drzwi.

- Mamo, otwórz. Nie muszę się wprowadzać, ale chcę mieć z tobą kontakt.
- Przecież to ty mnie zraniłeś.

Wzięła czekoladki, podziękowała, zamknęła drzwi. Wtedy zrozumiał, że nie ma już po co wracać.

Teraz coraz częściej myśli o tacie. Kim on jest?

Pierwszy raz zadał sobie to pytanie w wieku dwunastu lat (Mama: nie interesuj się, to moja sprawa). Teraz wróciło jak bumerang i wywołało lawinę: Co robi? Ma nową rodzinę? Nie chce kontaktu? A może w ogóle nie wie o moim istnieniu?

Dawid: Jako dziecko obserwowałem znajomych mamy, typując, który z nich może być moim ojcem. Nie spałem po nocach. Myślałem, że przypomnę sobie coś, co naprowadzi mnie na jakiś trop. Mama konsekwentnie odmawiała rozmowy na ten temat i w końcu odpuściłem. Dopiero pani psycholog uświadomiła mnie, że mam prawo wiedzieć, kto jest moim ojcem.

Nie wiem już, jak go szukać.

Mam świadomość, że nie odzyskalibyśmy straconego czasu. I może nie zbudowalibyśmy bliskiej relacji. Ale chciałbym po prostu spojrzeć mu w twarz. Zobaczyć, czy jestem do niego podobny.

Gdybym miał szansę wypić z tatą herbatę, nie wahałbym się ani chwili. Nie musielibyśmy niczego wyjaśniać. Po prostu byśmy porozmawiali.


KAWA Z MAMĄ

Jeśli moja sportowa sytuacja się nie poprawi, pójdę do normalnej pracy, ale daję sobie jeszcze trochę czasu.

Po wrześniowym mistrzostwie Polski dużo więcej ludzi dowiedziało się o moich kłopotach i zaoferowało pomoc. Kolega założył zbiórkę, pan Wojtek z Torunia napisał, że może załatwić mi catering. A pani Ania Drobek i Fundacja Wspierania Polskiego Kolarstwa sfinansowali mi studia policealne. Będę na kierunku wychowanie fizyczne.

Klub z Konina też pomaga jak może. Trener zaprasza czasem na obiady, załatwił nawet dodatkowe pieniądze z klubu na zakupy. Tacy ludzie pokazali mi, że nie jestem sam.

Żałuję tylko, że z mamą nadal nie możemy się dogadać. Ostatnio zgodziła się  porozmawiać ze znajomą na mój temat. Cóż… nie poszło tak, jak sobie wyobrażałem.

- Nie chciałaby pani spotkać się na kawie z Dawidem?
- Nie piję kawy.

Ciągle nie mogę się z tym pogodzić. Stało się dużo złego, padło wiele niepotrzebnych słów i jest we mnie żal.

Gdyby jednak przyszła jej ochota na wspólną kawę, nie wahałbym się ani chwili.

W końcu mama to mama.

***

Przyjaciele Dawida Migasa uruchomili zbiórkę, by wspomóc go finansowo. Szczegóły znajdziesz TUTAJ.

Skontaktowaliśmy się z mamą Dawida, by przedstawić w reportażu jej stanowisko, jednak przekazała, że nie chce się wypowiadać.

Chcesz skontaktować się z autorem? Napisz? dariusz.faron@grupawp.pl

Od redakcji:

Zaledwie kilkadziesiąt godzin po publikacji reportażu zareagował prezes Polskiego Związku Kolarskiego Grzegorz Botwina, który zapowiedział pomoc (WIĘCEJ TUTAJ). Na dodatek zbiórka przyniosła niesamowite efekty.

- Nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje! Kilka godzin po publikacji dostałem telefon od znajomego, bym spojrzał na zbiórkę! Już wtedy było tam 40 tysięcy złotych. Po prostu jeszcze to do mnie nie dochodzi! Bardzo dziękuję ludziom, którzy zdecydowali się mi pomóc. Wyprowadzka z piwnicy jest kwestią czasu - mówił wzruszony.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×