Detale tworzą zawodnika - rozmowa z Arkadiuszem Miłoszewskim, trenerem juniorów starszych Polonii 2011 Warszawa

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W piątek juniorzy starsi Polonii 2011 Warszawa wywalczyli złoty medal Mistrzostw Polski. - To mój pierwszy sezon i już zdobyłem złoto. Boję się, że jak w przyszłym roku wywalczymy srebro, to będzie niedosyt. - mówi w wywiadzie dla SportowychFaktów Arkadiusz Miłoszewski, trener złotych juniorów.

W tym artykule dowiesz się o:

W piątek Polonia 2011 wywalczyła złoty medal Mistrzostw Polski Juniorów Starszych. To chyba mała niespodzianka, bo byliście debiutantem w tych rozgrywkach?

- Zdobyliśmy złoto, ja byłem trenerem, ale zasługa jest całego sztabu szkoleniowego, przede wszystkim Mladena Starcevicia, koszykarskiego guru. Juniorzy normalnie trenowali z pierwszym zespołem, tylko zawodnicy rezerwowi, którzy uzupełniali skład, przychodzili dwa razy w tygodniu żeby z nami poćwiczyć. Oczywiście, w sporcie trzeba mieć trochę szczęścia, a ja go miałem sporo. Zapowiadałem, że do Sopotu jedziemy po złoty medal, ale mówiłem to tylko dlatego, że wszystkie zespoły jechały tam w tym samym celu. Murowanym faworytem był Prokom, ale w finale moi zawodnicy zagrali fantastyczny mecz. Nie oglądałem wielu meczów juniorów starszych, ale ten finałowy dramaturgią, energią i zawziętością obu drużyn przewyższał wiele spotkań ligowych. Prezes PZKosz Roman Ludwiczuk był zachwycony, mówił, że wygrała koszykówka.

Wracając do samego spotkania. Losy finału ważyły się do ostatnich sekund, była dogrywka, co zadecydowało o tym, że to właśnie Polonia 2011 sięgnęła po złoto?

- Przed meczem powiedzieliśmy sobie, że jeśli wyeliminujemy kilku zawodników, to zrobimy im problem. To są młodzi zawodnicy, jeśli nie pozwolimy im wejść w grę dobrą obroną, to będą w sporych kłopotach. To był nasz cel na pierwszą kwartę, mocna, agresywna obrona i to się udało. Co więcej, ta twarda defensywa pozwoliła nam na lepszą grę w ataku. Chłopaki nakręcili się tym, że im idzie w obronie, to zaczęli też dużo lepiej grać w ataku. Prokom dysponował dużo szerszym składem, udało im się odrobić straty, ale nam wystarczyło determinacji i woli walki, bo z sił już wcześniej opadliśmy. Sporo zimnej krwi zachował Dardan Berisha, który doprowadził do dogrywki i późnij wygrał mecz.

A czy dodatkową motywacją nie było to, że w turnieju półfinałowym w Kielcach przegraliście z Prokomem?

- Na pewno nie. Rozmawialiśmy o tym, że tamten mecz jest już historią i już o nim nie pamiętamy. Tamten mecz dał nam sygnał, że oni są żadnymi Jordanami, że można z nimi wygrać, ale nie mogliśmy ich zlekceważyć, myśleć, że są słabi.

Złoto na koniec bardzo cieszy, ale początek sezonu nie wskazywał na taki obrót sprawy, bo rozgrywki zaczynaliście z czterema wartościowymi zawodnikami.

- Wtedy to rzeczywiście tak nie wyglądało, ale tych czterech zawodników na rozgrywki okręgowe to wystarczyło. Nie wystarczyło jedynie na MKS Polonię Warszawa. Nigdy z nimi nie zagrałem w pełnym składzie, brakowało Nowakowskiego, Mokrosa, Popiołka, nie było wtedy jeszcze z nami Dardana Berishy. Przegraliśmy z nimi dwa razy, raz wygrał z nami MKS Ochota. W sporcie, tak jak mówiłem wcześniej, trzeba mieć trochę szczęścia. W pełnym składzie zagraliśmy na finałach, ale świetnie układało się już od ćwierćfinałów, gdzie ominęły nas kontuzje, co było problemem wcześniej. Na początku nie wyglądało to najlepiej, ale kalendarz gier był dla nas szczęśliwy.

Czterech zawodników wystarczyło do wyjścia ze strefy warszawskiej, ale chyba nie można powiedzieć, że to słaba strefa, bo aż trzy zespoły zagrały w półfinałach, a dwa w finałach?

- Strefa nie jest słaba. Czterech wystarczyło żeby wyjść, a w pełnym składzie zagraliśmy dopiero ostatnie dwa mecze, które decydowały o tym, z którego miejsca awansujemy dalej. Wyszliśmy z drugiego, ale było tak ciasno, że równie dobrze przy jednej porażce więcej mogliśmy być na czwartej pozycji. Gdyby Pruszków z nami wygrał i awansował dalej też mógłby zajść daleko. Legia w ćwierćfinale grała bez trenera, a była bardzo blisko półfinału. Warszawska to jedna z silniejszych stref, zawsze tak było.

Sporym zaskoczeniem dla rywali, kibiców i obserwatorów był Dardan Berisha. Jak ten zawodnik trafił do Polonii 2011?

- Sam się do nas zgłosił, bo ma w Polsce rodzinę. Jego mama pochodzi z Bielska Podlaskigo, jego brat mieszka w Warszawie. W Kosowie wiele się nie działo, przyjechał do nas przed tym sezonem. Pojechał z nami na obóz przygotowawczy, trener mu się dokładniej przyjrzał i byliśmy do niego przekonani. Trochę w głowie zamącił mu agent, który skusił go na wyjazd do drugiej ligi hiszpańskiej. Miał grać i sporo zarabiać, ale to nie do końca wyszło tak, jak się spodziewał. Pieniądze jakieś zarobił, ale w ogóle nie grał. Od listopada na linii Hiszpania – Warszawa była prowadzona gorąca linia. Przyjechał do nas na ostatnią chwilę, 15 stycznia zgłosiliśmy go do pierwszej ligi. To jest zawodnik z charakterem. W Sopocie doprowadził do dogrywki i to on wygrał mecz. Zabrał piłkę Waczyńskiemu i zdobył ostatnie punkty, a nie wiem czy każdy by był w stanie tak zagrać. To nie jest tak, że ja jego przeceniam a innych nie doceniam. Nie wiem, czy wielu z tych juniorów potrafiłoby w ostatnich sekundach stanąć na linii i trafić dwa wolne. W jego przypadku byłem pewien, że trafi.

MVP turnieju w Sopocie został Jarosław Mokros. W zeszłym sezonie robił sporą furorę w drugiej lidze, ten zaczął od problemów ze zdrowiem. Na finały był jednak w świetnej formie.

- Kontuzje tak jak mówiłem to była na początku to nasza zmora. Jarek wrócił, był w świetnej dyspozycji, ale dopadł go kryzys, wszystko siadło. On jest bardzo ambitnym zawodnikiem, jak mu nie wychodzi, to chce jeszcze bardziej i to go czasem blokuje. Ale w ostatnim meczu on zniszczył wszystkich wysokich Prokomu. Nikt przy nim nie istniał, a przecież w Prokomie grają reprezentanci Polski. Teraz trener U20 zastanawia się, czy nie wziąć naszych zawodników. Chętnie widziałby u siebie Mokrosa i Pamułe, ale oni grają jeszcze w U18. To są młode chłopaki, a już grają lepiej od starszych od siebie. Ale schodzimy na ziemię i pracujemy dalej.

W przyszłym sezonie będziecie bronić tytułu i macie wszelkie zadatki, by po raz drugi wywalczyć złoto, bo przecież trzon zespołu się nie zmieni.

- Zgadza się, odejdą tylko Berisha i Nowakowski. Musimy wzmocnić się pod koszem i cały czas szukamy zawodników. Mam nadzieję, że ten medal sprawi, że zawodnicy lub ich rodzice, którzy się wahają przekonają się do Polonii 2011. Zobaczą, że gra u nas jest dobrą drogą. Chłopaki pokazali nie tylko, że potrafią grać w koszykówkę, ale też są drużyną. Każdy kto z boku patrzył widział, że to zespołowy basket, a nie popisy jednej gwiazdy, jak Waczyński 43 punkty i mecz przegrany.

Pańscy zawodnicy pod względem liczby spotkań mogą się równać z graczami z NBA. W 14 dni zagrali 12 spotkań, jak oni to wytrzymali?

- To zasługa naszego fizjoterapeuty – Macieja Piechoty. Opiekuje się nimi z wielkim sercem i zaangażowaniem. Dba o to, żeby zjedli odpowiednie rzeczy, uzupełnili płyny po każdym meczu. Dodatkowo uczymy ich profesjonalizmu. Ja mam nad nimi cały czas jakąś kontrolę, bo z nimi mieszkam. Po wygranym finale nie pozwoliliśmy sobie nawet na jedno piwo, bo już w niedzielę graliśmy mecz. To są młodzi chłopcy i takie mistrzostwo można uczcić lampką szampana, chociaż nie jest to wychowawcze.

Dużą uwagę zwracacie na nawet najdrobniejsze szczegóły. Zawodnicy w odpowiednim porządku siedzą na ławce podczas przerw, trener Starcević złości się, gdy ktoś na treningu nie ma włożonej koszulki w spodenki. Czy to jest aż tak ważne?

- U trenera Starcevicia najważniejsze są detale. Według niego to one tworzą zawodnika. Jeżeli źle siądziesz czy nie masz włożonej koszulki, to on uważa, że nie jesteś skoncentrowany. Musisz być non stop skoncentrowany, to wygrywasz ze stresem. Mamy już pełne głowy tych detali, ale ja się cieszę, że uczę się od mistrza. W końcu trener Starcević ma swoich zawodników nawet w NBA. Czasem wydaje się, że te szczegóły to głupoty i nie mają związku z grą, ale tak nie jest.

Wiele osób zwraca też uwagę, że prowadzi pan zespół inaczej niż inni polscy trenerzy. Z ławki Polonii 2011 nie słychać krzyków nie rób, nie rzucaj i tak dalej. To pewna nowość w pracy z młodzieżą.

- Ja uważam, że w takiej randze rozgrywek, w finale Mistrzostw Polski zawodnicy są bardzo zdenerwowani. Ja muszę ich bardziej uspokajać. To są młodzi chłopcy, krew się w nich buzuje, a zahukanie nic nie przyniesie. Ja z większością zawodników jestem na ty, ale jest pomiędzy nami taki dystans, że oni mnie słuchają. Jeżeli oni mnie będą słuchać, to wszystko będzie OK., ja ich też będę słuchał. Ja nie jestem psychologiem, ale mam w sobie taką umiejętność budowania dobrej atmosfery. Tak było także za czasów mojej kariery zawodniczej i teraz to procentuje. Tez zespół jest stworzony tak jak powinien być, zarówno w tym domu, gdzie razem mieszkamy jak i na boisku. To jak bardzo jest to ważne, pokazał turniej, a zwłaszcza mecz finałowy. Oni jeden za drugiego oddaliby to co mają.

Założeniem programu Polonii 2011 jest szkolenie młodzieży, a na razie macie tylko drużynę juniorów starszych. Czy powstaną zespoły z niższych kategorii wiekowych?

- Od przyszłego sezonu planujemy stworzenie drużyny juniorskiej. Ci młodzi chłopcy będą występować równocześnie w drugiej lidze, by ogrywać się w seniorskiej koszykówce. Najlepiej widać, że to działa na przykładzie Pamuły. On ma 18 lat, fizycznie jest jeszcze dzieckiem, ale już jest okrzepnięty. Drużyny będą mieszane. Część juniorów będzie grała w juniorach starszych, najlepsi w pierwszym zespole. Dużo pracy przed nami, a ja już na życie prywatne nie mam czasu, ale podoba mi się to co robię. To przynosi efekty, nawet jeżeli są jakieś trudności po drodze, to złoty medal Mistrzostw Polski otwiera wielką drogę. To mój pierwszy sezon i już zdobyłem złoto. Boję się, że jak w przyszłym roku wywalczymy srebro, to będzie niedosyt.

Źródło artykułu: