W Czechach lepsza organizacja i więcej gry - rozmowa z Robertem Skibniewskim, koszykarzem BK Prostejov

Robert Skibniewski kontynuuje swoją karierę w lidze czeskiej. Aktualnie jego klubem jest BK Prostejov, z którym zawodnik niedawno pojawił się w Polsce przy okazji poznańskiego memoriału Jacka Ponickiego.

W tym artykule dowiesz się o:

Jarosław Galewski: Dlaczego postanowiłeś kontynuować swoją koszykarską karierę w Czechach?

Robert Skibniewski: Przede wszystkim mój obecny klub na mnie postawił. Trener darzy mnie naprawdę sporym zaufaniem. Na moją decyzję złożyło się jednak kilka czynników. Mam bardzo blisko do domu. Podróż zajmuje mi zaledwie trzy godziny samochodem. Liga czeska z roku na rok staje się coraz lepsza. Organizacja stoi na naprawdę wysokim poziomie. Jest również więcej grania i to na pewno miało wpływ na mój wybór.

Zapotrzebowanie na twoje usługi w Polsce z pewnością jednak było...

- Rozmawiałem z kilkoma klubami. Były to między innymi zespoły z Koszalina czy Kołobrzegu. Niestety, argumentem przeważającym było to, że w Czechach jest znacznie więcej grania.

Jak porównasz poziom ligi czeskiej do rozgrywek w Polsce?

- Wydaje mi się, że liga czeska jest lepiej zorganizowana. W telewizji można obejrzeć nawet dwa mecze w tygodniu. Raz w tygodniu emitowany jest natomiast magazyn koszykarski. Wszystko jest naprawdę bardzo fajnie zrobione. Czesi bez wątpienia stawiają na sport. Jak już wcześniej wspomniałem, jest naprawdę dużo grania. Poziom ligi z roku na rok na pewno się poprawia. W Czechach cztery kluby odstają od czołówki. W tym roku do tego grona dołączyła drużyna z Pardubic, która znacząco zwiększyła swój budżet. Najważniejsze jednak, że Czesi nie stoją w miejscu. Liga z roku na rok się rozwija.

Jak popularna jest koszykówka w Czechach?

- Jak już powiedziałem, w Czechach wszyscy stawiają na sport. W Prostejovie, gdzie występuję razem z Radkiem Hyżym, mieszka 50 tysięcy ludzi. Miasto posiada drugą co do wielkości bazę treningową w tenisa. Na mecze przyjeżdżają tutaj Marta Domachowska czy taka gwiazda światowego tenisa jak Sampras. To jednak nie koniec. Funkcjonują tutaj i rozwijają się inne sporty takie jak piłka nożna, żużel, kolarstwo torowe, hokej, siatkówka czy wreszcie koszykówka. To małe miasteczko, ale bardzo usportowione. W całych Czechach jest tak samo. Jeżeli przejechałbyś się po tym kraju, to na pewno zobaczyłbyś reklamy ligi czeskiej. Organizacja jest na dużo wyższym poziomie niż w naszej ojczyźnie.

Niedawno zakończył się Eurobasket. Jakbyś podsumował grę naszej reprezentacji w tym turnieju?

- Na pewno jest niedosyt. Osobiście uważam, że dysponowaliśmy najlepszą ekipą od 15 albo nawet 20 lat. Rozmawiałem już o tym turnieju z kolegami i wspólnie doszliśmy do wniosku, że reprezentacja powinna wcześniej zacząć przygotowania, lepiej się zgrać i poznać. Teraz jednak jest już musztarda po obiedzie. Nie ma sensu do tego wracać. Mam nadzieję, że wszyscy ci zawodnicy będą w dalszym ciągu chcieli grać dla Polski. Wierzę, że będziemy czynić postępy.

Eurobasket miał być również sukcesem promocyjnym. Wiele mówiło się, że to wielka szansa dla koszykówki, która ostatnio pozostawała w cieniu innych gier zespołowych. Patrząc jednak na frekwencję podczas wielu spotkań, można było zauważyć, że turniej nie był dobrze rozreklamowany...

- Tak, ale warto zauważyć, że dwa lata temu byliśmy w Alikante, gdzie graliśmy z Francją czy Słowenią i hala była również pusta. Kibice przychodzili przede wszystkim na mecze gospodarzy. Zobaczymy jednak, jak ta impreza przełoży się na liczbę kibiców w halach i przed telewizorami w trakcie sezonu ligowego. Wszystko dopiero przed nami.

A co będzie walczył Robert Skibniewski ze swoim zespołem?

- Na pewno o mistrzostwo. Ten cel się nie zmienia. Wiadomo, że będzie bardzo ciężko, ponieważ nie brakuje wymagających rywali. Gramy jednak o finał i wierzę, że uda nam się go osiągnąć.

Tęsknisz za Polską?

- Są takie momenty, ale jak już powiedziałem wcześniej, mam naprawdę bardzo blisko do domu. Utrzymuję również intensywne kontakty z rodziną i przyjaciółmi. Do naszego zespołu dołączył ostatnio Radek Hyży i dzięki temu śmiało mogę powiedzieć, że czuję się tutaj jak w Polsce. Nie ma również żadnego problemu z językiem. Do domu staram się wracać, kiedy tylko mam czas. Dwa razy w miesiącu to naprawdę wystarczająca częstotliwość. Mam rodzinę w Bielawie, mieszkanie we Wrocławiu i można powiedzieć, że próbuję rozsądnie gospodarować czasem, żeby wszystko umiejętnie podzielić.

Kiedy zobaczymy cię znowu na polskich parkietach?

(śmiech) Zobaczymy. Wszystko jest sprawą otwartą. Tak naprawdę to nie zależy tylko ode mnie.

Komentarze (0)