Nie jesteśmy robotami - rozmowa z Eweliną Galą, zawodniczką Energi Katarzynek Toruń

Ewelina Gala to sympatyczna, dziewiętnastoletnia, wysoka dziewczyna, grająca na pozycji skrzydłowej. Portal SportoweFakty.pl miał okazję porozmawiać z nią po przegranym meczu Torunia z AZS PWSZ Gorzów.

Ewelina jest skromną dziewczyną, a przecież w sezonie 2007/2008 była jedną z liderek zespołu z Pabianic i to między innymi dzięki tej "liderce" jej zespół awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jest również zawodniczką reprezentacji Polski, dziewczyną z marzeniami, o których potrafi z pasją opowiadać.

W ubiegłym roku było głośno o Ewelinie nie z powodu jej talentu koszykarskiego, ale ponieważ podpisała jednocześnie kontrakty z dwoma polskimi klubami. Ta sytuacja miała ogromny wpływ na jej karierę i uniemożliwiła jej, na szczęście tylko chwilowo, dalszy rozwój sportowy. Teraz już te problemy ma za sobą i może w całości oddać się koszykówce. Ma liczne koszykarskie braki, ale konsekwentnie stara się je eliminować. O tym wszystkim opowiada w wywiadzie dla portalu Sportowefakty.pl.

Tomasz Wiliński: Co jest głównym Twoim źródłem utrzymania? Czy z koszykówki można się utrzymać?

Ewelina Gala: Z gry w koszykówkę spokojnie można się utrzymać. Uważam, że w ogóle sportowcy nie narzekają na zarobki. Oczywiście, to wszystko zależy od jakości gracza, z każdym rokiem najczęściej te zarobki się zmieniają, wszystko zależy od poziomu sportowego danego gracza. Na poziomie ekstraklasy oczywiście. Ja natomiast nadal się uczę i patrzę pod kątem rozwoju, a nie zarabiania pieniędzy.

Czy jesteś osobą rozpoznawalną? Jak sobie radzisz z popularnością?

- Nie odczuwam tego, że jestem rozpoznawalna. Kiedy grałam jeszcze w Pabianicach mocniej dawało mi się to we znaki, ludzie zaczepiali mnie na ulicach, ale w Toruniu jakoś specjalnie tego nie poczułam. Nie każdy żyje koszykówką, jest jakieś grono kibiców, ale nie są to zawsze mieszkańcy całego miasta. Poza tym dorośli ludzie nie fascynują się raczej koszykarkami, bardziej dzieci.

Jakie są Twoje cele i marzenia? Co robisz, by je spełniać?

- Marzenia mam piękne. Tylko nigdy nie wiadomo, czy się spełnią. Na pewno dążę do ich spełnienia i uważam, że nadal wszystkie są w moim zasięgu. Celem jest, bym była zadowolona w przyszłości z tego do czego doszłam. Bym wspominała z rodzicami te cięższe chwile i wtedy już się z nich śmiała. Koszykówka to moja pasja, hobby, kocham ten sport, dlatego cele i marzenia związane są przede wszystkim właśnie z tym sportem.

Jak wyglądają Twoje relacje z mężczyznami?

- Jestem wolna, aczkolwiek nie jest to zielone światło dla tej części męskiego grona kibiców. Postawiłam na sport, na koszykówkę, i nadszedł czas kiedy zrozumiałam, że wszystko albo nic. Dlatego nie chce na razie z nikim się spotykać, od dłuższego już czasu jestem sama. Poprzedni poważniejszy związek zakończył się niepowodzeniem. To nieprawda ze kobiety są problemem, to faceci nim są.

Jak widzisz swoje prywatne życie w przyszłości - małżeństwo, dzieci?

- Ślub, dzieci? Nie zaczęłam jeszcze myśleć poważnie na takie tematy. Pewnie, że chcę mieć męża i dzieci Jak byłam młodsza zawsze sobie mówiłam ,że "będę miała męża koszykarza i śliczną córeczkę". Na razie nie mam potencjalnego kandydata na męża. Myślę, że będzie to sportowiec, bo jednak dla tego sportu trzeba dużo zrozumienia i chciałabym, żeby mój partner był w pełni wyrozumiały dla moich marzeń związanych z koszykówką.

Czy w prywatnym życiu jesteś kokietką? Czy wykorzystujesz swoją urodę, by załatwiać jakieś sprawy?

- Nie, w żadnym wypadku nie wykorzystuję swojej urody. Są miliony pięknych dziewcząt, mężczyźni mają w czym przebierać. Wybrać koszykarkę, która ciągle gdzieś wyjeżdża? Myślę, że to nie najlepszy wybór. Szanuję uczucia innych ludzi, sama bardzo szybko przywiązuję się do osób, na których mi w jakimś stopniu zależy.

Jak oceniasz swój poprzedni sezon 2008/2009? Jaki wpływ na Twoje poczynania w lidze miały zawirowania wokół Twojego kontraktu, a właściwie kontraktów?

- Nie był może to mój wymarzony sezon, bo jednak początkowe zmagania z gdyńskim klubem nie należały do miłych, ale sezon zakończył się dla nas na 5 miejscu, co myślę jest dobrym wynikiem.

Czy "afera" powstała w ubiegłym sezonie po podpisaniu przez Ciebie dwóch kontraktów w Gdyni i w Toruniu mocno odbiła się na Twojej psychice, czy masz już te problemy za sobą?

- Z tego zrobiono aferę, wcale nie musiała takowa być. Zacznijmy od tego, że nie było dwóch kontraktów, był jeden w Toruniu. Natomiast ta sytuacja wiele nauczyła mnie i moich rodziców. Taka sytuacja na pewno już nigdy nie będzie miała miejsca. Owszem, wpływ miała i to duży. Byłam zawieszona, później znów mogłam grać, następnie po kilku spotkaniach dowiedziałam się ,ze znów muszę obserwować wszystko z trybun. Trener Omanic nie mógł patrzeć na mnie poważnie, bo przed każdym meczem mogłam być wykluczona ze składu. Na szczęście się to skończyło i 2 rundę zaczęłam już w pełnym spokoju i z czystym kontem.

Co możesz powiedzieć o zakończonym meczu z AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski? Jak oceniasz ten zespół?

- Jesteśmy po meczu z Gorzowem, to silny zespół. Mają dobre zawodniczki, waleczne. Grają szybką koszykówkę. Zarówno obwód jak i zawodniczki podkoszowe mają na równym poziomie, więc ciężko znaleźć ich czuły punkt. Moje umiejętności sportowe nie są na wysokim poziomie, nadal należę do młodych graczy, nadal się uczę. Chcę się uczyć koszykówki, to dopiero mój 2 poważny sezon w ekstraklasie, brak mi doświadczenia i ogrania. Najważniejsze jednak mieć poczucie tego na jakim poziomie się znajduję, ja mam i wiem, że mam wiele do zrobienia. Walka do ostatniej minuty została mi chyba po sztukach walki, kiedy je jeszcze trenowałam. Trzeba walczyć, nie można się poddawać. Nigdy nie można się położyć i skulić przed przeciwnikiem, nawet jak jesteśmy słabsi, pokażmy, że nie będzie im łatwo, niech z nami walczą.

Jak oceniasz grę polskiej reprezentacji U-20 w zakończonym sezonie?

- Myślę, ze ogólnie jako zespół nie dałyśmy plamy. Niektóre mecze, w których poległyśmy były do wyszarpania, ale robiłyśmy, co mogłyśmy. Ja osobiście byłam zadowolona ze swojego wyniku końcowego.

Jak oceniasz swój występ w Gorzowie i w czym upatrujesz przegraną Torunia?

- Mojego występu w Gorzowie nie zaliczam do udanych, nie spędziłam na parkiecie dużo czasu. Natomiast zawsze staram się z całych sił, i jestem skoncentrowana, czasem jednak przychodzi tzw. "niemoc". Sportowcy nie są robotami. Zdarzają się gorsze dni, kiedy nic nie idzie. Nasz zespół w meczu z Gorzowem pokazał ,ze nie jest łatwym przeciwnikiem. Od początku meczu byłyśmy skupione i zdeterminowane do dalszej walki. Brakuje nam jednak jeszcze zawodniczki podkoszowej, wzmocnienie na tę pozycję by się przydało. W tym meczu przegrałyśmy z Gorzowem właśnie pod koszem, obwód mamy naprawdę silny. Może w 2 rundzie uda nam się pokonać AZS PWSZ.

Która z gorzowskich zawodniczek jest "motorem napędowym" zespołu, a która Torunia?

- Jak już wcześniej wspomniałam, Gorzów ma wiele świetnych zawodniczek. Izę Piekarską, która jest naprawdę silna pod koszem. Dynamiczna rozgrywająca, która napędza zawodniczki. To naprawdę dobry zespół. Odnośnie naszego zespołu, ciężko powiedzieć. Moim zdaniem takim zawodnikiem do tej pory była Emilia Tłumak, niestety jej organizm się zbuntował. Teraz mamy zgrany zespół i każda odgrywa w nim ważną rolę.

Jak typujesz strefę medalową FGE w sezonie 2009/2010 ?

- Myślę, że w tym roku zespół z Polkowic może o sobie przypomnieć i stanąć na podium. Natomiast za wcześnie jest, by cokolwiek mówić, wielkich niespodzianek nie będzie, ale uważam, że Polkowice to silny i wartościowy zespół i na pewno koszykarki jak i działacze klubu będą chcieli wrócić na "pudło". A za rok albo dwa my się tam stawimy! Polkowice maja naprawdę silny i zdeterminowany skład. Nie wiem, czy będą sięgać aż po złoto, ale uważam, że medal w tym sezonie zdobędą. Nie chcę wybiegać za bardzo w przyszłość, wszyscy doskonale wiemy jaki jest sport i jakie niespodzianki lubi sprawiać. Spójrzmy chociażby na ostatni mecz Wisły z Brzegiem.

Czy nadal masz związki z zespołem z Pabianic, któremu dwa lata temu pomogłaś awansować do ekstraklasy, czujesz sentyment do tego zespołu albo ludzi z nim związanych, zawodniczek?

- Niestety nie mam jakiegoś trwałego kontaktu z większością z dziewczyn, z kilkoma jednak ten kontakt się podtrzymuje i wiemy wzajemnie co się u nas dzieje. Sentyment mam do miasta ogromny, to małe miasteczko i ludzie tam żyją koszykówką, jest tam ciepło i rodzinnie. Mam tam wielu znajomych, dlatego też często tam wracam.

Co uważasz za swoje atuty sportowe, a co jest Twoją słabą stroną?

- Moja słabą stroną jest technika koszykarska. Można powiedzieć, że prawie jej nie mam. Kiedy zawodniczki, z którymi teraz gram, uczyły się kozłowania, podań i podstaw koszykówki, ja trenowałam sztuki walki. Późno zaczęłam grać w koszykówkę, stad moje braki, nie było czasu żeby je wypełnić. Do tej pory mi to przeszkadza, dlatego w wolnych chwilach staram się nadrabiać to czego nie mam. W Pabianicach spotykałam się na indywidualnych zajęciach z trenerem Przemysławem Bajerem, tegoroczne wakacje również z nim przepracowałam, tutaj natomiast nie jestem w stanie się z nim widywać i uczyć się koszykówki, dlatego sama często idę na sale i powtarzam elementy, których trener mnie uczył.

Jak wygląda Twój dzień w trakcie sezonu sportowego, a jak poza nim? Czy masz czas dla siebie?

- Taki mój "sportowy" dzień trwa cały rok. Po sezonie zaczyna się kadra i wszystkie zgrupowania, więc z jednego miejsca jadę w drugie i tak od 3 lat. Czasami trafi się jakiś wolny weekend, wtedy jadę do domu, albo rodzina przyjeżdża do mnie. Tęsknię za moimi bliskimi, jestem silnie emocjonalnie związana z mamą, dlatego jak tylko mogę jeżdżę do domu. Wolnych chwil jest mało, ale kiedy już są, staram się wynagradzać jakoś ten czas znajomym, którzy starają się mnie często gdzieś wyciągnąć, a ja rzadko kiedy mam dla nich czas.

Kto jest Twoim idolem sportowym, a kto pozasportowym?

- Moim idolem jest Olga Pantelejewa, grająca swego czasu w Pabianicach, to świetny gracz, z zawodowym podejściem. Wiele jest świetnych koszykarek czy koszykarzy, dlatego mogłabym doszukiwać się wielu ideałów, ale Olga zawsze była dla mnie wzorem. Takim pozasportowym mój tata, nawet nie do końca pozasportowym, bo to wieloletni sportowiec, trenuje sztuki walki. Ma dla mnie wielkie podejście do sportu, i jest dla mnie autorytetem.

Komentarze (0)