Do zdarzenia pomiędzy doszło w trakcie przedsezonowego sparingu. Graczowi Wojowników w ogóle się ono nie udało. Stephen Jackson w ciągu niespełna dziesięciu minut złapał pięć fauli i przewinienie techniczne, krzyczał na sędziego i wymienił "uprzejmości" z Kobe Bryantem. Schodząc w stronę ławki rzucił kilka brzydkich słów w stronę trenera. Don Nelson odesłał niesubordynowanego koszykarza do szatni.
Były już kapitan Golden State Warriors ma żal do swoich kolegów, że nikt w tamtej sprzeczce z graczem Lakers nie wsparł go. - Nie było żadnej reakcji. Zostałem pozostawiony sam sobie. Gdyby całe zdarzenie dotyczyło kogoś innego z zespołu, wówczas byłbym pierwszy do pomocy - mówi Jackson.
Punktem zapalnym były słowa Bryanta, który nazwał swojego rywala "chłopaczkiem". Obydwaj są w tym samym wieku, dlatego to tak bardzo rozzłościło zawodnika Wojowników. - Nie zamierzam nikomu pozwalać mnie obrażać. Nie jestem fanem Kobe Bryanta. On mi wcale nie imponuje. Wydaje mi się, że gram na jego poziomie. Różnica pomiędzy nami jest taka, że on jest cały czas jest w świetle reflektorów - stwierdza Jax, który ostatnio robi wszystko co w jego mocy, aby skierować na siebie uwagę mediów.